*22*

776 60 2
                                    

Poniedziałek trzeciego tygodnia listopada nastąpił stanowczo zbyt szybko. Tym razem nie miałam nic przeciwko pójściu do szkoły. Miałam jednak wielkie opory przed zadaniem wyznaczonym przez Ceresa. Tego dnia Josh Spencer miał się stać moim kumplem na całe piętnaście godzin. Cieszę się, że udało mi się zmusić Ceresa do porzucenia pomysłu dwudziestoczterogodzinnej męczarni. Szczególnie dlatego, że po sytuacji z tą całą hipnozą, stał się w miarę przykładnym strażnikiem, a przynajmniej starał się stać.

- Zadanie na dzisiaj: zapoznać się z przydzieloną osobą. - przemówił Ceres do naszej piątki, zgromadzonej przed budynkiem liceum. - Poprzez zapoznać nie mam oczywiście na myśli kontaktów intymnych, jednakże jeśli takie jest wasze życzenie, to nie zabraniam. - Poruszył sugestywnie brwiami w stronę Abigail, która zakłopotana, wyraźnie starała się na niego nie patrzeć. - Tylko prosiłbym w obecnej sytuacji o zabezpieczenia, ponieważ ja nie będę wychowywał waszego potomstwa, gdy już zawiedziecie misję.

- Rozumiemy świrze, przejdź do rzeczy. - burknęła zirytowana Emma.

- Zmień swoje nastawienie, zanim was wszystkich nim zabijesz. - odparł zrezygnowany Ceres, a po chwili  ulotnił się wśród pomarańczowej chmury, zawierającej przebłyski szarości. To akurat było coś nowego, jednak nie miałam czasu się nad tym zastanowić, gdyż Josh złapał mnie za łokieć i pociągnął w stronę szkoły. 

- Co robisz? - warknęłam obruszona.

- Zaciągam cię na wieczorek zapoznawczy część druga, tak jak mi kazano. Wypełnijmy te zadanie i miejmy to z głowy. - Josh nie przejawiał jakichkolwiek oznak zainteresowania moją osobą. Chciał jak najszybciej mieć naszą misję za sobą. Jednakże, coś wewnątrz nie pozwalało mi tego traktować w ten sam sposób.

- To nie jest jakieś tam zadanie do szkoły, które możesz sobie zrobić, zdać i zapomnieć. - Z każdym wypowiadanym słowem czułam jak moja szczęka zaciska się coraz bardziej. - Skup się Josh, tutaj chodzi o naszą przyszłość. 

- Nie zmusisz mnie, żebym cię polubił Donovan. Możesz sobie wmawiać, że robisz to dla dobra ogółu, czy cokolwiek tam masz w tym swoim pokręconym łbie, ale mnie w to nie mieszaj. 

- Ale Ceres... - wyjąkałam wytrącona z rytmu przez wybuch Josha.

- Nie obchodzi mnie co mówi ten dziwak! - ryknął.

- Skoro cię nie obchodzi, to czemu bierzesz w tym udział? - zapytałam unosząc brwi. Wiedziałam, że jakaś jego część wierzyła w misję. Musiałam tylko dowiedzieć się, co ukrywał Josh Spencer i co nie pozwalało mu uwierzyć całkowicie.

- Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy, bo możesz tego później żałować. - usłyszałam groźbę, czającą się w jego głosie.

- Sami wciągnęliście mnie w to bagno próbując złożyć mnie w cholernej ofierze! - wybuchnęłam. - Teraz musicie ze mną współpracować czy tego chcecie, czy nie. - rzuciłam przez ramię, gdy zaczęłam oddalać się w kierunku sali lekcyjnej.

- Podobasz mi się taka z pazurem Lindsay. - Usłyszałam pełen uznania głos Ceresa, czającego się za rogiem. 

- Nikt ci nie mówił, że nie ładnie tak podsłuchiwać? - odparłam nadal nabuzowana negatywnymi emocjami.

- Bardzo możliwe, że kiedyś mi coś takiego wymruczałaś z ustami pełnymi naleśników. Jak powszechnie wiadomo, z pełną buzią się nie mówi, więc uznałem, że się nie liczy. - wzruszył nonszalancko ramionami. 

- Nie powinieneś teraz planować romantycznego obiadu dla Abigail czy coś? - zapytałam czując chęć na samotne użalanie się nad sobą.

- Wyobraź sobie, że zrobiłem to już wczoraj. Wracając do twojego bycia lwim liderem... - wyszczerzył się poprawiając okulary na piegowatym nosie. - oprócz tego, że twoje stado jest pomylone, to jeszcze nie chce współpracować. Masz pomysł, co z tym zrobić? 

- Sam, z własnej, nieprzymuszonej woli, dopuszczasz mnie do głosu? - uniosłam brwi pełna zdziwienia. - W dodatku zadajesz pytania. Chyba nie tylko ja robię postępy.

- Koniec tego dobrego, idź sobie na tą waszą czarną magię. - żachnął się i udając obrażonego pomaszerował w stronę wyjścia.

- To się nazywa matematyka! - krzyknęłam zanim chłopak demonstracyjnie się ulotnił.

