2. Rozdział 12

206 8 2
                                    

Stefan

Z radością zmierzam w stronę domu. W końcu wszystko się zakończy, znikną wątpliwości i wróci spokój. Dostanę to, na co oboje już od bardzo dawna czekaliśmy. Wchodzę w naszą uliczkę, taką samą jak zawsze, jednak dzisiaj wydaje mi się ona sto, a nawet tysiąc razy piękniejsza. Tętni gdzieś głęboko życiem i chociaż tego nie widać, to gdzieś tam głęboko tli się szczęście oraz radość podobne do moich. To coś dogłębnie mnie wzrusza. Porusza tą ludzką część mnie, która od zawsze  jak mi się wydaje była uśpiona. 

Skręcam ku bramie, która wyznacza miejsce początku naszej całkiem sporawej posesji. Sam ją kupiłem z myślą o przyszłości. O Isie i dziecku, teraz dzieciach. Z daleka zauważam, że w salonie pali się jeszcze światło. Sam nie wiem czy to zły czy dobry znak. Isa zazwyczaj śpi już o tej porze, chyba że jest na mnie śmiertelnie zła. Ale to nie ma znaczenia, przecież i tak mam swoją deskę ratunku. Mam to na czym najbardziej mi zależy. Dowód mojej niewinności. Uśmiecham się od ucha do ucha i nie mogąc utrzymać powagi, otwieram drzwi frontowe.

Pierwszą rzeczą jaka rzuca mi się w oczy jest brązowy plaszcz na wieszaku. Spoglądam w dół i widzę parę różowych baletek. Nie  mam bladego pojęcia do kogo mogą należeć, jednak coś głęboko w mojej podświadomości mówi mi, że bardzo dobrze znam tę osobę. Mam też pewne niemiłe odczucia. Nie pozwolę się im jednak pokonać, nie teraz. 

-Isa, kochanie! Nie śpisz jeszcze? Wróciłem i mam dla ciebie wspaniałą niespodziankę.- krzyczę i przekraczam próg salonu.

Czeka tam na mnie ogropnie niemiła sytuacja. Na mojej kanapie, tej którą sam wybierałem i wnosiłem do tego pokoju, siedzi moja największa zmora, koszmar-Ana. Gdy tylko ją dostrzegam uśmiech spełza z moich ust, a na twarzy pojawia się grymas niepewności. Nie mam pojęcia co ta wariatka nagadała mojej narzeczonej, lecz na bank nie było to nic dobrego dla mnie.

Niepewnie podchodzę bliżej swojej narzeczonej i patrząc jej w oczy spokojnie pytam:
-Co robi tutaj ta kłamczucha? - staram się z całych sił opanować drżenie swojego głosu i nie naskoczyć na Anę, ale ciężko mi to zrobić.
-Ona? - pyta zranionym głosem Isa- Ona? Powinieneś lepiej spytać, a może ja powinnam, co ty tutaj robisz? 
-Ja? Przecież to nasz dom. Wyproś tę wariatkę i będziemy mogli w spokoju porozmawiać. - nie jestem jednak tak cierpliwy jak sądziłem
-Nikogo nie będę wypraszać, ponieważ ty tak chcesz. Jedyną osobą, która stąd wyjdzie jesteś ty.-zranionym głosem krzyczy Iasbela
-Dlaczego? Co ja takiego zrobiłem?

Isa patrzy się na mnie z dezaprobatą i niewyobrażalnym smutkiem oraz żalem w oczach. Nie pozwala mi to spokojnie i racjonalnie myśleć. Wydaje się być teraz tak krucha, jakby zaraz miała się złamać. Moim ciałem wstrząsa dreszcz, a po kościach rozchodzi się chłód i ból. Czuję, że zraniłem i zawiodłem moją księżniczkę. Obiecałem jej stać na straży jej szczęścia, a jedyne co jej dałem to ból i łzy. Odwracam wzrok, bo nie jestem w stanie dłużej znieść jej spojrzenia. Te oczy, z których zawsze płynęła taka głębia, które każdego dnia zapewniały mnie o miłości - wydają się teraz puste i zapadnięte. Tak samo jak jej dusza. Patrzę teraz w stronę Any. Na twarzy ma rozmazany makijaż, zdaje mi się, że płakała. Mogę jednak przysięgnąć, iż robiła to na pokaz. Bo kiedy teraz na nią patrzę, na jej ustach widzę mały, błąkający się gdzieś uśmiech. Ale pomimo to jest złowieszczy. Oczy dziewczyny są poważne, obejmują mnie stalowym spojrzeniem, tak jakby chciały przekazać mi jakąś wiadomość. "Masz to, czego chciałeś", czytam z ruchu jej warg. Ogarnia mnie wściekłość, co ona sobie wyobraża, o czym ona myśli. 

