2. Rozdział 29 część 1

181 18 5
                                    

Stefan

Jedziemy autostradą w stronę mojego domu. Jak na środek dnia, drogi są całkiem przejezdne. Istnieje więc jakiś niewielki procent szansy, że dojadę na ślub z niewielkim spóźnieniem. To, że się spóźnię jest oczywiste. Do celu zostało jeszcze jakieś czterdzieści minut, a ceremonia ma się zacząć za niecałe pół. Nie ma co, jak na człowieka, który właśnie wystawia własną narzeczoną przed ślubem, to jestem całkiem spokojny.
-Jedźże szybciej Michi! - krzyczę, aby wzmocnić moc przekazu.
-Czego jeszcze chcesz Stef? - pyta gotujący się ze złości mężczyzna. - Powtarzasz mi to chyba dziesiąty raz!
-Wiem, ale... Jedź szybciej!
-Zgoda, ale się zamknij!
Zgadzam się i zamykam usta na najbliższe kilkanaście minut. Michi natomiast wciska gaz mocniej, niestety zaraz zwalnia. Nie podoba mi się to i już mam zamiar go zwyzywać, ale no cóż... Chyba już mnie ktoś uprzedził.

-Pedał! - drze się z siedzenia dla pasażera nasz popularny Andi.
-Sam jesteś pedałem! - odpowiada oburzony Michi.
-Nie o to mi chodziło. - Broni swojej wypowiedzi Andi. - Wciśnij ten pedał, idioto.
-Sam jesteś idiotą!- krzyczy Michael, a później - ku mojemu wielkiemu zniesmaczeniu i rozpaczy - zjeżdża na pobocze, gdzie zatrzymuje swój wóz. Nie tracąc czasu wysiada  i staje na środku wolnego miejsca.
-Chodź tu pasożycie! No chodź, pokaż mi, że się nie boisz. Chyba nie jesteś panienką... Oj wybacz dziewczynko.
-Do mnie mówisz?! Popatrz na siebie! - wścieka się mój drugi przyjaciel. - Pokażę ci... pokażę...
-Co takiego? W końcu nie potrafisz zrobić nic pożytecznego. Gdyby nie ja, nigdy nie znaleźlibyśmy Stefa.
Andi najwidoczniej również stracił cierpliwość, ponieważ wysiadł i podszedł blisko Michaela.

-Przeproś mnie!- powiedział chłodnym, oschły tonem. Gdybym był bardziej skupiony, mógłbym przysiąc, że przeciął nim powietrze, jak brzytwą.
-Chyba ty powinieneś mnie przeprosić! To ty zacząłeś! - krytykuje go Austriak.
-Ale nie ja zacząłem wygadywać takie kłamstwa... Ty naprawdę jesteś... - zamilkł nagle jak rażony piorunem, a jego milczenie podkreślały gromy, które rzucał w jego stronę Michi.
-Kim jestem? -pyta nadzwyczaj spokojnie "chłopak burza". - Stef, powiedz mu coś.

Nawet nie zauważyli, że w czasie ich kłótni udało mi się zabrać Michi'emu kluczyki do samochodu i zająć miejsce kierowcy. Potem  wystarczyło się już tylko rozgościć i odpowiednio przygotować do drogi. Uruchomiłem więc wóz, a później krzyknąłem w stronę tych dziobiących się kuropatw:
-Wsiadajcie, chyba, że wolicie tu zostać. Ja muszę już jechać, ponieważ czeka na mnie kobieta na ślubnym kobiercu. Później możecie się sprzeczać do woli. Nie obchodzi mnie to. Trzy!

Jako pierwszy ogarnął się Andi. Już leciał w stronę samochodu.
-Dwa!
Teraz i Michi się obudził, wpadli niemal równocześnie do środka.
-Jeden! - krzyczę i przyciskam gaz do dechy. W tym samym czasie drzwi z tyłu samochodu zostają domknięte. Pędzimy przez trasę jak szaleńcy. Myślę, że ludzie biorą nas właśnie za piratów drogowych, ale nie dbam o to jakoś specjalnie. Jedyna sprawa, która zawraca mi gdzieś tam tył głowy to policja. Gdyby zobaczyli mnie pędzącego tak po tej drodze, to mógłbym się pożegnać z prawem jazdy na bliżej nieokreślony okres czasu. Z pewnością nie byłby to zbyt przyjemne.

