2. Rozdział 29 część 2

198 17 5
                                    

Isabella

Czekam na Stefana już pod kościołem. Jestem w pełni ubrana, gotowa na to, aby wziąć dzisiaj ślub. Jedynym problemem jest to, że wciąż nie ma tu mojego narzeczonego. Z tego, co wiem, ma się tu pojawić za kilka minut. Szkoda tylko, że ksiądz nie ma ochoty już dłużej czekać. Emilia próbuje go teraz jakoś przebłagać, ale wszystkie jej próby kończą się niepowodzeniem. Jeśli tak dalej pójdzie, to istnieje naprawdę spore prawdopodobieństwo, że nie wezmę ślubu.

-Musimy jeszcze chwilkę poczekać, pan młody to elegancik i po prostu musi dobrze wyglądać. 
-Nie obchodzi mnie to, nie mam tyle czasu! Czekają mnie dzisiaj jeszcze trzy inne śluby! - denerwuje się ksiądz.
Nawet się mu nie dziwię. Tyle czasu czekał, że na pewno ma już dość.
-Dałem się przekonać, na tę waszą dziwną nową modę, ale koniec z tym. Zaczynamy teraz albo wychodzę.
-Możemy zacząć - odpowiada zamyślona Em, ale nie wygląda na przerażoną ani smutną. Wydaje się być pewna czegoś, co dopiero przyszło jej do głowy.
-Możemy zaczynać - powtarza, a ksiądz oddycha z ulgą. - Jednak zrobimy to na moich warunkach.
Ksiądz wzdycha, ale nic nie mówi. Mam wrażenie, że to westchnięcie mówi więcej, niż tysiąc słów.
-O co chodzi?- wydusza wreszcie z siebie.
-Pani młoda poczeka przy ołtarzu, a wtedy zacznie grać muzyka. I believe I can fly - taką piosenkę zagrają nam muzycy. Będzie idealna, nie sądzi ksiądz? - pyta, ale robi to po to, żeby odwlec uroczystość o kilka sekund.
-Sądzę. Chociaż wciąż uważam, że lepsza byłaby piosenka Halleluja.
-Tak, tak, tak... Na pewno ma ksiądz rację, ale tak zdecydowaliśmy. No więc, pani młoda poczeka przy ołtarzu, będzie grała muzyka, a wtedy do ołtarza podejdzie pan młody. Prosto po tym czerwonym dywanie. To nowoczesna moda prosto z chrześcijańskich krajów.
-Ale od zawsze było na odwrót! Kto wymyślił takie brednie!
-Zapewniam księdza, że też mi się to nie podoba, ale nowym tradycjom trudno się przeciwstawić. Właściwie jest to niemożliwe. Musimy więc zrobić wszystko tak, jak nakazuje nowy obyczaj.
Widzę, że ksiądz chce się jeszcze odezwać, ale nie ma już chyba siły na dalsze kłótnie i odpuszcza.
-Niech będzie. Macie pięć minut, aby się zorganizować.
-Niech ksiądz czeka przy ołtarzu, bo DJ Em już zapodaje bit.
-Że co, proszę? - Ksiądz krzywi się, jakby nie mógł uwierzyć własnym uszom, że ktoś dopuszcza się takiej zniewagi.
-To miał być taki żart, ale chyba nie wyszedł... - odpowiada speszona Emilia
-Na pewno nie wyszedł! - mruczy groźnie ksiądz, jednak jego wypowiedzi nie można się wystraszyć, ponieważ ciężko ją usłyszeć. Wypowiedział te słowa niezrozumiałym szeptem.

Uśmiecham się niepewnie. Nie do końca wiem, co ustaliła z księdzem moja przyjaciółka. Cała ta rozmowa była dla mnie zbyt niezrozumiała. W dodatku nie podchodzę optymistycznie do jej pomysłu. Nie nazywajcie mnie sceptykiem, ale na pewno nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby czekać na narzeczonego przy ołtarzu. Tym bardziej, że jego rodzice będą stali tuż obok. To dla mnie naprawdę niezręczna sytuacja, ale jeżeli to jedyna szansa na moje szczęśliwe zakończenie, to chyba muszę spróbować. Nie mam innego wyjścia. Najważniejszy jest przecież cel.

Podchodzę do Evy, aby przekazać jej dobre wieści.
-Udało się! Zyskaliśmy kolejne pięć minut, ale teraz już ostatnie. Dodzwoniłaś się do Andiego?
-Tak, są już blisko - mówi szczęśliwa. - Jak wam się to udało?
W tym momencie podchodzi do nas Em i to ona przejmuje pałeczkę.
-Powiedziałam mu, że chcą zastosować nową metodę chrześcijańską.
-Jaką? - pyta sceptycznie nastawiona Eva. 
-To Stefan podejdzie do ołtarza, przy którym będzie już na niego czekać nasza Isa. - Wypina dumnie pierś, a potem wznosi dłonie do góry w zwycięskim geście. - Jestem niesamowita, wiem. Nie musicie mi dziękować.
-Dziękować? Przecież to... - zaczyna zdziwiona Eva, niestety Em wtrąca się i nie pozwala jej dokończyć wypowiedzi.
-Cudowny pomysł.
-Nie- zaprzecza gwałtownie Eva- Twój pomysł jest dziwaczny. Nigdy nie słyszałam o czymś podobnym. Jak myślisz, jak to będzie wyglądać? Może ubierzemy jeszcze Stefowi kieckę, a Isę wsadzimy w garnitur?
A nie mówiłam! Nie tylko ja jestem zdruzgotana tym pomysłem. Sceptyczne nastawienie nam nie pomoże, ale z pewnością ma rację bytu. Ten pomysł jest po prostu niedorzeczny.

-Nie marudźcie już tak! - rozkazuje wciąż uśmiechnięta Em, a później zwraca się do mnie:
- Załatwiłam muzykę, orkiestra wie, co ma grać. Isa, ustaw się przy ołtarzu i połóż na tym stoliku obrączki. Są w tamtej czarnej torbie. A ty - Spogląda teraz na Evę - dzwoń do Andiego i ich pośpiesz. Ksiądz zaraz tu przyjdzie.

Idę w kierunku torby, a potem wyciągam z niej obrączki. Układam je na przygotowanym wcześniej białym stoliku. Chociaż na zewnątrz się uśmiecham, to w środku cała drżę. Boję się, że Stef nie zdąży. Boję się, że źle wypowiem przysięgę, że się pomylę.

Nagle ksiądz wychodzi i daje orkiestrze sygnał do rozpoczęcia całej uroczystości. Stres ściska mi gardło, a ciało przechodzi dreszcz. Emilia musi to widzieć, bo kiwa do mnie uspokajająco głową i mówi:
-Wszystko będzie dobrze.
Potem słyszę już tylko muzykę, która rozlega się w całym ogrodzie. Nikt jednak nie wchodzi przez drzwi. Mam wrażenie, że Stef nie zdążył, aż nagle, prawie pod koniec piosenki, drzwi w końcu się otwierają. Prosto do ogrodu kroczy Stef. 

Ma na sobie dresy i jest rozczochrany. Po jego bokach idą Andi i Michi. Oboje mają skwaszone miny. Mi to nie przeszkadza. Najważniejsze jest to, że zdążył, że tu jest.  Uśmiecham się do niego i czekam, aż zajmie miejsce koło mnie. 

Miłość lata na nartachWhere stories live. Discover now