Nie wszystko jeszcze stracone. Podnoszę się na duchu, w końcu wciąż mam nagranie. Moją ostatnią deskę ratunku. Nie ma innej opcji, albo mi to pomoże, albo przybije ostatni gwóźdź do mojej trumny. Tak ma się rzeczywistość.
-Isa wysłuchaj mnie, mam dowód, że...
-Skończ z tym! - krzyczy, a po jej policzkach płyną duże łzy - Nie mów już nic. Zdradziłeś mnie, a potem oszukiwałeś. Wodziłeś za nos, a ja zupełnie jak potulna gęś szłam za tobą. Tańczyłam jak mi zagrałeś, ale z tym już koniec. Wiedz jednak, że wybaczam ci każdą krzywdę, którą mi uczyniłeś. Nie mogę jednak znieść tego, że zostawiłeś tę biedną dziewczynę samą sobie i pozbawiłeś środków do życia. Robisz wszystkim dzieci, a potem wyrzucasz kobiety jak stare, zużyte ubrania. Myślałam, że jesteś inny.

Chciałem się odezwać, ale Isa znów mi przerwała. Musiałem jej wysłuchać, tego właśnie ode mnie oczekiwała. W myślach wciąż kołatały mi się jej słowa: "Myślałam, że jesteś inny". Nie wierzę, że mogła coś takiego powiedzieć.
-Proszę, daj mi szansę to wszystko wytłumaczyć. To są kłamstwa, musisz mi uwierzyć. Proszę - wychrypiałem cicho, ale z mocą. Nie dało to jednak żadnych efektów, Isa spuściła wzrok i odwróciłą głowę w drugą stronę.
-Proszę, będę cię błagał na kolanach, tylko mnie wysłuchaj. Błagam, jesteś dla mnie wszystkim.
-Przestań! Nie zmienię zdania na twój temat.
-A co z dziećmi? - nie może mi tego zrobić, musi mi wybaczyć
-Dam sobie radę. Ana mi pomoże, a ja pomogę jej. Razem sobie poradzimy.
-Ale...
-Nie ma żadnego ale Stefan. Skończyłam już tę rozmowę. Zbierz swoje rzeczy i wynieś się z tego domu. Wszelkie sprawy dotyczące majątku załatwimy przez prawnika. 

Nie mogę uwierzyć, że to naprawdę koniec. Isa, moja piękna, cudowna kobieta, właśnie mnie rzuciła. I to wszystko przez tę wywłokę. 
-Obejrzyj chociaż ten film. - mówię i kładę telefon na stole
-Nie mam takiego zamiaru. - odpowiada
-Ja za to chętnie zobaczę o co chodzi. Czy mogę? - pyta Ana głosem, którego nie poznaję, ona naprawdę jest świetną aktorką.

-Nie, zostaw to.
-Jasne, sprawdź co ten pajac ma na tym nagraniu i jak bardzo chce cię czymś na niby oczernić. - Odpowiada Isa niemal równocześnie ze mną.
-A ty idź się lepiej spakować, bo za pół godziny nie chcę cię tu widzieć. - Isa wstaje od stołu i odprowadza mnie na korytarz.
Kątem oka dostrzegam jak Ana uśmiecha się do siebie. Na pewno usunęła ten film. Na całe szczęście zrobiłem kopię zapasową. Dzięki Stefan, jesteś wspaniały.
-Aż tak ci wesoło, że się wyprowadzasz? - pyta smutno Isa, a ja uświadamiam sobie, że głupio się uśmiecham. Jestem debilem.

Pakuję wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy i schodzę z powrotem do salonu. Nic się nie zmieniło, co oznacza, że Isa nie widziała nagrania. Jeszcze to jakoś odkręcę. 
Pakuję telefon do kieszeni i  już mam wychodzić za drzwi, kiedy Isa chwyta mnie za rękaw. Z nadzieją odwracam się, być może wreszcie przejrzała na oczy, ale wszystkie moje nadzieję nikną jak za dotknięciem magicznej różdżki. 
-Weź to. Mi się już nie przyda.
Na mojej ręce ląduje mały krążek. Znak naszej miłości. Spoglądam na niego i mam ochotę wybuchnąć płaczem. Chcę rzucić się do jej stóp i błagać, aby mi wybaczyła, pozwoliła wrócić. Jestem w stanie zrobić cokolwiek. Zamiast tego szepczę jednak tylko:
-Isa...
W tym momencie kobieta zatrzaskuje drzwi. Nie dając mi szansy dokończyć. Kończę więc mówić do drewna.
-...Kocham cię. 

Odwracam się i odchodzę. Nie wiem dokąd zmierzam, ani co będę robić. Ale  jedno wiem na pewno - wybaczysz mi Isa. Zrobię to, co konieczne, a ty mi wybaczysz. Weźmiemy ślub i wszystko będzie lepsze niż kiedykolwiek. Wszystko będzie dobrze.

Miłość lata na nartachDonde viven las historias. Descúbrelo ahora