-Telefon - szepcze Andi.
Rzeczywiście, chwilę później i ja słyszę melodyjkę, która przypomina piejącego koguta.
-Czyj to dzwonek? - pytam.
-Mój. - Przytakuje Michi. - Podoba ci się, prawda? Mówiłem żonie, że jest świetny, a ona na to: "wyłącz tego kota gwałconego na pustyni". Nie zna się.
-Śmiem twierdzić, że jednak ma rację - mówi Andreas, za co zostaje zmierzony wściekłym spojrzeniem. - No, ale co ja to wiem, prawda?
-Otóż to, mój przyjacielu... Musisz się jeszcze wiele nauczyć.
-My tu gadu, gadu, a telefon znowu dzwoni - oznajmia mądrze Andi.
-No to go odbierz - instruuje go Michi, a potem wciska swoją komórkę w kościste dłonie młodszego chłopaka.
-Ja? Jesteś pewny...
-Nie marudź jak baba.

Andi słucha się jego rady, chociaż widzę wyraźnie, że nie podoba mu się porównanie, którego użył w stosunku do niego mężczyzna.
-Halo, o cześć Emilia.
-...
-Tak, tu Andi. Michi nie miał ochoty odebrać komórki.
-...
-Za ile będziemy? Do... - patrzy na nas pytająco.
-Jakieś piętnaście, dwadzieścia minut - mówię w jego stronę.
-Do dwudziestu minut.
-...
-Dzięki, to może się udać.

-Dziewczyny przekonały księdza na kilkuminutową zwłokę.
-Jak? - To najbardziej surowy człowiek, którego dane mi było poznać. Nie wierzę, że poszedł na jakiekolwiek ustępstwa czy układy.
-Coś mu tam wmówiły o nowych zwyczajach w Polsce. Wiesz, tam też jest bardzo religijnie, więc stwierdził, że i on może na to pójść. Ale mimo wszystko powinniśmy się sprężać.
Milczymy przez chwilę, ale Andi nagle podskakuje i dodaje:
-Emilia kazała ci przekazać, że jesteś świnią.
-Wymyśliłeś to! - krzyczy zaczerwieniony Michi.
-Domyśl się! - Marszczy zabawnie brwi Andi.

Wybucham śmiechem i cieszę się, że mimo ich ciągłych kłótni, na coś się przydali. Przynajmniej rozładowali tę napiętą atmosferę związaną z moimi małymi perypetiami. Mam nadzieję, że wyczerpałem już swój limit pecha na dzisiaj. Oby, bo inaczej chyba poproszę o pistolet, aby strzelić sobie w głowę. Przesadzam troszkę, ale no proszę was, ile można. Los nie był dla mnie ostatnio zbyt łaskawy. Być może dlatego, że miałem tyle szczęścia, aby spotkać kobietę, która spełnia wszystkie moje marzenia, a być może z innego powodu. Ale chyba nie powinienem narzekać. Mogłem przecież być samotny i pogrążony w depresji, a tak mam ciekawe życie u boku ukochanej kobiety i dwójki dzieci.

xxx
Rozdział jest podzielony na części, gdyż mam problemy techniczne i bardzo ciężko mi coś napisać. Mam nadzieję, że zaraz się to naprawi. Następna część będzie już z perspektywy Isy. Mimo wszystko ta nie wyszła wcale krótka - prawie 900 słów. Po dodaniu drugiej to będzie jeden z dłuższych rozdziałów, może nie najdłuższy, ale kto wie...

Zbliżamy się do końca, dlatego zostały mi jeszcze dwa, może trzy rozdziały... Myślałam o kontynuacji, ale szczerze mówiąc, doszłam do wniosku, że kontynuowanie historii w takiej formie jak dotychczas, nie będzie miało zbyt wiele sensu. Nie mogę w nieskończoność wymyślać wątków dla tych samych bohaterów, bo powstanie mi telenowela. Jednak wpadłam na pewien pomysł, aby napisać kontynuację, która będzie miała nowych głównych bohaterów, ale bardzo często będą się przewijać postacie, które już dobrze znacie. Nowy główny bohater dałby się wam poznać dopiero w ostatnim rozdziale i w epilogu tej części. Dla podpowiedzi, powiem, że byłby związany bardzo bliskim oraz rodzinnym związkiem z Isą oraz Stefem. Teraz to od was zależy, czy chcielibyście coś takiego przeczytać... Czekam na wasze opinie.

Miłość lata na nartachWhere stories live. Discover now