Rozdział 27

384 22 9
                                    


Max

3 dni, 6 godzin i 22 minuty – tyle czasu spędziłem w tym białym, sterylnym szpitalu, wciąż czekając na werdykt, który i tak już znałem. Jakby ci wszyscy ludzie nie mogli po prostu powiedzieć mi, że nie mam szans na życie. Odkąd tu trafiłem, wszyscy wokół mnie szepczą i chodzą jak na szpilkach. Wiem, co to oznacza, to pewna oznaka mojej zbliżającej się śmierci.

Nie boję się umrzeć, wcześniej martwiłem się o to, że będzie mnie boleć, ale teraz, kiedy i tak boli mnie praktycznie każdy skrawek mojego wnętrza – śmierć będzie wybawieniem. Ciężko się do tego przyznać, ale ja wręcz na nią czekam. Jedynym moim zmartwieniem są mama i Stefan.

Mama... Kobieta, która poświęciła dla mnie całe swoje życie i siebie. Każdego jednego dnia się mną opiekowała i zajmowała, nie zważała na to, ile ją to kosztuje. Cierpiała razem ze mną i nie pozwalała na to, abym się poddał. Przez ten czas, kiedy leczyliśmy białaczkę – tego stwora, który się we mnie zadomowił, mama była moim oparciem. Otrzymała dużo bólu od życia, ale nigdy nie narzekała, nie dawała tego po sobie poznać. Kocham ją, bo jest moją najlepszą przyjaciółką. Taką na zawsze. Cieszę się ogromnie, że znalazła Stefana. Jestem zadowolony, że chociaż w ten sposób jej pomogłem. Musi być ktoś, kto się nią zaopiekuje, kiedy mnie już tu nie będzie. Na początku na pewno będzie jej ciężko, ale później zrozumie, że jest jej łatwiej. A Stefan...

Ten skoczek narciarski – mój idol, odkąd tylko zacząłem oglądać ten sport był dla mnie kimś w rodzaju przewodnika. Obserwowałem jak wznosi się na wyżyny, nawet wtedy jeśli niedawno z nich spadł, nie poddaje się i walczy o to, aby z powrotem się na nich znaleźć. Tym mi imponuje. Nie wszyscy wiedzą jednak, dlaczego to jego tak bardzo polubiłem. Uśmiech, to o niego chodziło. Był tak miło uśmiechnięty i zawsze mówił mądre słowa. Wiem, że kocha mamę i z nią zostanie. On będzie teraz jej podporą, która nie pozwoli na to, aby moja mamusia upadła przeciążona całym bólem i złem tego okrutnego świata.

Wiele nauczyłem się już o życiu. Zdarzyło mi się kilka razy bywać w szpitalach, jeśli to kilka pomnożyć przez siebie parę razy. Mam świadomość, że dorośli chcą ukryć przed dziećmi prawdę, nawet wtedy, jeżeli zdają sobie sprawę, że ci mali pacjenci umrą. Nie wiedzą chyba, że sto razy łatwiej jest umierać, kiedy się o tym wie. W momencie, kiedy cię to zaskakuje, nie wiesz co się dzieje, a to musi być okropne. Każdy z nas ma jakieś pytanie dotyczące procesu zwanego śmiercią, ale potrzebni są nam ludzie, którzy na nie odpowiedzą.

Moją burzę myśli przerywa wchodzący na salę lekarz. Ma na imię Chang, na głowie garstkę siwych włosów i miły, choć trochę stanowczy wyraz twarzy. Jak wszyscy pracownicy szpitala chodzi ubrany w biały fartuch. Zaczyna podłączać mnie do jakiś dziwnych urządzeń.
- Co pan robi – pytam sam nie poznając już swojego głosu
-Podłączam cię do respiratora mój mały.
-Ale po co?
-Abyś mógł być zdrowszy. – mówi zmieszany
-Wiem, że umrę – szepczę w odpowiedzi
-Nie... Skąd ty to wiesz. – patrzy na mnie mocno zdziwiony
-Czuję to.
-Ale... - zaczyna zmartwiony lekarz
-Niech się pan nie przejmuje. To nie pana wina. Takie jest życie. - wypowiadam słowa z trudem, po czym zwracam zawartość mojego żołądka.

