*14*

915 63 9
                                    

       Jak dobrze przygotować się do starcia? Rozeznać się jaką bronią dysponuje przeciwnik. Zaczynając od głównej postaci na ringu... Emma Young, niska blondynka o niebieskich oczach, córka Jowisza, dziedziczka mocy wody. Jako głównodowodząca elity była zimna jak lód, co niejako łączyło się z jej żywiołem. Ciemnowłosa Abigail Harrington, siostra Nathana, a zarazem najlepsza przyjaciółka Emmy, była nieco milsza od swojej koleżanki. Jednakże nie mogłam lekceważyć przeciwnika. Żywiołem córki Merkurego była ziemia. Dodatkowym faktem było zadurzenie Ceresa w tej piwnookiej dziewczynie. Chłopak Emmy, Josh Spencer jako syn Wenus władał mocą powietrza. Ponadto nic dziwnego, że ze względu na charakter swojej galaktycznej matki był strasznym lalusiem. Jego nienagannie ułożoną blond fryzurę i delikatnie dłonie mogłam wykorzystać jako cenną informację, przemawiającą na moją korzyść. Ostatnią osobą w kręgu, która była dla mnie jedną wielką niewiadomą był syn Saturna, brat Abigail, chłopak, który stawał się moim przyjacielem - Nathan Harrington, zwany również Milczkiem. Jedyna pewna informacja, jaką posiadałam na jego temat, to fakt, iż był nosicielem mocy ognia. Szczerze mówiąc, nie wiedziałam zbyt wiele ponadto. Zawsze był wycofany i nie mogłam go rozszyfrować. Dodatkowo nie zdawał się czerpać przyjemności ze znęcania się nad innymi, tak jak to robili pozostali członkowie elity. Stąd wynikało moje wahanie. Nie wiedziałam jak traktować naszą zmieniającą się, aczkolwiek wciąż raczkującą relację. Postanowiłam jednak odłożyć tego typu rozterki na później.

      Usatysfakcjonowana z wyniku mojej pracy, czyli bazy danych, które zebrałam w myślach, wyruszyłam na spotkanie.

- Niech będzie Ceres, będę lwem. Sprawię, że będziesz dumny z bycia moim przyjacielem. - powiedziałam do swojego odbicia, gdy tylko stanęłam na przeciw lustra wiszącego na ścianie w korytarzu.

- Jak słodko! - wykrzyknął blondyn, pojawiając się znienacka. Powoli zaczynałam się przyzwyczajać , że chłopak zjawiał się za każdym razem, gdy wypowiedziałam jego imię. - Ruszajmy na spotkanie. - rzucił po czym otworzył przede mną drzwi.

Bez wahania opuściłam dom.

- Czas zacząć zabawę. - Z tymi słowami puściłam Ceresowi oczko.

           Po dwudziestominutowym spacerze, zatrzymaliśmy się przed parterowym budynkiem, utrzymanym w nowoczesnym stylu. Wokół domu roztaczała się zadbana roślinność, mimo pory jesiennej. Uśmiechnęłam się na ten widok. Byłam niemal pewna, że nie zatrudniali ogrodnika. Oczami wyobraźni zobaczyłam Nathana dbającego o kwiatki porą wiosenną.

- Przestań się tak uśmiechać. Przerażasz mnie w tym swoim stanie zakochania. - mruknął Ceres.

- Nie jestem... - chciałam wyprowadzić go z błędu, ale zrezygnowałam, gdyż sama nie do końca wiedziałam co tak naprawdę czułam.

- Tak, oczywiście Lindsay Donovan. - zaśmiał się chłopak. - Jesteś bardzo przekonująca. - Sarkazm w jego głosie był namacalny. - Zaczęłaś już wymyślać imiona dla dzieci? A może nawet wyliczyłaś prawdopodobieństwo, że odziedziczą twoje piękne karmelowe, naturalnie układające się w fale, włosy i jego głębokie, piwne oczy. - dogryzał mi.

Poczułam, że się rumienię. Możliwe, że taka myśl przeszła mi przez głowę, ale szybko ją od siebie odsunęłam i wróciłam do rzeczywistości. To nic nie znaczyło. Tak przynajmniej sobie to tłumaczyłam.

- Daruj już sobie. Lepiej wchodźmy do środka, zanim zapadnie noc. - burknęłam zniecierpliwiona.

W tym momencie rozsunęły się skrzydła czarnej furki, przytwierdzonej do wysokiego płotu, a w drzwiach wejściowych budynku, ukazała się postawna sylwetka Nathana.

