*50*

469 47 12
                                    

Jestem niepotrzebna, ponieważ za długo nie akceptowałam własnych magicznych zdolności. Nie chciałam widzieć aur, wypierałam z siebie ten dar, a kiedy znalazłam dla niego przydatne zastosowanie, było już niepotrzebne. Myślałam, że dzięki tej zdolności będę w stanie odszukać pozostałych dziedziców mocy galaktyki. Wszystko zaczęło się sypać od "niesamowitej" nowiny Ceresa.

Spotkanie kręgu, piątek 18:00 

Zebraliśmy się jak zwykle w domu Harringtonów. Tym razem była nas tylko piątka, lecz atmosfera nie była najluźniejsza. Nathan nawet nie patrzył w moim kierunku. Jego niechęć do mnie była wręcz namacalna. 

- Witam moje ulubione koło różańcowe. - Ceres starał się zapełnić ciszę. - Dzisiaj chciałem omówić z wami niesamowite wydarzenie. Mianowicie, Pluton to palant, dzięki czemu mamy nowego członka kręgu, a teraz gdzie jest szampan? - Przez chwilę jego słowa do mnie nie docierały.

- Jak to nowego członka kręgu? - zapytał zdziwiony Josh.

- Ciebie powinno to ucieszyć. - wzruszył ramionami strażnik. - Jedna twoja dziewczyna się z kręgu usunęła, to teraz dostajesz w prezencie drugą. 

Siedzieliśmy zdezorientowani, do momentu, w którym do pomieszczenia weszła rudowłosa piękność, którą pamiętałam z ostatniej imprezy. Cassidy Newman pewnym krokiem podeszła i stanęła tuż obok Ceresa. Nie byliśmy już zdezorientowani, tylko oniemieliśmy z wrażenia. Pokój na chwilę pochłonęła cisza. 

- Też się cieszę, że was widzę. - zaśmiała się dziewczyna.

- Jak to możliwe? - Josh wydawał się być w szoku. 

- Życzenie do spadającej gwiazdki robi swoje. - odparła Cassidy, a następnie uniosła zieloną bluzkę, odsłaniając symbol planety znajdujący się pod piersią. 

- Czy ja naprawdę byłem tak pijany, że go nie zauważyłem? - blondyn z zażenowaniem podrapał się po głowie.

- Myślałeś, że narysowałam go markerem, żeby do ciebie pasować. - odparła ze śmiechem dziewczyna. - Skoro tego nie pamiętasz, to tak, byłeś zbyt pijany.

- Ej, teraz załapałem ironię sytuacji. - zaśmiał się Ceres i jak zwykle nikt nie miał pojęcia, co go rozbawiło. - Cass jest córką Marsa, planety mężczyzn, a Josh jest synem Wenus, planety kobiet. - Tylko jego to bawiło. - Beznadziejna z was publika. - burknął pod nosem, kiedy nikt się nie zaśmiał.

- Skoro Cassidy już z nami jest, to może pomoże nam poznać tożsamość pozostałych członków układu. - zaproponowała Abigail.

- Dziwię się, że jeszcze się nie domyśliliście. - przewróciła oczami. - Mój kuzyn Bradley, Daniel Marshall, Nina Cooper... - Moja podświadomość wiedziała jakie imię miało nastąpić, lecz starałam się wypierać z siebie tę myśl, aż do ostatniego momentu. - Jayden Stone. 

Kiedy padło jego imię, poczułam się jak gdyby ktoś kopnął mnie w żołądek, a następnie wsadził na karuzelę. Przelała się przeze mnie cała gama emocji, przez strach, wściekłość, dezorientację, aż po wyparcie. Nie mogłam w to uwierzyć. Nie ufałam Cassidy, dlaczego więc miałam zakładać, że mówi prawdę. Musiałam sama przekonać się co do prawdziwości jej słów. Wybiegłam ze spotkania niczym oparzona i wybrałam w telefonie numer Jaydena. Chłopak odebrał po trzecim sygnale.

- Coś się stało? - zapytał zmęczonym głosem.

- Spotkajmy się, idę w kierunku twojego domu, będę za jakieś pół godziny. - Z tymi słowami, rozłączyłam się. 

Całą drogę rozmyślałam nad możliwością, iż Jayden należy do układu. Nie chciałam tego. Miał być osobą niezwiązaną z tym gównem, przy której mogłam odetchnąć. W dodatku, skoro Cassidy wiedziała, że jesteśmy kręgiem, to Jayden też. Jeśli on naprawdę był częścią tego wszystkiego, to czemu mi nie powiedział? Nie pytałam, ale zatajanie prawdy, to nadal kłamstwo. 

