*25*

732 54 3
                                    

Wizja spędzenia dnia sam na sam z Abigail Harrington nie przerażała mnie już wcale. Wręcz nie mogłam się doczekać. Jeśli Ceres był oczarowany tą dziewczyną, to może i ja miałam szansę znaleźć z nią wspólny język. Dlatego w środowy poranek wstałam pełna energii i gotowa do działania. Ubrana w różowy sweter o splocie warkoczowym i dopasowane jasne jeansy ruszyłam do kuchni. Tego dnia nawet prozaiczne robienie kanapek było niezwykle przyjemną czynnością. 

- Masz może cokolwiek co zawiera procenty? - zapytał znienacka dobrze znany mi głos. Ceres stał tuż za moimi plecami wpatrując się w kuchenne szafki. 

- Wybacz, ale nikt w tym domu nie spożywa tej trucizny. - odparłam nie wypadając z dobrego nastroju.

- Poważnie? Żadnego rumu, ginu, wina, whisky, bimbru, spirytusu, absyntu, brandy, burbonu, cydru, koniaku, likieru, piwa, szampana, tequili, wódki, albo chociaż sake? - Chłopak wymienił wszystkie te rodzaje alkoholu z prędkością światła, bez jakiegokolwiek zająknięcia. Czy ja chciałam wiedzieć jakim cudem to zrobił? Odpowiedź brzmiała - absolutnie wolałam w to nie wnikać. - To może jakaś śliwowica się znajdzie? - zapytał z nadzieją, gdy usłyszał moje ciche westchnięcie rezygnacji. Dla niego nie ma już ratunku.

- Wytłumacz lepiej po co ci to. 

- Dziś spędzam dzień z... - spojrzał w górę, po czym pochylił się i szepnął do mojego ucha. - tą przebrzydłą kreaturą bez uczuć. Generalnie planowałem się trochę napić, bo na trzeźwo tego nie zdzierżę. Jednakże po dłuższym namyśle już wiem co zrobię. Będę śpiewał szanty, żeby się uspokoić. - uśmiechnął się, ponownie pełen swojej zwyczajowej radości.

- Współczuję. - Kiedy Ceres podziękował mi za moją troskę o niego, spojrzałam na chłopaka ze zdziwieniem. - Jej, nie tobie. - dodałam ku jego rozczarowaniu. 

- Nie wiem czy podoba mi się ten twój rozwój osobowości lwiątko. - burknął obrażony, po czym zniknął otoczony aurą w kolorze brudnej zieleni. 

Przewróciłam oczami i zabrałam się za resztę porannych przygotowań. Po trzydziestu minutach byłam już w drodze do liceum, gdzie przed wejściem do budynku zastałam cały nasz krąg. Przywitałam się ze wszystkimi i jedynie Emma miała opory z okazaniem jakiegokolwiek szacunku do drugiego człowieka. Jednak zignorowałam jej nieprzyjemne docinki i skupiłam się na Abigail, z którą, według moich wewnętrznych przeczuć, czekał mnie miły dzień. Kiedy przyglądałam się dziewczynie, z zaskoczeniem dostrzegłam otaczającą ją zieloną aurę, aczkolwiek nie w tym samym odcieniu, co tego ranka u Ceresa. Nie miałam pojęcia co oznaczał ten kolor, jednakże odcień Abigail miał w sobie uspokajającą energię. Poczułam się jakbym dotykała miękkiej trawy, a moje płuca wypełniało świeże, niezmącone zanieczyszczeniami, powietrze. Według tego, co opowiedziano mi o aurach wiedziałam, że mogą oznaczać silne emocje lub charakter danej osoby. Nadal byłam nowicjuszem w całym tym świecie magii ducha, lecz potrafiłam rozpoznać, że taka aura charakteryzuje osoby spokojne, skłonne do refleksji, życzliwe, a także użytkowników żywiołu ziemi. 

- Wszystko dobrze? - zapytała Abigail, gdy wszyscy rozeszli się do swoich klas, a ja nadal jak zamroczona wpatrywałam się w dziewczynę.

- Przepraszam, przyglądałam się twojej aurze. - mruknęłam z zawstydzeniem. 

- Interesujące... - szepnęła z zainteresowaniem moja rozmówczyni. - Spotkajmy się na przerwie za boiskiem,  wtedy opowiesz mi o tym więcej. - dodała, po czym ruszyła na zajęcia.

