2. Rozdział 8

244 10 2
                                    

Isabella

Od kilku dni jesteśmy już na naszych małych wakacjach. Jest cudownie, ciągle świeci słońce. Przez właściwie cały czas wylegujemy się na plaży, resztę poświęcamy na zwiedzanie lub posiłki, które jak Stefan się uparł – muszą być na mieście i być kompletne. Twierdzi, że to troska o nasze bobasy, ale jak dla mnie chce w ten sposób wynagrodzić mi swoją nieobecność. Ma szczęście, że lubię jeść, a szczególnie w ciąży

W dodatku, chociaż sama się jeszcze dziwię i nie mogę wyjść ze zdumienia, to podróż minęła mi nadzwyczaj dobrze. To wręcz niebywałe. Pamiętam ciążę z Maxem, nie mogłam wtedy nawet wsiąść do samochodu. Pewnego razu wsiadłam do autobusu, wszystko było dobrze, dopóki nie przysiadł się do mnie jakiś starszy pan. Na powitanie obrzygałam mu buty, nie róbcie tak. To nie pomaga w zawieraniu nowych znajomości. Tak tylko ostrzegam. Staruszek przez następne pół godziny obrzucał mnie nienawistnymi spojrzeniami.

-Piękna dzisiaj pogoda. – wzdycha Stefan
-Tym bardziej powinieneś się zwlec z tego wyra. – nie daję za wygraną – Chcę wykorzystać każdą chwilę, a ty mi w tym nie pomagasz.
-Jeszcze pięć minut. – błaga, rzucając mi proszące spojrzenia
-No dobra, ale po pięciu minutach wyjdę sama na tą plażę i nie będę się zastanawiała nad tym, co robisz. – kompromisy są przecież najlepsze.

Jako że pięć minut później oboje idziemy powolnym spacerkiem w stronę plaży. Ja idę trzymając w ręku zaledwie swoją lekką torbę z telefonami i szybkimi przekąskami, natomiast Stefan – ten idzie obładowany niczym choinka. W ręku trzyma koc i parawan, w drugiej ręczniki i wiele innych drobnych rzeczy, których niezbędność uważa za mantrę.

-Jesteś pewny, że dasz sobie z tym wszystkim radę. W końcu nie chcę, aby mój narzeczony wylądował na chodniku, nie mogąc się pozbierać. – trochę się niego naśmiewam, ale to nic wielkiego
-Nic mi nie będzie. Ale... - zawiesza się – Przyszło mi właśnie do głowy, że powinniśmy oficjalnie ustalić datę ślubu. Jak wrócimy to ustalimy wszystkie formalności. Musimy to mieć z głowy przed porodem, bardzo chcę cię poślubić jeszcze przed nim.
-Tak, ja też.-wzdycham rozmażona
-W takim razie co powiesz na ten miesiąc? Wzięlibyśmy ślub pod koniec może 24 lub 25. – Pyta pełen nadziei, z lekko skrywanym uśmiechem na ustach.
Uśmiecham się tylko pod nosem i odpowiadam zadowolona:
-Będzie idealnie.
To wystarcza, aby Stefan zdążył złapać mnie w swoje objęcia, nie mam pojęcia w jaki sposób biorąc pod uwagę liczbę toreb, które miał, a następnie pocałował namiętnie w usta. Z okolicy dochodzą nas gwizdy i oklaski – Meksykanie to naprawdę bardzo entuzjastyczny, żywy i pełen życzliwości naród.

Odsuwamy się od siebie i wracamy na naszą drogę ku plaży. Ponieważ wciąż nie ma jeszcze południa, słońce zaczyna coraz bardziej przypiekać, cieszę się bo zwiastuje to ciepły i miły dzień, tym bardziej, że na niebie nie ma ani jednej chmurki.

Wchodzimy na plażę poprzez wyłożony deskami mostek i mijamy kilka altanek i barów wykonanych z drzewa, słomy i sama nie wiem czego. Na pewno robi to duże wrażenie. Nie mówię tu tylko o takich nie znających świata jak ja, którzy są teraz skrajnymi przypadkami, nawet Stefan, który zwiedził tak wiele miejsc wydal się zachwycony tymi skromnymi, ale jakże efektownymi budowlami.
-Gdzie się rozkładamy, kochanie? – pyta Stefan, odwracając w ten sposób moją uwagę od budynków
Zastanawiam się chwilę i rozglądam po najbliższej okolicy. Specjalnie wybraliśmy jedną z najmniej zaludnionych plaż, tak aby móc spokojnie wypocząć. Bez ciągłych fanek atakujących Stefana, bez ciągłych podglądaczy czy podsłuchiwaczy. To był traf w dziesiątkę. Na tej plaży jest tak niewielu ludzi, a większość z nich jest już po pięćdziesiątce. To zdejmuje z nas wiele kłopotów, możemy po prostu być, nie przejmując się tym, że ktoś ciągle nam przeszkadza. Wiem o czym mówię. Na lotnisku zaatakowała nas fala fanek, wiele z nich chciało zdjęcia z nami obojgiem, nie wiem czemu, bo nie jestem nikim ważnym, ale była też pewna mała grupka, która wyskoczyła z Nienacka. Wepchała się między mnie i Stefa, a później zaczęła odpychać się łokciami. Od jednej z nich bardzo mocno dostałam w brzuch, co poskutkowało upadkiem, zwinęłam się z bólu i czekałam na pomoc Stefana. On, widząc co się stało nakrzyczał na swoje fanki za złe zachowanie i pomógł mi wstać.

