2. Rozdział 13

206 15 5
                                    


Isabela

Nie ma co się załamywać. Nic się nie stało. Tak, przecież to nic, że Stefan tak po prostu rozwalił moje serce na miliard małych kawałeczków. To nie jest moja wina, chociaż... może jest. Może nie byłam wystarczająco dobra, źle wyglądałam czy coś innego.

Staram się wytłumaczyć sobie samej racjonalnie, że to nie ja go zdradziłam i nie powinnam czuć się winna, a tym bardziej nie powinnam rozpaczać. W końcu to on wszystko stracił, nie ja. Niestety wcale mi to nie pomaga. Nie jestem w stanie się nawet dobrze wyciszyć, emocje po prostu wciąż we mnie buzują. Zachowuję się niczym burzowa chmura. Chciałabym powiedzieć, że zapomnienie o nim będzie łatwe, że po tym wszystkim pamięć o nim odejdzie. Jest jednak inaczej. Im bardziej staram się go wyrzucić z mojej głowy, tym głębiej się w niej zakorzenia. Wracają wszystkie wspólne chwile. Nasz pierwszy pocałunek, niezapomniane randki oraz pierwsze spotkanie. Momenty, w których widziałam go z Maxem. Szczęśliwe urywki, jakie dane mi było oglądać. Prawdą jest jednak, że to właśnie wtedy, kiedy Stefan pojawił się w naszym życiu Max był najszczęśliwszy. I ja też.

To dlatego tak ciężko mi o tym zapomnieć. Wszystkie próby kończą się tak samo. Wybucham niekontrolowanym płaczem i zamykam się w sobie coraz głębiej. Jest jeszcze Ana.

Dziwna osoba. Odkąd Stefan znikł z tego domu od razu stała się weselsza. Chodzi z głową w chmurach i uśmiecha się pod nosem. Czasem mam wrażenie, że ze mnie drwi, a innym, że o czymś mi nie mówi. Nie mogę wyzbyć się uczucia, iż ciągle żyję w jakimś ogromnym kłamstwie. Być może tak jest, moje życie jest pod czyjąś kontrolą. Jednak na razie wierzę bardziej Anie, przeczucie mówi mi, abym wierzyła Stefanowi, ale głowa twierdzi, że skoro raz mnie oszukał – to teraz zrobi to znów. Nie jestem na to gotowa.

Nie rozmawiamy z Aną prawie wcale. Zupełnie jakbyśmy mieszkały w innych domach. Twierdzi, że nie ma się gdzie podziać, jednak wciąż gdzieś znika na całe dnie. Nie winię jej, że chce zapomnieć, ale coś mi się w tym wszystkim nie zgadza.

Doprowadzam się do względnego porządku, nie da się już dłużej ukrywać moich oczu. Są zbyt zaczerwienione, aby nikt się nie domyślił, że znowu płakałam. Ostatnimi czasy zdarza mi się to zbyt często. Boję się, że może to się negatywnie odbić na dzieciach, a ciąża może się zakończyć jakimiś komplikacjami. Nie potrafię przestać. To się po prostu dzieje. Płacz mnie oczyszcza, sprawia, że mimo otępienia, nie jestem zła czy wściekła. Czuję tylko smutek.

Ginekolog zalecił mi zjedzenie tabletek, codziennie rano jedna. Te małe pastylki mają pomóc mi donosić ciążę prawidłowo, tak, aby żadnemu malcowi nic się nie stało. Schodzę na dół, ponieważ muszę zażyć dzisiejszą dawkę. Już mam wejść do kuchni, ale coś niespodziewanie mnie zatrzymuje.

Cofam się i ukrywam we wgłębieniu między futryną a schodami. Normuję swój oddech i staram się zachować jak największą ciszę. Słucham z szeroko otwartymi oczami scenki, która ma miejsce w mojej własnej kuchni.

Zwyczajny dzień jak co dzień. Ana siedzi na krześle przy blacie kuchennym i trzyma w dłoni notes. Co w tym dziwnego – może nic, ale to, że w tym notesie widnieją wielkie na pół strony imiona: Stefan, Isabela i Max, z pewnością nie jest już nawet na granicy normalności. Jakby tego było mało- kobieta trzyma przy lewym uchu komórkę. Nie mam pojęcia z kim rozmawia, ale jestem pewna, że ta rozmowa dotyczy mnie i mojego byłego narzeczonego. Wsłuchuję się w słowa, które padają z ust kobiety, starając się wyciągnąć jak najwięcej informacji i wniosków z tej paplaniny.

-Wszystko idzie po naszej myśli, nie martw się. Ona je mi już z ręki. Jeszcze chwila, a przepisze na mnie cały swój majątek – szydzi ze mnie kobieta. To dziwne, ale od razu robi mi się okropnie przykro, powraca uczucie, że tym razem to Stefan mógł mówić mi prawdę.
-... no wiesz... dziecko ma się dobrze, żadnych komplikacji skarbie. Nie chciałam tego bobasa, ale okazuje się, że brzuch ciążowy daje dużo korzyści i przywilejów. Na przykład wczoraj wpuścili mnie w sklepie do kasy jako pierwszą, pomimo że kolejka ciągnęła się na co najmniej kilka metrów, tylko dlatego, że powiedziałam, że słabo się dzisiaj czuje. Przydatne, tym bardziej, że stanie w tych kolejkach jest tak nudne jak flaki z olejem. – Rozwodzi się nad swoim życiem Ana. Żal mi jej. Nie dość, że wszystkich oszukuje, to jeszcze szuka w ciąży tylko korzyści dla samej siebie. Nie myśli o dziecku jak o istocie żywej, która potrzebuje miłości.

-...Twój plan był genialny. Nie wierzyłam, że da się odkręcić to, co się stało. W końcu Stefan o wszystkim się dowiedział. Na szczęście udało mi się go ubiec i pierwsza przyszłam do tej kretynki. Nie mogę wyjść ze zdziwienia, że mi uwierzyła. Chyba jestem genialną aktorką. Myślisz, że powinnam zrobić jakieś kursy, a potem postarać się o jakąś rolę... Też sądzę, że mam duże szanse... Albo wiesz co, pójdę na casting teraz, w końcu nie odrzucą ciężarnej. Mogłabym zasłabnąć albo za bardzo się zdenerwować, co nie jest wskazane przy ciąży – papla dalej kobieta, a we mnie już wszystko się gotuje. Jak można być aż takim egoistą, nie wierzę, że mogła mnie okłamać. To nieludzkie. Żaden z niej działacz humanitarny.

Już powoli nie wytrzymuję, mam ochotę rzucić się jej do gardła, ale w ostatniej chwili się powstrzymuję. Wpadam na pewien plan. Skoro ty się ze mną mogłaś bawić w kotka i myszkę, to teraz moja kolej. W końcu to ten, kto kopie dołki, ostatecznie w nie wpada.

Odczekuję chwilkę, a potem, jak gdyby nigdy nic, wchodzę po prostu do kuchni. Witam się z lekko zestresowaną Aną i biorę tabletki. Zjadam szybko śniadanie i zaczynam krótką rozmowę z moim miłym gościem.
-Co u ciebie?- pytam z najładniejszym uśmiechem na jaki mnie stać.
-Nic nowego. Nie uwierzysz! Stefan wciąż do mnie wydzwania. Właśnie to zrobił, kiedy jeszcze cię tu nie było. Odebrałam, a on zaczął mnie namawiać, abym do niego wróciła. Kazałam mu się odczepić i spadać na wierzbę płaczącą. Mam dość jego gierek. – Ana zaczyna kłamać. Zdaję sobie z tego sprawę, ponieważ słyszałam jej rozmowę. Na całe szczęście, ona nie ma o tym bladego pojęcia.
-Ja też mam dość gierek. – Ale twoich, dodaję w myślach. – Wybacz mi, ale muszę iść już odpocząć trochę. Niedługo mam ważne spotkanie, a nie chcę się spóźnić.
-Jasne. Do zobaczenia!- Dziewczyna odprowadza mnie wzrokiem. Niewinnie się uśmiechając.

Wychodzę z kuchni i wracam do swojej sypialni. Wyciągam telefon i wybieram numer osoby, która teraz jako jedyna może mi wszystko wyjaśnić. Piszę krótkiego SMS-a:
„Stefan, daję ci szansę wszystko wytłumaczyć. Spotkajmy się za godzinę w naszej lodziarni"

Teraz pozostaje mi tylko znieść tę godzinę niepewności. Wszystko na szczęście niedługo się wyjaśni. Kładę dłoń na brzuchu i ze wzruszeniem odczuwam energiczne kopnięcia moich malców.



Miłość lata na nartachDove le storie prendono vita. Scoprilo ora