*35*

632 54 5
                                    

☿ ABIGAIL 

Cieszyło mnie, że spędzaliśmy czas jak zgrana ekipa. Pomimo niesprzyjającej temperatury panującej na zewnątrz, doskonale bawiliśmy się w dmuchanym basenie. Mój brat zdawał się opanowywać coraz lepiej swoje zdolności. Bałam się, że ze względu na jego temperament, wszyscy spłoniemy, ale tego dnia był dosyć wycofany. Zazwyczaj nie był zbyt gadatliwy, ale tego dnia zdawał się jakby bardziej pochłonięty swoimi myślami. Nie starał się nawet dopiec Emmie jak to mu się ostatnio zdarzało, co niezmiernie mnie radowało. Miałam nadzieję, że ten dzień pozwoli mojej przyjaciółce przejrzeć na oczy i zrozumieć, że droga Plutona, nie jest tą właściwą. 

W całej tej sielance, brakowało mi jednak Lindsay. Było mi przykro, że tak bez ostrzeżenia wciągnęłam ją w to wszystko, lecz  chciałam jej w ten sposób wynagrodzić krzywdy, przez nas wyrządzone. Starałam się hamować Emmę, aczkolwiek bezskutecznie. Zodiakalne skorpiony już tak mają, raz urażone, nie zapominają. 

Nie mogłam siedzieć bezczynnie, gdy zabawa omijała Lindsay, więc wysłałam jej wiadomość głosową z informacją o basenowej imprezie w moim ogrodzie. Możliwe, że uzna mnie za nienormalną, skoro jest niedzielny poranek, a my pijemy szampana w basenie, w dodatku pod koniec listopada. Jednakże Ceres nauczył mnie patrzeć inaczej na wiele rzeczy, między innymi właśnie na to, jak postrzegają nas inni. 

Od samego początku pociągała mnie idea jednoczenia ludzi, towarzysząca magii kręgu. Był to czynnik, który przechylił szalę na korzyść przeprowadzenia rytuału. Niestety, przed przyzwaniem mocy, nie doczytałam wszystkiego i nie miałam pojęcia jakie niebezpieczeństwo się z tym wiązało. Przez własną głupotę i niecierpliwość, pociągnęłam moich przyjaciół w przepaść. Naiwnie sądziłam, że to tylko test, który ma nas zjednoczyć. Jak się okazało, trzeba czytać wszystkie kruczki. 


- Siedzę tu z wami tylko dlatego, że macie szampana. - burknęła niezadowolona Emma. 

- Już ci brakuje kumpli z drużyny Plutona? - warknął Nathan. - Proszę, śmiało, wracaj do nich.

- Może uspokójmy się i cieszmy się chwilą. - Josh starał się załagodzić sytuację.

Gdzie w tym wszystkim był Ceres? Ucinał sobie właśnie drzemkę pod drzewem. Zebrał nas w jednym miejscu i starał się zjednoczyć, ale nie mógł kontrolować naszego zachowania, więc nie było sensu by ingerował. To jest coś, z czym każdy z nas, indywidualnie musi sobie poradzić. Wiedziałam, że nie osiągniemy porozumienia, jeśli nadal będziemy skakać sobie do gardeł.

- Ludzie, jesteśmy tu razem i to najważniejsze. - odezwałam się wchodząc do basenu. 

- A gdzie jest ta wasza "wspaniała liderka"? - zapytała Emma nakreślając w powietrzu cudzysłów. Oczywiście i bez niego wszyscy wiedzieliby, że to sarkazm. 

- Nie nakręcaj się. Skoro jej nie lubisz, to chyba lepiej, że jej nie ma. - Josh położył rękę na ramieniu blondynki. 

- Dlatego uważam, że Abigail byłaby o niebo lepszym liderem. - Niemal się utopiłam z wrażenia, w tym małym basenie, gdy usłyszałam słowa mojej przyjaciółki. 

- Planety są nieco odmiennego zdania. - Nie miałam zamiaru wdawać się w dłuższą dyskusję, ale czułam potrzebę, by przedstawić swoje stanowisko. - Dla zjednoczenia kręgu, powinniśmy pracować wszyscy razem. To nie tak, że lider ma odwalić za nas całą robotę, bo tak się nie da. Dlatego ustalmy to już dziś. Jesteś z nami czy przeciwko nam? - Czułam, że to bardzo ryzykowny ruch, który mógł się bardzo źle skończyć.

- Zanim odejdę, chcę jeszcze odbyć prywatną rozmowę z Joshem. - Usta Emmy zacisnęły się w wąską kreskę. 

Wiedziałam, jaką decyzję podjęła, lecz nie chciałam dopuścić tego do siebie. Ona naprawdę zamierzała nas zostawić, aby połączyć siły z wrogiem. Usiadłam pod drzewem, obok Ceresa i nerwowo przygryzłam kciuk. Chłopak nadal spał w najlepsze, a ja miałam poczucie, jak gdyby grunt usuwał mi się spod nóg. 

Znałyśmy się niemal od zawsze. Jednak musiałam w końcu przyznać to przed samą sobą. Emma zmieniła się w ciągu ostatnich kilku lat. Było w niej o wiele więcej złości. Dawniej była najłagodniejszą osobą, jaką znałam. Wierzyłam, że gdzieś głęboko, nadal ma w sobie tę dobroć. Jednakże, nie potrafiłam już do niej dotrzeć. W głowie nadal miałam obraz dziewczyny, która zawsze stawała w mojej obronie, była przy mnie, w pełni akceptowała nawet najgłupsze pomysły, razem ze mną odkrywała nowe rzeczy,  a także zachęcała do rozwijania się. 

Kiedy Josh usiadł ciężko tuż obok mnie, wiedziałam co się wydarzyło.

- Z całego serca wierzę, w naszą misję, dlatego z bólem serca musieliśmy się rozstać. - powiedział.

- Sądzisz, że ją straciliśmy? - szepnęłam, czując łzy spływające po policzkach.

Josh pokiwał głową ze smutkiem. 

Gdyby ktoś powiedział mi ze trzy lata temu, że Emma odrzuci naszą przyjaźń, zdecydowanie bym go wyśmiała. Jednak w liceum odczułam boleśnie jej diametralną zmianę. Jak gdyby wszystko to miało doprowadzić do momentu, w którym się rozejdziemy, a moje serce rozbije się na miliard kawałków.


___________________________

WIEM, ŻE ROZDZIAŁY PISANE Z PERSPEKTYWY CERESA TO ŻYCIE, ALE POSTANOWIŁAM, ŻE WARTO ZAPOZNAĆ SIĘ Z WNĘTRZEM POZOSTAŁYCH. TAKŻE NIE MARTWCIE SIĘ, CERES JESZCZE WRÓCI, BO Z NIESAMOWITĄ ŁATWOŚCIĄ PISZE MI SIĘ Z JEGO PUNKTU WIDZENIA. 

DLATEGO TYMCZASEM ZOSTAWIAM WAM NA KONIEC MINI DIALOG:

- Merkury to taki miły teść... - westchnął Ceres.
- Dlaczego? - zapytała zdumiona Abigail.
- Wysłał mi garnitur ślubny w prezencie. Co prawda cały we krwi i ze zwłokami byłego pana młodego w środku, ale liczy się gest.
- Myślę, że nie o to mu... - Ceres uciszył dziewczynę machnięciem ręki.
- Nie martw się, pralnia chemiczna sobie poradzi.

Niechciany Dar ✅Donde viven las historias. Descúbrelo ahora