- Jestem Ben Solo, miałem odebrać owoce razozu zakupione na nazwisko Kanata - oparł i podrapał się po plecach. Rey zamrugała, przyglądając się pojedynczym piegom nieznajomego. Musiała go już kiedyś spotkać. Czuła od niego dziwną, pozytywną energię.

- Och, oczywiście - obudziła się z zamiarem podniesienia skrzynki. Zestresowała się jednak i zrzuciła ją z powrotem na ziemię. Owoce się rozsypały. - Przepraszam! - Pisnęła i rzuciła się do zbierania rozrzuconych razozów. Kiedy chwyciła za jeden, nagle poczuła na sobie ciepłą dłoń Solo, który chciał jej pomóc w zbieraniu. 

- Nic się nie stało. - Spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się szczerze. Rey odwzajemniła krzywo jego gest. - W sumie to wina ciotki. Ona zawsze musi mieć zapas tego cholerstwa na parę lat. - Stwierdził. Dziewczyna nie odpowiedziała mu na to. 

- Co to? - Zapytała, wskazując na dziwny przedmiot tuż u jego pasa. Ten spojrzał na nią zdziwiony.

- Wiesz może, kim są Jedi? - Zapytał, chwytając za rękojeść. Dziewczyna pokręciła głową, wpatrując się w dziwny przedmiot. W jednej chwili wyrosła z niego niebieska klinga. Wpatrywała się w nią zauroczona. To na pewno jej coś przypominało..!

- Jedi to obrońcy Galaktyki. Ja jestem akurat Szarym - wytłumaczył. - Mój wuj przekazał mi całą swoją wiedzę. Stwierdził, że ja też kiedyś będę musiał znaleźć sobie ucznia. W innym przypadku jestem... ostatnim Jedi, mówiąc szczerze. - Wyłączył miecz i schował go za pazuchę. - Ten przedmiot należał do mojego dziadka. 

- On również był Jedi? - Zapytała zaciekawiona Rey, próbując podnieść skrzynkę. 

- Chwila, już ją wezmę - stwierdził Solo, samemu podnosząc pakunek z owocami. - A co do pytania... można tak powiedzieć.

- Dlaczego? - Rey nie dawała za wygraną. Z każdego spotkania z obcymi próbowała wyciągnąć jak najwięcej. A teraz uczyła się rzeczy, które jakby już znała. Każde kolejne słowo mężczyzny sprawiało, że stawała się pewniejsza. Czuła się bezpiecznie. 

- Może kiedyś ci wytłumaczę - odpowiedział, kierując się w stronę statku. Rey oburzyła się.

- Ale może nie być następnego razu! - Krzyknęła wściekle, kiedy mężczyzna był już na rampie. Próbował się odwrócić, jednak ciężka skrzynia mu w tym przeszkadzała.

- Poczekaj! - Zaniósł ładunek na wahadłowiec i wrócił po krótkiej chwili. Dziewczyna w międzyczasie wpatrywała się w cudowny zachód słońca. Nawet nie zauważyła, kiedy minął jej cały dzień. - Wyczuwam w tobie... dobro.

- A ja w tobie zło - zażartowała Rey, przegryzając wargę. Kiedy widziała przed sobą nieznajomego, czuła dziwnie znajome uczucie. Ben zaśmiał się na jej żart.

- Wiesz, mówię poważnie. Tak samo wyczuwam w tobie Moc. Byłabyś świetnym kandydatem na ucznia - stwierdził nieśmiało, jednak jego wzrok utkwił w punkcie za dziewczyną. Ta odwróciła się i dostrzegła swoich rodziców, którzy wpatrywali się w nią zasmuceni. Ojciec obejmował matkę ramieniem, ciężko oddychając.

Całe życie rodzice izolowali ją od świata zewnętrznego. Chronili ją, chcieli dla niej jak najlepiej. Teraz patrzyli się na nią, jakby wiedzieli, że zamierza lecieć. W końcu starszy mężczyzna skinął głową, jakby wydał jej pozwolenie. To w końcu musiało się stać. Wiedział, że ktoś w końcu po nią przyleci. Teraz obydwoje byli na to przygotowani. Jeszcze parę lat temu zareagowaliby agresywnie, jednak teraz pojęli to wszystko.

A przynajmniej pomogła im to pojąć niska kobieta o pomarańczowej skórze, która zaczepiła ich przed domem. Posłużyła się Mocą, aby ich uspokoić i przekonać, że to ich córka musi sama zadecydować o swojej przyszłości. I chociaż nie popierali Jedi ani nikogo innego, nie mieli wyjścia. To w końcu ich dziecko, które wychowali i chcą dla niej jak najlepiej.

Cichy krzyk - Reylo ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz