2. Rozdział 9

223 14 3
                                    

Isabela

Odkąd kilka dni temu wróciliśmy z Meksyku, z tych pięknych wakacji, które miały nas do siebie zbliżyć, lecz w rezultacie sprawiły, że nie tylko nie jesteśmy już blisko, lecz wręcz przeciwnie, nie odzywamy się za bardzo do siebie. Nie można przeżyć spokojnie kilku dni, nie z nim. Jeszcze do niedawna wszystko było w porządku, ale teraz... Teraz wszystko zaczęło się walić na łeb, na szyję. Cały mój misternie budowany zamek w jednej chwili upadł, a ja nie byłam w stanie zapobiec jego dekonstrukcji.

Zaczęliśmy wraz ze Stefanem go naprawiać, ściana po ścianie, a kiedy wreszcie zbliżaliśmy się do finiszu pojawiło się to zdjęcie. Rozumiem, że to mogłoby być coś głupiego, ale nie jest. A z całą pewnością nie dla mnie.

Chciałabym wierzyć w to, że to nie jest jego dziecko. Że jest to tylko zwykła fikcja, jakaś wredna wiadomość od zazdrosnej fanki. Mogłabym w to uwierzyć, ponieważ naprawdę wolałabym aby tak było. Pragnę w to uwierzyć, z każdym dniem coraz bardziej, jednak każdego dnia tak bardzo jak pragnę w to uwierzyć, tak bardzo widzę to, iż nie powinnam.
„-Co to znaczy? – pytam kolejny raz, zirytowana i wściekła, wciąż walczę z łzami, które cisną mi się pod powiekami, chcąc jak najszybciej wypłynąć na powierzchnię.
Nie mogę im jednak na to pozwolić, muszę zachować kamienną twarz i sprawiać wrażenie opanowanej. Nie dając mu satysfakcji, mogłam sprawić sobie radość, a przynajmniej nikłą jej część, gdyby okazało się, że to prawda.
-Nie wiem co to jest, skarbie.- szepcze do mnie
Spod na wpół przymkniętych powiek spoglądam w jego stronę. Patrzę mu głęboko w oczy, próbując zajrzeć w jego głębię. Jego spojrzenie mówi mi więcej niż tysiąc słów. Dużo więcej niż chciałabym kiedykolwiek wiedzieć.

Ma wystraszony wzrok, tak bardzo przerażony... Nigdy go takiego nie widziałam. Ma rację, nie wiedział skąd wzięło się to zdjęcie, ale z pewnością miał przeczucie, kto mógł to zrobić. To była sprawa, o którą mogłabym się założyć już teraz z pierwszym lepszym przechodniem. Coś w jego spojrzeniu twierdzi, że on wie, że to jego dziecko. Ale dlaczego nic mi o tym nie powiedział...?

Zdradził mnie- to jasne, rozumiem, że nie chciał, abym się o tym dowiedziała. Ale jak mógł przemilczeć to, że będzie miał dziecko z inną. To przechodzi ludzkie pojęcie. Co on sobie wyobrażał? Że nigdy się nie dowiem, a on będzie prowadził w tym samym czasie życie na dwa fronty? I najwyraźniej ona o mnie wie! Czyli znowu byłam jedyną niepoinformowaną. Zupełnie jakby to nic nie zmieniało w moim życiu. A przecież zmienia wszystko! To nie żadna błahostka, o którą można się pokłócić tylko po to, aby się potem pogodzić. To jest dziecko! Dziecko na Boga!

-W takim razie, jak mam to rozumieć? - pytam, starając się zachować zdolności do racjonalnego myślenia. Wystarczy mi kłótni, nie mam na to ochoty. - O co w tym wszystkim chodzi? Wytłumacz mi, bo nie rozumiem.

Stefan milczy przez chwilę i zwiesza głowę. Zaczyna mnie to jeszcze bardziej denerwować. A chociaż obiecałam sobie, że zachowam spokój,  to już teraz czuję, że zaraz najprawdopodobniej wybuchnę, jeśli on nie zrobi nic, co mogłoby mnie powstrzymać.

Nagle Stefan wstaje i przyciąga mnie do siebie. Przytula mnie mocno, a kiedy czuje jak zesztywniałam i rozumie, że nie zamierzam oddać uścisku, odsuwa mnie na odległość ręki. Patrzy mi w oczy, wiem że w ten sposób zbiera w sobie odwagę i stara się poukładać myśli.
W końcu, po czasie który trwał chyba wiecznie, jest w stanie odpowiedzieć mi na moje pytanie:
-Nie wiem co to za zdjęcie. Nigdy cię nie zdradziłem, nigdy przysięgam! Odkąd pojawiłaś się w moim życiu, wtedy wraz z Maxem i wszystkimi kłopotami, stałaś się jedyną kobietą, która się dla mnie liczy. Jedyną, na którą patrzę, którą przytulam, całuję czy szepczę miłe słowa. Tylko ty się dla mnie liczysz!

Urywa, zastanawia się co powiedzieć dalej. Nie wiem, co mam robić. Mimo jego zapewnień, nie mam pewności jak było naprawdę. Chciałabym mu wierzyć, ale już chyba nie umiem. Czekam więc na dalszy ciąg tego, co ma mi do powiedzenia.

-To zdjęcie nie przedstawia mojego dziecka, z całą pewnością. - mówi to z mocą, która prawie mnie przekonuje. No właśnie "prawie". 
-W takim razie, kto to jest? - zadaję niepewnie pytanie, wiem że oboje stąpamy po cienkim lodzie, jeden zły ruch i zapadamy się pod wodę, a wtedy nie ma już ratunku.

-Myślę, że to jakiś żart lub zwykła złośliwość. Mam wiele fanek, niektóre z pewnością są na nas złe, ponieważ się związaliśmy. Najprawdopodobniej któraś z nich zdobyła, sam nie wiem jak, twój numer i przesłała ci to zdjęcie, aby nas ze sobą skłócić. Przecież wiesz, że nigdy bym cię nie okłamał... Isa, wiesz o tym prawda. - Patrzę mu w oczy. Szuka mojego potwierdzenia, więc kiwam mozolnie głową, ale nie silę się nawet na uśmiech. I tak by nie wyszedł, co najwyżej uformował by się jakiś grymas. Wolę oszczędzić tego i sobie, i jemu.

Odsuwam się i siadam na kocu, odwrócona do niego plecami. Na szczęście Stefan daje sobie spokój i zostawia mnie w ciszy, rozumie, że potrzebuję teraz czasu tylko dla siebie. 
Muszę przyznać, że jego bajeczka brzmiała wiarygodnie, naprawdę wiarygodnie. Ale czy to coś zmienia... Jego słowa mogłyby mi wmówić wszystko i pewnie uwierzyłabym w nie, uważała za najświętszą prawdę. Ale ten wzrok... Wiem co to oznacza, nie jestem głupia. Jednak na razie muszę być silna, nie mogę pozbawić dzieci ojca. Nie, przynajmniej dopóki wszystko nie będzie w stu procentach jasne."

Siadam na sofie w salonie i spoglądam na zegarek. Już po dwudziestej... Wszystko wraca do normy, to znaczy dosłownie tyle, że Stefana jak zwykle ostatnimi czasy nie ma. I jak mam myśleć, że nie zostanie ojcem po raz trzeci czy nawet kolejny i kolejny, skoro on daje mi powody aby myśleć, że właśnie tak będzie. Nie ufam już mu. To boli, tak jakbym miała ciernie w sercu. Kiedy tylko wychodzi, moje myśli zaprząta tylko ta wiadomość. Zastanawiam się, sprawdzam wszystkie możliwości, ale wciąż nie znajduje punktu zaczepienia.

Zaczynam powoli przysypiać, kiedy ze snu wybudza mnie głośny i krótki dźwięk. To nasz dzwonek, najwyraźniej ktoś przyszedł nas odwiedzić. To na pewno nie Stefan, bo  on ma swoje klucze. Zdziwiona, że o tak późnej porze ktokolwiek postanowił do mnie przyjść, podchodzę do drzwi.



Miłość lata na nartachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz