Rozdział 28

377 25 6
                                    


Stefan

-Stefan- rozlega się wesoły pisk w chwili, w której przekraczam próg Sali numer 104.

Dźwięk dochodzi z małego i sterylnie białego łóżeczka ustawionego w odległym końcu Sali. To Max, mój mały przyjaciel, który stał się dla mnie kimś więcej.

Podchodzę do chłopczyka o niewinnym spojrzeniu. To koleina moja wizyta u niego, lecz ciągle mi się wydaje, że było ich zbyt mało. Czasu nie da się jednak oszukać, ciągle płynie tak samo, bez względu na to co dzieje się dookoła. Z dnia na dzień ten malec słabnie i opada z sił coraz bardziej i bardziej, kiedy na niego patrzę mam ochotę się załamać. Lekarze robią wszystko, co tylko mogą i potrafią, ale to już dawno przestało dawać rezultaty. Jego życie wisi teraz na bardzo, ale to bardzo cienkim włosku, który w każdej chwili może pęknąć. Nie zadajemy już sobie teraz pytania: „Czy przeżyje?", lecz „Ile jeszcze czasu da radę wytrzymać?".

On nie ma pojęcia, że widzę jego cierpienie. Próbuje to ukryć, ale to niemożliwe. Pod jego neutralną oraz tak codzienną maską wiecznej radości kryje się ból, którego korzenie są zakorzenione tak głęboko, że wyciągnięcie ich okazuje się w tej chwili niemożliwe. Można je jednak neutralizować, przez co ulżyć chłopczykowi w jego ciężkiej wędrówce.

-Co u ciebie mały? Jak się trzymasz? – pytam ozdabiając swoją twarz najpiękniejszym uśmiechem radości na jaki mnie stać.
-Świetnie, cieszę się, że już jesteś.
-Naprawdę? Wiesz przyniosłem ci coś? – zaciekawione spojrzenie Maxa bada moją osobę wzrokiem
-Co? – w końcu nie wytrzymuje
-A to. – odpowiadam, po czym wyciągam zza pleców małą figurkę. Przedstawia ona skoczka, który właśnie zjeżdża po rozbiegu.

Malec szybko przechwytuje ją i chwyta w swoje dłonie. Ogląda ją z każdej strony, a jego twarz promienieje z radości. To taki prosty gest, ale jak bardzo potrafi nas rozweselić. Żałuję, że nie wpadłem na to dużo wcześniej.
- Co to jest?
-To taki prezent, który ma dla mnie duże znaczenie. – malec podnosi wzrok i zachęcającym spojrzeniem pogania mnie do kontynuacji zwierzeń , wie jak mnie przekonać. – Zacząłem skakać, gdy miałem 7 lat, po kilku latach udało mi się już coś osiągnąć, myślałem, że wszystko idzie w dobrym kierunku, ale przed zawodami wysokiej rangi , które miały mi otworzyć drzwi do nowych możliwości stało się coś. Upadłem na treningu, to nie był wcale mój pierwszy upadek, lecz ten był na tyle tragiczny w skutkach, że nie mogłem już wystartować na tych zawodach. Nie mogłem też trenować przez kilka miesięcy, tak powiedzieli mi wtedy lekarze. Byłem załamany, ponieważ tak długo na to czekałem... W tamtej chwili wszystko traciło dla mnie swój sens, nie widziałem piękna i nie potrafiłem się cieszyć. Aż pewnego dnia przyszedł do mnie trener i powiedział, że na mnie czeka, że w jego drużynie zawsze jest wolne miejsce, które jest dla mnie zarezerwowane. Podarował mi tą figurkę, miała mi przypominać, że to, że nie mogę czegoś zrobić teraz, nie oznacza, że tego nie zrobię wcale. Od tej pory zawsze, kiedy źle się czułem patrzyłem na nią i przypominałem sobie jego słowa. Teraz pragnę abyś ją miał i robił to samo. – uśmiecham się kończąc swój monolog

