*11*

1K 67 3
                                    

Moje życie ostatnimi czasy zaczęło się robić coraz bardziej zaskakujące. Jeśli miesiąc temu miałabym obstawiać jak bardzo prawdopodobnym jest to, że napiszę do Nathana Harringtona, aby spotkać się i porozmawiać o wysypce na moich nogach to odpowiedź brzmiałaby: "za dwa wcielenia co najmniej". Nawet nie zdawałabym sobie sprawy z tego jak wielka byłaby to pomyłka. 

Z zamyślenia wyrwało mnie ciche stuknięcie w szybę. Zwróciłam się w stronę okna, aby ujrzeć Nathana znajdującego się na zewnątrz.

- Dosyć niekonwencjonalny sposób na odwiedziny. - zaśmiałam się wpuszczając pierwszego w życiu chłopaka do mojej sypialni. Ceres się nie liczy, gdyż jak powszechnie wiadomo - nie był zapraszany. 

- Przepraszam za to, sądziłem, że to dobry pomysł. - Chłopak uśmiechnął się niezręcznie.

- Ja tam sądzę, że wchodzenie przez okno jest fajne. Dokładnie jak w tych wszystkich filmach dla nastolatek, gdzie chłopak wkrada się przez okno, aby tatuś dziewczyny nie złapał ich na baraszkowaniu. - odezwał się trzeci głos. 

- Jeny Ceres, czy ty nie masz jakichś przyjaciół, których powinieneś teraz odwiedzać? - burknęłam niezadowolona.

- Wyczułem, że milczek nie poradzi sobie bez mojego wsparcia. - odparł z dumą, jak gdyby byli najlepszymi kumplami. - Wiesz przecież jak nieśmiały bywa w stosunku do ładnych dziewczyn. - dodał po chwili. - Nie mogłem zostawić was w niezręcznej ciszy! Ludzie dajcie spokój! Macie prawie po osiemnaście lat, a robicie do siebie podchody jak małe dzieci! Ładna piżamka Linds, tak na marginesie. Już wiem czemu milczek niemal płonie na twarzy. - Ceres puścił oczko i rozpłynął się w czerwonych obłokach.

Osłupiała przez moment wpatrywałam się w chmurę, jednak moment później spuściłam głowę w dół i zauważyłam, że mam na sobie tylko kusą koszulę nocną w jasnym odcieniu różu. Zarumieniona złapałam szybko koc, usiadłam na łóżku i się nim szczelnie zakryłam. Kiedy spojrzałam na Nathana, na jego twarzy faktycznie widać było ślady rumieńców. 

- Przepraszam za to. - mruknęłam tak cicho, że chłopak prawdopodobnie nawet nie usłyszał.

- Ceres to całkiem... pozytywny chłopak. - rzucił Nathan.

- Pozytywny to chyba zbyt lekkie określenie. - odparłam. - Może powinnam w końcu ci powiedzieć po co cię tu ściągnęłam. - poklepałam miejsce na łóżku dając Nathanowi do zrozumienia, aby usiadł obok. - Chodzi o całą tą sprawę z kręgiem. Myślę, że skoro niestety również zostałam naznaczona, to dzielimy sekret. W związku z tym powinniśmy no nie wiem, trzymać się razem czy coś. Wiem, że Emma za mną nie przepada, w sumie żadne z was za mną nie przepada, ale czy sekret nie jednoczy ludzi? 

- Masz rację. - Nathan pogładził się po brodzie. - Nie mogę ci nic obiecać jeśli chodzi o Emmę, ale masz moje wszelkie wsparcie. 

Znów zapadła cisza naładowana elektrycznością. W tym czasie chłopak zaczął rozglądać się po pokoju począwszy od ścian, poprzez półki, aż po zawartość biurka. Podszedł do ściany pełnej przyklejonych, kolorowych karteczek motywacyjnych. Ostrożnie dotknął jednej z nich i przeczytał na głos.

- "Twoje cele nie są zainteresowane tym jak się czujesz." - na jego twarzy zajaśniał uśmiech. - Nie sądziłem, że jesteś takim typem. 

- Jakim "typem"? - oburzyłam się.

- Miałem o tobie całkiem inne wyobrażenie. Pokój małej słodkiej dziewczynki, która nadal po kryjomu bawi się kucykami... - spojrzał na moje zdziwione spojrzenie. - Nie oceniaj mnie, to właśnie między innymi mówi o tobie Emma. Jestem jednak zafascynowany  twoim podejściem. Wręcz dziwi mnie, jak ty dajesz radę to wszystko tak spokojnie znosić. 

- Jakoś trzeba było. - uśmiechnęłam się słabo i odwróciłam głowę, aby spojrzeć na beżową ścianę. - Uwierz, że nie było to łatwe. - zaśmiałam się smutno. 

- Wydajesz się jednak silna. - Nathan dotknął mojego ramienia. - Mentalnie oczywiście, bo rączki masz jak dwie gałązki. - Jego wzrok przeniósł się z rąk na nogi, gdzie zauważył czerwone ślady.

Nathan chwycił moją nogę tak szybko, że nawet nie zdążyłam zareagować. 

- Co ty wyrabiasz? - krzyknęłam wystraszona.

- Czy to reakcja alergiczna? - chłopak nie raczył odpowiedzieć na moje pytanie.

- A czy ciebie nikt nie uczył, że nie odpowiada się pytaniem na pytanie?

- Właśnie zrobiłaś to samo Lindsay. - zaśmiał się.

- Bo ty zacząłeś. - jęknęłam zdenerwowana.

- Lepiej mi powiedz o co chodzi z tą wysypką. 

- Zostałeś doktorem? Z tego co mi wiadomo nie skończyłeś nawet liceum. - odparłam.

- W normalnych okolicznościach odparłbym, że twoja zadziorność jest imponująca, ale nie czas na to. Lindsay, co ci się stało?

- Powiedziałem jej, że umrze przez to jeśli nie zacznie jednoczyć kręgu. - zaśmiał się Ceres siedzący na parapecie. 

- Nie znoszę jak pojawiasz się bez zapowiedzi. - odparł Nathan.

- Dobrze, zacznę pukać. Puk! Puk! Witajcie moje gołąbeczki, a teraz przejdźmy do naszego problemu. Lindsay ma uczulenie na jakieś tam zielone roślinki, które rosną sobie dziko na łąkach, stąd wysypka. Dzięki temu jednak udało mi się ją zmotywować do działania dla dobra naszego wszechświata. Sprytne z mojej strony prawda? Wystarczy tych oklasków moi mili. Musicie wiedzieć, że wróg się zbliża, dlatego czas działać. - Ceres jak zwykle wypluwał z siebie zdania z prędkością mini tornada.

- Jaki wróg? O czym ty mówisz? - zmarszczyłam brwi.

- Układ się odrodził po tysiącletnim śnie. Pozostałe moce zostały przekazane. Zaczął się wyścig, kto pierwszy dokona zjednoczenia. 

Niechciany Dar ✅Where stories live. Discover now