-Weźmy to miejsce z leżakami. – podpowiedziałam, wiedząc jak bardzo mój narzeczony lubi się wylegiwać na słońcu.
Nie żebym ja tego nie lubiła, ale zdecydowanie lubię też pływać w morzu. Stef natomiast woli obserwować jak pływam, niezbyt skuszony wizją pokonywania fal jakimkolwiek stylem.

Rozkładamy nasze rzeczy i siadamy na kocu. Wyciągam od razu paczkę herbatników oraz opakowania pełne suszonych śliwek, rodzynków i słonecznika.
-Mniam. –wzdycha Stef i zabiera jedną paczkę ze sobą na leżak
-Masz zamiar zjeść to wszystko? – pytam zaśmiewając się
-Nie martw się, co prawda miałem taki zamiar, ale wiesz co? Zmieniłem zdanie. Zostawię ci trochę, abyś też mogła spróbować tego cudu natury, może wtedy go należycie docenisz.
-Dzięki ci, o panie. - prycham i odwracam się do niego plecami

Zdejmuję zwiewną sukienkę, zostając w samym bikini. Sięgam ręką do jednej z siatek w poszukiwaniu kremu chroniącemu przed słońcem, muszę dbać o takie sprawy, tym bardziej, że jestem w ciąży. A to nie przelewki, słońce może być bardzo niebezpieczne. Kiedy w końcu wyciągam pożądany przedmiot, uśmiechając się z tryumfem, odwracam się do Stefana. Patrzę na niego z prośbą w oczach.

-Posmarujesz nas kremem? - zadaję mu pytanie, chociaż doskonale wie o co mi chodzi.
Odstawia swoje jedzenie, siada i wskazuje mi ręką, abym zajęła miejsce przed nim. Podaję mu produkt i siadam na leżaku. Po chwili czuję coś zimnego, na co mimowolnie się wzdrygam. W odpowiedzi słyszę odrobinę zduszony śmiech osoby za mną. Robię naburmuszoną minę, ale zaraz znika, ponieważ czuję ręce Stefana, które delikatnie wcierają krem w moje plecy, a później w brzuch, równocześnie mnie przy tym masując. Zamykam oczy i pozwalam sobie na chwilę odpłynąć otulona pieszczotą.

Moment później odzyskuję pełną świadomość. Czyjeś ręce zaczęły mnie łaskotać. Nie mogę dłużej znieść tej tortury, śmieję się i wyrywam. Na początku mi to nie idzie, ale udaje mi się to w chwili, w której słyszę dźwięk przychodzącego na mój telefon komórkowy SMS-a. Podchodzę do niego i otwieram wiadomość.

To co widzę sprawia, że zamieram w bezruchu. Na ekranie widnieje zdjęcie USG, na którym wyraźnie widać kontury dziecka. U dołu znajduje się podpis: "Pierworodny twojego mężulka. Pochwalił się już?"

Nie zdolna do niczego innego, wciąż z precyzją analizuje wszystko. Stefan będzie miał dziecko z inną, przecież to absurdalne. Z drugiej strony, to wyjaśniałoby wszystko. Nagłe zniknięcia, nieobecność w domu, dziwne humorki i fochy, a wreszcie niechęć na wieść o bliźniakach. Stefan mnie zdradził. Tak bardzo jak nie mogę.w to uwierzyć, to tak samo mocno czuję, że to jedyne wyjaśnienie. Nie mogąc dłużej wytrzymać niepewności podaję telefon narzeczonemu i pytam:
-Kochanie, czy mógłbyś mi to jakoś wytłumaczyć? Bo mam dziwne wrażenie, że o czymś chyba nie wiem.

Stefan wpatruje się w ekran, jego twarz robi się poważna, brwi ściągają się, a czoło marszczy. Chłopak cały czerwienieje. Z rozpędu wstaje i łagodnie do mnie podchodzi. Stoimy tak chwilkę, ale on wciąż unika mojego wzroku. Zniecierpliwiona i rozdrażniona nie wytrzymuję dłużej napięcia.
-Chciałbyś mi o czymś powiedzieć?

Miłość lata na nartachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz