2. Rozdział 21

231 11 6
                                    

Isabella

-Kupiłeś to mleko, o którym ci opowiadałam?- pytam mężczyznę zaraz po tym, jak przekracza próg mojej byłej za pare minut sali.
-Jakie mleko?- zdezorientowany odpowiada pytaniem, a ja mam ochotę walnąć się ręką w czoło.
-Mleko w proszku dla niemowląt. Jedynka w zielonej puszce- tłumaczę mu jednak spokojnie.
-A! To mleko!- Potakuję głową minimalnie sfrustrowana jego nielogicznym zachowaniem. - Kupiłem!
-Świetnie. Gdybyś czegoś potrzebował, razem z małym możecie się do nas zgłosić. Wiecie gdzie nas szukać.

Czasem naprawdę mi go żal. Prawda spadła na niego niczym grom z jasnego nieba. Do końca był przekonany, że Ana coś do niego czuje i zajmie się razem z nim ich dzieckiem, ale niestety był w błędzie. Szkoda mi go! To, co ona zrobiła mu i własnemu dziecku, po prostu nie mieści mi się w głowie. Kiedyś też nie mogłam się pogodzić z tym, że zostanę matką, lecz kiedy tylko dostrzegłam oczy  i duszę w moim ukochanym, niestety zmarłym już Maxie, nie mogłam go zostawić. Pierwszy raz wtedy poczułam coś takiego. Następnym razem to uczucie odżyło dopiero przy Stefanie i przy dzieciach. Mojej rodzince... Mam nadzieję, że i tan uroczy chłopczyk będzie szczęśliwy, a jego ojciec stanie się dla niego najlepszą opoką i opiekunem na świecie. Nie mówię, że to łatwe, ale każde dziecko naprawdę zasługuje na miłość. Każde dziecko zasługuje na szczęśliwe dzieciństwo oraz cudowny dom. Nie wyobrażam sobie nawet innej opcji!

Uśmiecham się do mężczyzny po raz ostatni, po czym całuję jego syna w czółko. Następnie zbieram swoje rzeczy i zakładam kurtkę. Szybko się ubieram i wypowiadając krótkie, aczkolwiek treściwe: "do widzenia", Wychodzę z sali razem z gotowymi już do odjazdu maluchami w nosidełkach.

Mówiąc szczerze, noszenie ich wcale nie jest łatwe. Są ciężkie, ponieważ nosidełka dodają im skutecznie kilka kilogramów. Na całe szczęście- przynajmniej dla mnie, bo nie wiem jak dla niego- Stef pomoże mi z nimi i zaraz po załatwieniu wszystkich formalności z lekarzem je odbierze. O już jest! To niewiarygodne, że tak szybko się uwinął i wbiegł po schodach. Ale cóż zrobić, w końcu to sportowiec!

-Już jesteś gotowa?- pyta, a kiedy potwierdzam uśmiecha się czule i całuje mnie delikatnie w usta. - To co? Będziemy się chyba zbierać... Daj, wezmę maluchy, a ty sobie chwilkę odpocznij. - Jaki gentelman z tego mojego narzeczonego się zrobił! - Przynajmniej teraz śpią te diabełki tasmańskie. Zawsze chciałem być tatą, ale nigdy nie pomyślałem nawet, że wiąże się to z takim poświęceniem. Z odpowiedzialnością, kłopotami, większymi wydatkami, miłością czy szczęściem- tak, ale brakiem snu, czasu wolnego i życia -o tym właśnie nie miałem pojęcia. Na szczęście ty i dzieciaki jesteście dla mnie całym światem, nie wiem,  co bym bez was zrobił.- Wiem, że Kraft trochę narzeka, ale nie zamierzam go powstrzymywać.
-Zostałbyś skoczkiem bez życia towarzyskiego.
-Bardzo śmieszne...
-A propos... Wiesz, że zostałeś milionerem?
-Dlaczego?
-Każda kobieta potrafi zrobić z faceta milionera, ale jest jeden warunek...
-Jaki?- pyta nieświadomy niczego Stefan
-Musi być wcześniej miliarderem.

Przez chwilę zapada cisza, a potem Stef wybucha tak gwałtownym i niepohamowanym śmiechem, że muszę go uciszać, ponieważ wciąż jesteśmy jeszcze niejako na terenie szpitalnym. Udaje mi się to szybko, więc sprawnie opuszczamy to miejsce i wyjeżdżamy w stronę naszego odzyskanego domu. 

Cieszę się, że udało nam się pozbyć z niego Any. Szkoda mi jej dziecka, ale nie jej. Wiele razy udowodniła mi już swoją podłość. Nagle przypominam sobie o czymś.
-Stefan- szepczę zestresowana. - Co my teraz zrobimy? Co my poczniemy?
-Nie dramatyzuj Isa!- odpowiada spokojnie, lecz delikatnie ironicznym tonem.- Nie wiem nawet, co się stało.
Jednak widząc moją poważną minę, poważnieje i pyta mnie normalnym, delikatnie niepewnym tonem:
-O co chodzi? Masz jakiś problem?
Wybucham dramatycznym szeptem, o ile można tak nazwać moje zawodzenie:
-Zapomnieliśmy o pokojach dla dzieci! Gdzie one teraz będą spać! Nie mamy nawet kołyski!
Ale Stef wybucha śmiechem i na moją zdezorientowaną minę mówi tylko tyle:
-Zobaczysz skarbie, zobaczysz, że wszystko się ułoży.

Miłość lata na nartachWhere stories live. Discover now