*20*

866 69 7
                                    

Siedzieliśmy otępiali w kręgu na podłodze w salonie Harringtonów. Nie mam pojęcia co dokładnie się wydarzyło, ale nie było to nic dobrego. Kiedy zaczęliśmy skupiać się na magii, w powietrzu uniósł się nieprzyjemny zapach siarki. Przerażeni przerwaliśmy czynność i spojrzeliśmy po sobie w zaskoczeniu.

- Tak to jest jak nie chcecie się na siebie otworzyć. - westchnął nieszczęśliwy Ceres. - Myślałem, że wizje pomogą wam się jakoś zbliżyć, ale najwidoczniej się myliłem i musicie poradzić sobie sami. Począwszy od poniedziałku każda osoba będzie musiała spędzić jeden, cały dzień z wyznaczoną osobą z kręgu. - To był ton osoby nieznoszącej sprzeciwu. - Abigail Harrington to twój szczęśliwy dzień, bo spędzisz go z moją wspaniałą osobą. Wiecie przecież, że ja też należę do kręgu. Emma umili towarzystwo Milczkowi, a Spencer znajdzie się w towarzystwie Donovan. Wszyscy szczęśliwi. - Ceres klasnął w dłonie. - Tymczasem zalecam rozejście się do domów. Widzimy się w szkole moi mali czarownicy. 

Blondyn nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź chwycił mnie za rękę i wyprowadził z eleganckiej posiadłości prosto na jesienny, zimny wieczór. Wciągnęłam rześkie powietrze głęboko w płuca, napawając się uczuciem chłodnego wiatru na skórze. Szliśmy w milczeniu w stronę mojego domu, znajdującego się w nieco mniej eleganckiej dzielnicy. 

- Czemu Josh? - zapytałam znienacka przez co Ceres wzdrygnął się niemal niezauważalnie. 

- A czemu nie? - odparł enigmatycznie. - I tak musiałabyś spędzić z nim dzień. - Pod moim niedowierzającym spojrzeniem ugiął się i podniósł ręce w poddańczym geście. - Zaczynam od was, gdyż między wami nie ma relacji. Nie ma jakichkolwiek uczuć, ani pozytywnych, ani negatywnych. Jest to nieco niepokojące i niezbyt dobrze wpływa na działanie kręgu. Wyobraź sobie mechanizm zegara. Jesteście wszyscy takimi zębatkami, które powinny się stykać ze sobą w którymś momencie dla prawidłowego działania zegara. Jednakże zębatka Lindsay i zębatka Josh mijają się jak tylko mogą. Dlatego jako zegarmistrz muszę zająć się tym problemem. 

- Sporo wiesz o zegarach. - mruknęłam, gdy skończył prezentować swoją metaforę. 

- Pamiętasz, że mam ciało pożyczone od niejakiego Aarona Stevensa? - zapytał retorycznie, ale mimo to przytaknęłam. - Biedaczek pisał kiedyś wypracowanie o historii zegarów. - Ceres wzruszył ramionami. - Stąd właśnie mój szeroki, jak miałaś okazję zauważyć, zakres wiedzy. Razem z ciałem przejmuję też zasób wiedzy. Słodki chłopaczyna podkochiwał się w swojej przyjaciółce z dzieciństwa. Czasem do niej dzwonię, żeby naoliwić ich relację. - zdziwiona wybałuszyłam oczy jak ryba. - Myślałaś, że nie dbam o życie towarzyskie chłopaka? Musiałaś mnie z kimś pomylić. Czasem odwiedzam nawet jego babcię, ale najpierw muszę głodzić się przez trzy dni, bo babunia Stevens nie wypuści cię dopóki nie zjesz trzech dań po dwie dokładki. Zauważyłaś, że ostatnio mi się przytyło? - Tak właśnie spędziliśmy całą drogę do mojego domu.

- Dobranoc Ceresie. - rzuciłam naciskając na klamkę drzwi frontowych.

- Nie chcesz jeszcze usłyszeć o historii ze świnką morską? - zmarszczyłam czoło. - To dopiero było coś... - rozmarzył się.

- Może kiedy indziej. - odparłam po czym wróciłam do swojego świata zostawiając zamyślonego Ceresa na listopadowym wieczornym chłodzie.

Uszczęśliwiona mogłam w końcu odetchnąć bez uczucia lodowatego spojrzenia Emmy, które usiałam znosić całe popołudnie. 

- Dość późno wróciłaś. - zauważyła mama, gdy tylko przekroczyłam próg kuchni. 

- Zasiedziałam się u znajomych. - odpowiedziałam, a mama skinęła głową po czym odwróciła się do kuchenki.

- Jadłaś coś? - zapytała. Nigdy nie wnikała w moje relacje towarzyskie.

- Nie, jestem głodna jak wilk. - uświadomiłam sobie to dopiero w chwili, gdy zobaczyłam lodówkę.

Usiadłam na blacie kuchennym przyglądając się jak mama przygotowuje zapiekankę. Niesamowity zapach zapiekanki makaronowej unoszący się w pomieszczeniu pieścił mój zmysł powonienia. 

- Może zaprosiłabyś swojego chłopaka do nas na obiad. - zaproponowała mama, a moje oczy wyszły z orbit, gdy tylko dotarł do mnie sens tego zdania.

- Jakiego chłopaka? - odparłam nie ukrywając zdziwienia.

- Tego miłego blondyna, który był u nas niedawno. Takie miał fajne kręcone włosy. - Od razu wiedziałam, że mówił o Ceresie.

- Mamo to nie jest mój chłopak. - rzuciłam z westchnieniem. 

- Wydawał się sympatyczny. - odpowiedziała w zamyśleniu moja rodzicielka. - No trudno. Ale i tak przekaż mu zaproszenie. - Niechętnie skinęłam głową przystając na jej propozycję. - Może jednak jest ktoś inny w takim wypadku? 

- Mamo... - jęknęłam zrezygnowana. 

- No co? Martwię się uczuciami mojej córki. - usprawiedliwiła się.

- Nie mam chłopaka. Koniec. Kropka. - odpowiedziałam ucinając dalszą dyskusję. 

Moje życie było zbyt dziwne ostatnimi czasy, abym przejmowała się życiem towarzyskim, albo jego brakiem. Tego jednak nie miałam zamiaru mówić mamie. No bo jak wytłumaczyć rodzicom, że stałam się córką Słońca i Księżyca, czyli w skrócie zostałam obłożoną klątwą czarownicą o paranormalnych zdolnościach, polegających na widzeniu aur? Ponadto jak wytłumaczyć fakt, że niemalże zostałam złożona w ofierze na cmentarzu żydowskim? Wtedy dotarła do mnie brutalna prawda dotycząca całej tej klątwy? Co zrobi mama, gdy zginę po nieudanym zjednoczeniu kręgu. Zostanie sama. Moje serce ścisnęło się boleśnie na tą myśl. Nie mogłam pozwolić, aby ją to spotkało. Musiałam dla niej postarać się w stu procentach, aby połączyć krąg. 

"Chciałeś, abym miała motywację do odblokowania mocy Ceres? No więc ją znalazłam."

Niechciany Dar ✅Where stories live. Discover now