Boisko szkolne podczas przerwy zazwyczaj było oblegane, jednak niska temperatura tego dnia zmusiła wszystkich do pozostania w budynku. Dzięki temu wraz z Abigail mogłyśmy szczerze porozmawiać ukryte w cieniu kasztanowca. 

- Zawsze tu przychodzę, kiedy potrzebuję pomyśleć i pobyć sama. Czasem życie z Emmą bywa przytłaczające. - westchnęła, gdy usiadłyśmy pod drzewem. - Opowiedz mi o twojej zdolności. - dodała po chwili milczenia.

- Widzę kolorowe powłoki otaczające ludzi i na razie to tyle. - wzruszyłam ramionami. 

- Czyli do tej pory opanowałaś tylko zdolność widzenia aur? - zapytała unosząc ciemne brwi.

- Opanować to zbyt mocne słowo, nadal się uczę. - Na moje słowa dziewczyna o włosach w odcieniu gorzkiej czekolady przygryzła w zamyśleniu wargę.

- Myślę, że potrzebujesz pomocy. - rzuciła Abigail. - Obie wiemy, że Ceres bardzo lubi wymigiwać się od swoich zadań, dlatego oferuję ci ćwiczenie ze mną. Nie powinnam ci tego mówić, ale rytuał przyzwania mocy nie był pomysłem Emmy, tylko moim. - Z niedowierzania otworzyłam szerzej oczy.

- Przecież wtedy mówiłaś... - zaczęłam, lecz ciemnowłosa uciszyła mnie machnięciem ręki.

- Pamiętam, jednak Emma zaoferowała, że będzie mnie kryć, ponieważ nie chciałam by ktokolwiek dowiedział się o moich zainteresowaniach. Od dawna interesuję się astrologią, jednak po czasie to zainteresowanie zaczęło się rozrastać na inne, najbliższe dziedziny. Pewnego dnia natrafiłam na jakąś starą księgę w antykwariacie, która przykuła moją uwagę i musiałam ją mieć. Tam po raz pierwszy zetknęłam się z rytuałem przyzwania mocy. 

- Masz ją nadal? - zapytałam.

- Oczywiście, że tak. Stamtąd właśnie nauczyłam się jak okiełznać moje zdolności. - uśmiechnęła się lekko. - Jest jeszcze coś, co musisz wiedzieć Lindsay. To moja wina, że zostałaś w to wciągnięta. Zrozumiem, jeśli będziesz na mnie wściekła, ale potrzebowaliśmy piątej osoby i po prostu czułam, że to powinnaś być ty. Emma myślała, że zginiesz w rytuale, bo właściwie takim sposobem ją przekonałam. Jednak ja wiedziałam, że nic ci nie będzie. Poza tym wycierpiałaś już tyle przez Emmę i przez nas wszystkich, iż ten sekret nie mógłby cię złamać. 

- Dlaczego to musiałam być ja? - zapytałam niezdolna do spojrzenia w jej piwne oczy.

- Urodziłaś się, gdy słońce przechodziło ze znaku raka do lwa. Te znaki rządzone są kolejno przez księżyc i słońce, co czyniło cię idealną dziedziczką mocy Słońca i Księżyca. Przyznane nam dziedzictwo planet nie jest przypadkowe Lindsay. Moim znakiem zodiaku są bliźnięta, którymi rządzi Merkury - planeta komunikacji. - Starałam się zrozumieć wywód Abigail, lecz szło mi opornie. - Nic nie szkodzi, jeśli na razie jesteś zagubiona. - powiedziała dziewczyna widząc niezrozumienie wypisane na mojej twarzy. - Mam dla Ciebie propozycję, po lekcjach pójdziemy do mnie i pokażę ci wszystko, co potrzebujesz, aby zrozumieć. 

Odpowiedziałam sztywnym skinieniem głowy. Musiałam przyznać, brzmiało to o wiele bardziej przekonująco, niż jakakolwiek obietnica Ceresa. Ciekawiła mnie pasja Abigail, a także to, że dziewczyna zdawała się wiedzieć o wiele więcej niż ktokolwiek z nas, nie licząc strażnika kręgu. Jednakże, była skłonna powiedzieć zdecydowanie więcej sensownych rzeczy niż on.  







Niechciany Dar ✅Where stories live. Discover now