- Radzę ci blondyneczko, żebyś jej posłuchał. Nie mam ochoty sterczeć tu cały dzień w otwartych drzwiach. Boję się, że meble mi się przeziębią. - zaśmiał się ciemnowłosy.

- Nie wierzę! Milczek właśnie zażartował. - Ceres nie posiadał się ze szczęścia. Byłam pewna, że zaznaczy ten dzień w kalendarzu jako święto narodowe. - Dobrze Natsay idziemy! - Uśmiechnięty blondyn przekroczył próg, a jego drobne loczki podskakiwały z każdym krokiem.

Oniemiali spojrzeliśmy z Nathanem po sobie. Jedak szybko odzyskałam rezon i patrząc prosto w oczy chłopaka wzruszyłam ramionami, dając mu do zrozumienia, że powinien jak zwykle zignorować dziwne zachowanie Ceresa, po czym weszłam do środka. 

           Nie wiem czego się spodziewałam, ale wnętrze domu mile mnie zaskoczyło. Jasny salon doskonale komponował się z kominkiem znajdującym się naprzeciw brązowej sofy. Ciepło płynące od ognia od razu mnie rozgrzało. Przesunęłam ręką po skórzanym obiciu. 

- Całkiem przyjemnie tutaj. - uśmiechnęłam się do Nathana.

- Dzięki. Siadajcie, reszta niedługo powinna się zjawić. - Chłopak wydawał się wyraźnie poddenerwowany.

Nagle zauważyłam ciemnozielony dym spowijający ciało Nathana. Pojawił się jakby znikąd i przylgnął do niego niczym druga skóra. Było to dokładnie takie same zjawisko, jak miałam okazję obserwować przy każdym pojawianiu się i znikaniu Ceresa, a także dzisiaj rano w łazience. Chwyciłam blondyna za ramię i ścisnęłam, ale najwyraźniej zbyt mocno, gdyż chłopak wydał okrzyk bólu.

- Co ty wyprawiasz? - żachnął się.

- Widzę dym. - szepnęłam. - Unosi się wokół Nathana i podąża za nim jak cień. Powinnam była o tym z tobą porozmawiać. Dokładnie coś takiego widuję podczas twojej sztuczki ze znikaniem.

- To ciekawe... - mruknął Ceres lekko przekrzywiając głowę.

- Czy nie miałeś być naszym przewodnikiem? - obruszył się Nathan. - Zazwyczaj tyle gadasz, a kiedy potrzebujemy rady, bo ujawniają się nasze moce, ty milczysz. 

- Uspokój się. Chcesz przerabiać to samo co w zeszłym tygodniu? - wyczuwałam wyraźne napięcie między tą dwójką.

- O co chodzi? Co się wtedy stało? - wtrąciłam.

- Nic. - odparli jednocześnie.

Oczywiście, że im nie uwierzyłam, ale postanowiłam odłożyć drążenie tematu na później. Jednakże podczas spięcia między Nathanem i Ceresem, dym ulotnił się, nie pozostawiając po sobie nawet śladu. Przetarłam oczy ze zdumienia. 

- Może już czas, abyś dowiedziała się czym jest ten twój cały "dym". - zaśmiał się blondyn.

- W końcu. - westchnął ciemnowłosy chłopak, a Ceres zgromił go spojrzeniem bursztynowych oczu.

- Chyba wolałem jak byłeś Milczkiem. - burknął w odpowiedzi, po czym zwrócił się  w moją stronę. - To nie są żadne sztuczki. Jedną z mocy, którymi obdarzona zostaje córka Słońca i Księżyca jest zdolność widzenia aur. - zdziwiłam się, gdyż o czymś podobnym wspomniał mi Nathan. - Jednak rozpoznawać kolory musisz nauczyć się sama. Prawdopodobnie zwiększony przepływ energii podczas mojego znikania odblokował kanał. Teraz, aby nie widzieć aur przez cały czas powinnaś nauczyć się je kontrolować. Oznacza to, że wszyscy jesteście gotowi.

- Gotowi do czego? 

- Kiedy ujawniają się moce, możecie utworzyć krąg. Czas więc zacząć trening.

- Najpierw powinniśmy spróbować się nie pozabijać nawzajem. - burknął Nathan. - O wilku mowa. - powiedział, ale zrozumiałam o czym mówi dopiero w momencie, gdy napotkałam lodowate spojrzenie niebieskich oczu Emmy Young.




Niechciany Dar ✅Where stories live. Discover now