Lekarz reaguje na tych miast i podstawia mi miskę. Dziękuję mu skinieniem głowy.
-Już skończyłeś, mały? –zadaje pytanie
Nie mam siły na udzielenie sensownej odpowiedzi, a czuję, że nawet zwykłe „tak" nie przejdzie mi teraz przez gardło. Jedynym rozwiązaniem jest ponownie skinąć głową, tak więc robię.
Chang odpowiada mi uśmiechem i zabiera miskę, po czym opróżnia jej zawartość. Spogląda na mnie spod zmrużonych powiek, a potem decyduje się do mnie podejść. Przysiada się na wolnym krzesełku, które stoi obok mojego łóżka. Patrzy na mnie i próbuje kilka razy się odezwać, ale coś mu to nie idzie. Nie poganiam go, chociaż strasznie chciałbym się już dowiedzieć więcej. Nie mogę jednak się odezwać – nie mam siły.

-Wiesz, sam nie wiem, co ci powiedzieć. Nie mam pojęcia, co jeszcze chcesz usłyszeć. Skoro, tak, masz rację – najprawdopodobniej umrzesz za kilka dni. Mogłem wiedzieć, że się domyślisz, przecież słabłeś z godziny na godzinę. Ten respirator ma przedłużyć twoje życie o kilka godzin, a może nawet dni.
Patrzę w jego oczy, są zmęczone i pełne poczucia winy.
-To... nie pana... wina – dukam wkładając w to całą swoją siłę i wolę .
-I znów przyznam ci rację – nie moja. Ale to ja musiałem powiedzieć to twoim opiekunom. Nigdy nie lubiłem tego momentu, kiedy medycyna zawodzi, a ty musisz wyznać, że nie potrafisz pomóc swojemu pacjentowi. Musisz powiedzieć to jego rodzinie, która rozpacza i pogrąża się w bólu. Widząc to, tobie również chce się płakać. Nie możesz tym jednak pomóc. – mówi Chang, a jedna samotna łza spływa po jego poliku. To łza bólu i wyzwolenia.

Lekarz wstaje i kończy podłączanie wszystkich części urządzenia, które ma mi dać więcej czasu. Wtedy przypominam sobie jeszcze o czymś innym. Delikatnie pukam go palcem w brzuch, a on zwraca się w moją stronę.
-O co chodzi? – pyta zaniepokojony – Boli cię coś?
Kręcę przecząco głową, biorę się w garść.
-Mama? – ledwo co wyrzucam z siebie te słowa, a już czuję ogarniającą mnie senność. Nie usnę jednak bez wieści. Stefan powiedział mi, że trafiła na oddział.
-Nic jej nie będzie. Zemdlała, a my ją zbadaliśmy. Nie wiemy jeszcze co się stało.

Jego słowa mnie nie uspokajają, wiem, że coś ukrywa.
-Mów! – proszę drżącym z bólu i strachu głosem
Lekarz bierze głęboki oddech i wraca do historii.
-Wykonaliśmy podstawowe badania. Niestety nie wszystko jest w normie. Musimy poszerzyć diagnostykę. Ale na razie nie możemy niczego zakładać. To znaczy, że nie jest z nią ani dobrze, ani źle.
-Dziękuję – mówię bezgłośnie, gdy lekarz opuszcza moją salę, rzucając mi współczujące spojrzenie, którego tak nienawidzę.
Z mamą będzie dobrze, wiem to, Stefan jej pomoże z każdą chorobą i wszystkim, co stanie jej na drodze i tym dobrym, i tym złym. Teraz pozostaje mi tylko czekać na jego przyjście, w tym czasie mogę się położyć i chociaż chwilkę się przespać. Jestem już bardzo zmęczony, a moje powieki wydają się mi ciążyć coraz bardziej i bardziej.

Xxx

Rozdział pojawił się dużo dużo wcześniej niż planowałam. To rozdział wielkanocny. Życzę wszystkim Wesołego Alleluja! 

Nie wim czy wiecie, ale  Kamil Stoch i Sven Hananwald zostali nominowani do nagrody w kategorii Best Sporting Moment w tej chwili zajmują 2 miejsce i na pewno liczą na nasze głosy. Będzie je można oddawać na stonie https://mylaureus.com przez ok. 3 dni. Przekazuję wedle życzenia xxx tę wiadomość dalej.

Niestety xxx chciała pozostać anonimowa.

Niedługo pojawi się też koleiny rozdział z odpowiedziami na pyyania, których pojawiło się już kilka. Jeżeli macie jakieś pytania dotyczące fabuły albo związane z książką lub jakieś tym podobne to je zadawajcie.😊❤


Miłość lata na nartachWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu