*34*

670 62 2
                                    

♄ NATHAN ♄


Mimo starań, nie mogłem przestać myśleć o Lindsay. Nie było to nic nowego. Zdarzało mi się to od momentu, gdy zacząłem ją zauważać. Zawsze bałem się uczuć, wiążących się z zakochaniem. Dlatego właśnie trzymałem dystans do wszystkich dziewczyn, oprócz mojej siostry i Emmy. Za tą drugą nigdy nie przepadałem, więc w sumie mogłem się z nimi trzymać. Nie było zagrożenia jakimiś głębszymi uczuciami. Nie czułem potrzeby angażowania się w jakiekolwiek relacje, więc stanie z boku sprawiało mi przyjemność. Tak było do czasu, gdy po raz pierwszy spotkałem Lindsay Donovan. 

Pamiętam ten dzień, jak gdyby był wczoraj. Pierwszy tydzień drugiej klasy liceum. Dopiero przeniosłem się z innej szkoły, gdyż wstydziłem się powtarzania roku. Wiedziałem, że gdybym został w mojej dawnej szkole, czekałyby mnie oceniające spojrzenia i kpiny. Dlatego postanowiłem z czystą kartą udawać bliźniaka Abigail. Moja siostra ma wielkie serce i zawsze jest skora do pomocy. Dlatego tym bardziej nie rozumiałem dlaczego trzymała się z tą całą Young. 

Poznałem Lindsay, zanim dowiedziałem się, jak wielką nienawiścią darzy ją córka burmistrza. Uczęszczamy do równoległych klas, jednak moja klasa tego dnia była na wycieczce. Z powodu mojego gapiostwa, zapomniałem podpisanej zgody od rodziców, więc przypisano mnie na jeden dzień do klasy Lindsay. Kiedy tylko wszedłem na pierwszą lekcję, zauważyłem ją samotnie siedzącą w kącie, gdy wszyscy inni integrowali się i opowiadali o tym jak minęły im wakacje. Siedziała pochylona nad jakąś książką, a jej jasnobrązowe włosy spływały falami, zasłaniając twarz. Dopiero, gdy usiadłem na krześle obok, podniosła głowę. Ujrzałem wtedy jej piękne, brązowe oczy, pełne niepewności, a zarazem strachu. 

- Cześć... - Ledwo wydukałem, oszołomiony jej urodą.

- Cześć... - odpowiedziała z wahaniem, zaciskając przy tym usta w wąską linię.

Wyglądała przy tym jak bezbronny, mały kotek. Teraz wiedziałem, że dziewczyna bała się zaufać komukolwiek, ze względu na przejścia z Emmą. Jednak wtedy wydawała mi się po prostu kruchą osóbką, która potrzebuje opieki, bo jest nieśmiała. 

- Jestem Nathan, przenieśli mnie na dzisiaj do waszej klasy. Mam nadzieję, że nie zająłem komuś miejsca. - Przemogłem się, aby ułożyć zdanie złożone.

- Nie, nikt tutaj zazwyczaj nie siedzi. - odparła cichym głosem, a następnie powróciła do przerwanej czynności. 

Nie mogłem się powstrzymać od zerkania na nią przez resztę lekcji. Starałem się z tym nie zdradzać, aby jej nie spłoszyć. Przez cały dzień starałem się ją zaczepić, aczkolwiek ciężko było o dłuższą konwersację. Była bardzo wycofana i zachowywała dystans. Nie miałem pojęcia jak ją podejść. Przypominała mi mnie, zdystansowanego do dziewczyn przez całe życie. 

- Zdradzisz mi jak się nazywasz? - zagadnąłem na drugiej lekcji, gdy ponownie usiadłem na wolnym krześle obok niej.

- Lindsay - powiedziała tylko i uciekła wzrokiem w stronę okna. 

- Miło cię poznać Lindsay. - rzuciłem, na co ona jedynie skinęła głową, nadal nie patrząc w moim kierunku.

Nie potrafiłem przebić się przez jej tarczę. Jednak podczas pracy w parach na kolejnej lekcji, była zmuszona do interakcji. Kiedy ignorowała moje uwagi dotyczące wspólnego zadania, zwracałem jej uwagę.

- Jesteś świadoma, że też tu jestem? - starałem się zachować żartobliwy ton głosu, ponieważ bałem się, że zranię ją choćby głupim żartem.