Kiedy dotarłam do domu chłopaka, ten czekał na mnie w drzwiach wejściowych. Chciałam porozmawiać z nim spokojnie, lecz buzujące emocje wewnątrz mnie, utrudniały racjonalne myślenie. Przyjrzałam się Jaydenowi, a raczej jego aurze. Liczyłam, że zobaczę zwykły kolor, jakikolwiek, nawet wskazujący na to, że jest palantem. Jednak zobaczyłam czerwoną aurę, wokół której rozciągała się złota obwódka. 

- Dlaczego nie powiedziałeś mi, że jesteś dziedzicem mocy galaktyki? - warknęłam zdenerwowana.

- Wejdź do środka, porozmawiamy jak cywilizowani ludzie. Zaparzyć ci melisy? Uspokoisz się trochę. - zaproponował łagodnym tonem. 

- Nie chcę tej cholernej herbaty, tylko wyjaśnień. - zażądałam.

- Gdybyś wiedziała, że też jestem częścią tego galaktycznego bałaganu, to czy patrzyłabyś na mnie tak samo? - Jayden patrzył na mnie ze smutkiem. 

- Raczej nie... - przyznałam.

- Jedyne czego chciałem, to szansy. - westchnął. - Kiedy spotkałem cię po raz pierwszy, wiedziałem kim jesteś. Nasze spotkanie nie było przypadkowe, ponieważ cię szukałem. Zastanawiałem się jaka jesteś liderko kręgu. - Mimo jego nieszczerości, nadal zauważałam w nim chłopięcy urok.

- Dziedzicem jakiej planety jesteś? - zapytałam.

- Jestem Synem Gwiazd. - odparł przeczesując włosy.

- Jesteś mną układu, zabawne. - prychnęłam. - Przynajmniej jedziemy na jednym wózku. - wzruszyłam ramionami. - Może faktycznie daj tę herbatę. - mruknęłam pod nosem wchodząc do jego domu.

Dziesięć minut później siedziałam na łóżku Jaydena z kubkiem parującej herbaty w rękach. 

- Jak to się stało, że dostałeś moce? - zapytałam z ciekawością.

- Wymknęliśmy się w piątkę z imprezy w lesie. Było halloween, a my siedzieliśmy nad jeziorem pijąc wszelki alkohol, który udało nam się zwinąć. Wtedy zobaczyliśmy spadającą gwiazdę i złapaliśmy się za ręce. Każde z nas pomyślało życzenie, a wtedy niebo rozjaśniło się na różowo. To mniej więcej tyle. - wzruszył ramionami. 

- Czyli tylko ja musiałam zostać złożona w ofierze? - burknęłam. 

- Co? - Oczy chłopaka rozszerzyły się.

- Emma stwierdziła, że to dobra zabawa, żeby naciąć mnie nożem. - zaśmiałam się smutno.

- Czyli ja musiałem tylko pomyśleć, że chciałbym wiedzieć co czeka mnie w przyszłości, a ty musiałaś przejść przez coś okropnego? - Wyczuwałam nutkę żalu w jego głosie.

- Nic nowego, Emma od kilku lat uprzykrzała mi życie. - wzruszyłam ramionami, jak gdyby mnie to nie obchodziło.

- Tak po prostu to akceptujesz? - oburzył się Jayden. - Nikt nie ma prawa traktować drugiego człowieka jak śmiecia. Nie powinnaś tak po prostu się z tym godzić. - Dopiero jego słowa uświadomiły mi, że wcale się do tego nie przyzwyczaiłam, jak zawsze twierdziłam. Mówiłam tak, ponieważ pozwalało mi to przetrwać wszystkie nieprzyjemne sytuacje. - To nie jest coś do czego można się przyzwyczaić i z tym żyć bez obciążenia psychicznego. 

Jayden nachylił się i objął mnie ramieniem.  Wolną ręką gładził mnie po włosach. Poczułam się... bezpiecznie. Dawno zapomniałam jak miło jest się czuć w ten sposób. Kiedy chłopak przyłożył swoje ciepłe wargi do moich, tym razem z pocałunkiem wiązały się uczucia. Nie było już jak na imprezie, bez emocji. Ten pocałunek sprawił, iż czułam się chciana, bezpieczna i szanowana. 

Zrozumiałam, że nie zawsze to, czego chcemy jest dla nas tym, co właściwe. Dzięki temu, że Jayden i ja władaliśmy tym samym żywiołem i przeżywaliśmy to samo, mogliśmy lepiej zrozumieć siebie nawzajem. Moje uczucia zadecydowały, aby dać nam szansę.



Niechciany Dar ✅Where stories live. Discover now