-Dziękuję – przytula mnie malec, lecz nagle gwałtownie się ode mnie odrywa, jakby sobie przypomniał o czymś niezwykle ważnym.
-Co się stało?
-Co u mamy? Nie pytałem cię jeszcze o to, a lekarz mówił, że nie wszystko jest jasne. – Max wypowiada te zdania z trudem. Nie dziwię się, ponieważ przez ostatni czas nawet krótkie zdania są dla niego ciężkie do wymówienia.
-Twoja mama... - patrzę na jego szkliste oczka – Isa... Lekarze nie wiedzą jeszcze wszystkiego w stu procentach. Miała niektóre czynniki wykraczające poza normy, które zostały przyjęte, ale to o niczym jeszcze nie świadczyło. Lekarze musieli wykonać dodatkowe badania, próbując w ten sposób wykreślić niektóre choroby z listy. Za jakieś pół godziny powinni skończyć i ją wypuścić, a wtedy tu do ciebie przyjdzie. Zgoda? Nie patrz tak na mnie, ona naprawdę już czuje się dobrze, a to chyba niezły znak, prawda? – przemilczam fakt, że te badania mają potwierdzić lub zaprzeczyć nowotworowi

Max przytakuje głową, po cym wskazuje mi miejsce na swoim łóżku, prosząc w ten sposób, abym je zajął i najprawdopodobniej o czymś z nim porozmawiał.
-O co chodzi?
-Mama.
-Tłumaczyłem ci, że nie powinieneś się tak martwić, przecież ci to mówiłem. – dziwię się
-Nie o to chodzi. – duka malec
-W takim razie co się dzieje. Wiesz, że możesz mi ufać. Zrobię to, o co mnie poprosisz.
-Opiekuj się nią. – szepcze ufnie
-Jak to?
-Kiedy mnie już nie będzie, musisz jej pomóc. – tłumaczy mi wszystko jak dziecku
-Nie mów tak...
-Wiesz, jaka jest prawda- przerywa mi – Obiecaj mi, że się nią zaopiekujesz.
Patrzę mu w oczy i chwytam swoją dłonią za jego małą i podłączoną do różnych kabelków rączkę. Zdaję sobie sprawę jak bardzo jest to dla niego ważne. Dlatego właśnie podnoszę swoją drugą dłoń i układam ją na sercu, po czym mówię:
-Przysięgam ci Maxie, że dopóki będę żyć. Zamierzam opiekować się twoją mamą i ofiarować jej każdą swoją chwilę. Będę na każde jej zawołanie i pomogę w każdej chwili.

Maxowi w zupełności wystarcza moja obietnica. Uśmiecha się do mnie i układa wygodnie w łóżku.
Poprawiam jego poduszkę i kołdrę, następnie przesiadam się na krzesełko obok.
-Powinieneś się przespać. – mówię do chłopczyka
-Tak, masz rację, ale...
-Nie ma ale, jeżeli będziesz spać, gdy Isa tu przyjdzie,, to cię obudzę. Przysięgam na moje narty. – zapewniam go, wiedząc o co mu chodziło.
-Zgoda.
Max zamyka swoje oczy, a ja siedzę i wpatruję się w niego. Myślę nad tym jak potoczy się nasze życie, kiedy nie będzie już kogoś tak wspaniałego. Moje myśli przerywa cichy szept.
-Stefan?
-Tak? – chłopiec otwiera swoje na wpół przytomne oczy
-Zostań ze mną. I...- widzę jego trud
-I co mały?
-Zaśpiewaj. – wykrztusza, po czym zanosi się kaszlem.
Gładzę go po plecach, do momentu, w którym kaszel ustaje.
Siadam z powrotem na krzesło i zastanawiam się nad repertuarem, który znam. Hmm... , nie powala, ale myślę, że może zadowolić tego księcia.
-Co powiesz na troszkę rocka i popu?
Na znak zgody chłopiec porusza głową z góry na dół, co oznacza „tak"



Miłość lata na nartachWhere stories live. Discover now