- Przepraszam... - odparła skruszona - zazwyczaj pracuję sama, więc nie jestem przyzwyczajona do konsultacji.

- Jesteś typem samotnika? - dociekałem.

- Można tak to nazwać. - Nie wiedziałem wtedy o co jej chodzi. 

Odpowiedź na to pytanie poznałem dopiero następnego dnia, podczas przerwy obiadowej. Siedziałem przy stoliku z Abigail, Emmą i Joshem. W pewnym momencie zauważyłem wchodzącą do stołówki niepewnym krokiem, Lindsay. Nie wiedziałem jeszcze co się stanie. Patrzyłem na nią jak zaczarowany. Przypominała mi kruchą, porcelanową lalkę. 

- Nathan, czyżby spodobała ci się nasza szkolna pokraka? - zaśmiała się szyderczo Emma.

- Pokraka? - zapytałem zdumiony, jak tak słodką dziewczynę można było nazywać tak okropnie. 

- Ej, śmieciu! - zawołała po chwili blondynka.

Lindsay zdawała się wiedzieć, że dziewczyna krzyczy do niej, gdyż cała się spięła. Jednak z pozornym spokojem nadal nakładała sobie jedzenie. 

- Nikt cię tu nie chce! Niedobrze mi, gdy na ciebie patrzę, znajdź sobie jakiś śmietnik! - Cała stołówka momentalnie ucichła. 

- Emma, wystarczy. - syknęła Abigail. 

- Po czyjej jesteś stronie? - warknęła, przez co moja siostra również ucichła.

Siedziałem jak wryty. Ta sytuacja totalnie nie mieściła mi się w głowie. Nie wiedziałem co zrobić, więc po prostu obserwowałem rozwój sytuacji. Wtedy właśnie Lindsay spojrzała w moim kierunku. Widziałem w jej oczach, iż była zraniona, zagubiona, a nawet poczuła się zdradzona. Teraz rozumiem, że jedynym śmieciem w tamtej chwilii byłem ja, bo nigdy jej nie pomogłem. Przez następny rok odwracałem wzrok, gdy Emma znęcała się nad Lindsay. Nie potrafiłem zebrać w sobie chociaż szczypty męskości, by ją wesprzeć. Nadal czuję się z tym okropnie i będę sobie to wypominał do końca życia. 

To, co wydarzyło się podczas urodzin Emmy było dla mnie jak druga szansa. Mogłem zbliżyć się do Lindsay i chronić ją przed nienawidzącą jej blondynką. Moment, w którym dziewczyna mogła stracić życie, był dla mnie jak kubeł zimnej wody. Zrozumiałem, jak bardzo mi na niej zależy. Zgodziłem się wziąć udział w rytuale przyzwania mocy, dopiero po zapewnieniach Abigail, że nikomu nic się nie stanie. Połączenie nas w krąg było najstraszniejszą, a zarazem najlepszą rzeczą w moim życiu.

Przez rok podziwiałem siłę Lindsay, gdy mierzyła się z okrutnymi wyzwiskami Emmy. Jednak nie musiała już tego robić sama, nigdy więcej. Nienawidziłem siebie za to, że wcześniej tak po prostu pozwalałem, by to wszystko działo się pod moim nosem. Dlatego z całego serca pragnąłem wynagrodzić jej to wszystko.

Nie mogłem być nawet na nią zły, za ucieczkę, gdy wyznałem jej uczucia, bo przez ten cały czas, byłem okropną osobą. Prawdopodobnie to, że żałowałem tego, jak niczego innego, nic dla niej nie zmieniało. Cóż, zdecydowanie zasłużyłem na to.



Dziękuję za wszystkie gwiazdki, komentarze i wyświetlenia bo dzięki temu wiem, że dalsze pisanie ma sens.

- Jestem człowiekiem poważnym i nikt nie powinien śmiać się z tego co mówię. - rzucił Ceres z przekonaniem.

- Czy to nie ty ostatnio narzekałeś, że nikt nie śmieje się z twoich żartów? - zapytał Nathan unosząc ciemne brwi.

- Owszem, ale to było rozdział temu. Teraz jestem innym człowiekiem.

- Skoro tak mówisz...

Niechciany Dar ✅Where stories live. Discover now