Tego dnia każda przerwa między lekcjami wyglądała tak samo. Odnajdywałam Josha, próbowałam go wciągnąć w rozmowę, spławiał mnie, odchodził na swoje następne zajęcia. Miałam już po dziurki w nosie jego aroganckiego zachowania. Czułam w nim znaczne wpływy Emmy. Nie bałam się już ani jej, ani nikogo innego z elity. Nie byłam również wybuchową osobą, jednak Young sprawiała, że gotowała mi się krew, co jest dosyć ironiczne, zważywszy na fakt, iż posiada więź z wodą. I lodem - dodała moja podświadomość. Podczas przerwy obiadowej postanowiłam nawet dosiąść się ich stolika. 

- Co tutaj robisz? - burknęła Emma, odrzucając za ramię długie, blond włosy. - Nie mam dzisiaj nastroju na charytatywne dokarmianie biedaków. 

- Spędzam czas z Joshem. - mówiąc to, położyłam dłoń na ramieniu wspomnianego chłopaka, patrząc przy tym Emmie głęboko w oczy, wyzywając ją spojrzeniem.

- Zabieraj tę rękę przybłędo. - Jej odpowiedź zawierała w sobie niewypowiedziane ostrzeżenie. 

- Zmuś mnie. - Nie wiem skąd wzięła się we mnie ta nagła odwaga, lecz podobało mi się prowokowanie blondynki. Jej oczy mieniły się w gniewie, a wręcz przybierały barwę najzimniejszego z lodowców. 

Emma nie wstrzymywała się już dłużej. Pozwoliła złości płynąć. Tyle, że jej złość dosłownie PŁYNĘŁA. Wszystkie butelki z napojami w całej stołówce po prostu wystrzeliły w górę, zalewając stołówkę słodkimi napojami. Widziałam przy tym brudno-czerwoną aurę otaczającą Emmę. Bardzo łatwo było przyporządkować ten kolor do emocji. Gwałtowne uczucia, takie jak gniew, wrogość, a nawet agresja, otaczały właśnie Emmę Young w postaci jednego, zwykłego koloru. Kiedy jednak zauważyła, co stało się dookoła, aura zniknęła, a wystraszona własną mocą dziewczyna wybiegła ze stołówki. Josh bez chwili namysłu pobiegł za nią. Wyczerpana wydarzeniami, usiadłam na krześle obok Nathana.

- Nie wiem czy mam cię za to podziwiać, czy zacząć się bać. - burknął z twarzą niemal w talerzu. 

- Ja myślę, że musimy to uczcić jedzeniem. - wzruszyłam ramionami i zabrałam się za konsumpcje obiadu. 

- Przynajmniej Ceres dobrze się bawi. Przysięgam, że dał mi na dzisiaj Emmę za karę. - westchnął.

- Josh wcale nie jest łatwiejszy. Odnoszę wrażenie, iż dostałam tą samą osobę, tylko w innej powłoce. 

- Nie dziwię się. Emma cały dzień próbuje mnie przekonać, abyśmy zostawili Ceresa i dołączyli do Plutona. - Na słowa bruneta, gwałtownie wciągnęłam powietrze. - Nie wiem jeszcze co ta żmija planuje, ale już teraz mogę ci powiedzieć, że nie jest to nic miłego. Uważaj na siebie Lindsay. - Nathan podniósł się z krzesła, a następnie musnął ustami moje czoło. Ciche westchnięcie zdradziło, że bardzo mi się to spodobało, jednak zanim powiedziałam cokolwiek, chłopak był już w drodze do wyjścia. 

Nie miałam czasu na rozpływanie się nad motylkami tańczącymi w moim brzuchu, gdyż słowa Nathana dały mi do myślenia. Poczekałam do zakończenia zajęć, aby odnaleźć Josha. Znalazłam go dokładnie tam, gdzie się spodziewałam, w pracowni fizycznej. Gdyby nie wizja Ceresa, w życiu bym nie wpadła na ten pomysł, jednak teraz wydawała mi się to rzecz oczywista. 

- Gadaj Spencer. - rzuciłam stojąc w progu ze skrzyżowanymi na piersiach ramionami. 

- Czego znowu chcesz? - Spencer przewrócił oczami, pochylony nad jakimś projektem.

- Ja? Nic złego, w przeciwieństwie do twojej dziewczyny z piekła rodem. - odparłam. - Po co Emma chce łączyć siły z Plutonem?

- A więc już wiesz. - westchnął zrezygnowany. Podniósł na mnie wzrok, przez co mogłam zobaczyć jego zielone tęczówki. - Słuchaj, nie wiem o wiele więcej niż ty. Emma ma obsesje na punkcie mocy i zrobi wszystko, żeby ją mieć. 

- Ona... - zawahałam się, jednak powaga sytuacji właśnie dotarła do mnie ze zdwojoną siłą. - nie chce utworzyć kręgu, tylko stworzyć układ. 

Josh jedynie skinął głową, a ja poczułam się jakby został wydany na mnie wyrok śmierci.



Niechciany Dar ✅On viuen les histories. Descobreix ara