Rozdział VII

2.9K 205 33
                                    

Ciemnoskóry mężczyzna przemierzał beztrosko wypełniony pustką korytarz, nucąc pod nosem piosenkę, którą usłyszał kiedyś w jakiejś kantynie. Ta wyjątkowo wpadła mu w ucho. Może dlatego, że przy jej akompaniamencie uciekał przed wściekłymi klientami?

Leia nawet nie wyszła mi na przywitanie, pomyślał. Nie widział pani generał już od paru miesięcy. Nagle urwał mu się kontakt z nią oraz z Hanem. Jakimś cudem udało mu się odnaleźć kobietę, jednak po jego przyjacielu nie znalazł ani śladu. Pewnie włóczy się na krańcu galaktyki, przemycając jakieś nielegalne rzeczy osobom, których nienawidzi.

- Admirał Statura! Witam serdecznie. - Zaśmiał się, ściskając dłoń mężczyzny. Ten wydawał się być niewzruszony.

- Calrissian. - Stwierdził pod nosem. - Sądziłem, że już dawno ktoś cię zabił za twoje sztuczki.

Lando zaniósł się śmiechem.

- To stare dzieje. Teraz staram się żyć jak przystało na dobrego człowieka. - Odparł, trzymając się za serce. Statura w końcu uśmiechnął się pod nosem.

- Generał Organa jest w centrum dowodzenia. Straciliśmy dwa myśliwce i dwóch rebeliantów. - Westchnął i poszedł w swoją stronę. Calrissian popatrzył na jego znikającą za rogiem sylwetkę i pomaszerował do wskazanego pomieszczenia. Nadal nucił tę piosenkę.

Beztrosko wszedł sobie do pokoju, gdzie panował istny ruch. Ludzie siedzieli przy monitorach i zawzięcie coś zapisywali. Trudno było odnaleźć się w tym tłoku. Lando przecisnął się przez stworzenia różnych ras, aż w końcu doszedł na środek pomieszczenia.

Leia siedziała na krześle i podpierała głowę rękoma na stole. Wyglądała na poważnie zestresowaną... Zresztą, zawsze tak wyglądała.

- Księżniczko! - Rozpoczął uwodzicielskim głosem, jednak Organa nawet nie podniosła wzroku.

- Ile razy mam powtarzać, że już nie jestem... - Warknęła, wstając, jednak kiedy dostrzegła ciemnoskórego mężczyznę, zamilkła. - Lando? - Zapytała, podchodząc bliżej.

- Czemu się do mnie nie odzywałaś przez ten czas? - Zapytał ironicznie z miną zbitego psiaka. Leia uśmiechnęła się lekko i przytuliła przyjaciela. - Z każdym miesiącem rozłąki coraz piękniejsza... - Wyszeptał.

- Podobno masz żonę. - Odepchnęła go z ironicznym uśmiechem. Calrissian wzruszył ramionami.

- Podobno. - Westchnął. - Co się stało, że jesteś taka smutna? Mi możesz zwierzyć się ze wszystkiego. - Oznajmił, gładząc starszą kobietę po policzku. Ta ponownie odtrąciła jego dłoń.

- Prawdopodobnie straciłam dwójkę najlepszych ludzi... Są ogromne szansę, że zostali zakładnikami Najwyższego Porządku. - Wyszeptała.

- Spokojnie, pewnie dadzą sobie radę. Przecież wiesz, jacy Rebelianci są uparci. - Pocieszył. - Właśnie, gdzie Han? Ten stary dziad wisi mi od roku przysługę. - Zaśmiał się. Zauważył, iż mina Lei nagle posmutniała. Kobieta przełknęła ślinę i wzięła głęboki oddech.

- Han nie żyje... Od roku. - Poinformowała, powstrzymując łzy. Pogodziła się z jego śmiercią, jednak kiedy ktoś o nim wspomina, nie może się powstrzymać. W końcu był dla niej całym życiem, miała do tego prawo. Była tylko człowiekiem.

Lando rozchylił lekko wargi i opuścił wzrok.

- Teraz wisi mi przysługę i pieniądze za zakład... - Wyszeptał, wspominając w głowie obraz swojego druha.

*

Rey siedziała w swojej celi, przyglądając się uważnie drzwiom. Zawsze musiał znaleźć się jakiś drobiazg, który pozwalał złamać zabezpieczenia. Jednak nie tutaj. Dziewczyna opadła na podłogę. Zaczęła się zastanawiać, ile ona właściwie spędziła czasu w tej celi.

Jej żołądek domagał się jedzenia. Ta jednak odtrącała myśli o jakichkolwiek potrawach. Zawsze tak robiła na Jakku. W końcu co to było trochę mięsa i bułka na cały dzień? Chociaż dawno nie czuła głodu. Odkąd należała do Ruchu Oporu, dostawała trzy posiłki dziennie. Co z tego, że były to jakieś papki nieznanego pochodzenia? W końcu to jedzenie.

Kiedy wpatrywała się w swoje poniszczone paznokcie, usłyszała dźwięk otwierających się drzwi. Podniosła z niechęcią głowę, a zaraz tego pożałowała. W progu stał Ren. Znowu w tej przygnębiającej masce, której Rey nienawidziła. Kojarzyła się ona jedynie z przykrymi sytuacjami.

- Przywódca chce cię widzieć. - Odparł mechaniczny głos, a wydźwięk rozniósł się po małym pomieszczeniu. Rebeliantka nie reagowała. Nie miała zamiaru spotykać się z tym bezlitosnym człowiekiem... O ile nim był. Nadal siedziała na podłodze, próbując nie wydawać żadnego dźwięku. Specjalnie nawet wstrzymała oddech.

Ren stał niewzruszony. Przyglądał się Rey, która próbowała stawić nadaremny opór.

- Nie będę powtarzał. - Warknął. Dziewczyna ani drgnęła. - Wstawaj..! - Rozkazał, wyciągając dłoń, Rey ponownie straciła czucie w kończynach. Podniosła się bezwładnie i obdarzyła Rena wściekłym spojrzeniem. Chwycił ją za ramię i wypchnął z celi. Rey chciała wykorzystać sytuację i spróbować uciec, jednak nieznana siła ponownie nad nią zapanowała.

Szli w milczeniu. Mijani szturmowcy salutowali Kylo Renowi zaś droidy próbowały omijać ich szerokim łukiem. Gwiezdny niszczyciel był ogromny. Dziewczyna próbowała zapamiętać drogę do hangaru, który mijali, jednak po paru chwilach straciła orientację.

W końcu dotarli do metalowych drzwi, których strzegło dwóch żołnierzy. Kiedy zobaczyli Rena, zasalutowali i odsunęli się bez słowa. Kylo nie zwracał na nich większej uwagi. Wprowadził zdezorientowaną Rey do środka niewielkiego pomieszczenia.

Dziewczynie od razu rzucił się w oczy hologram, który był od nich dwukrotnie większy. Widziała brak współczucia w jego zimnych, czarnych oczach. Jego twarz posiadała liczne blizny, które go oszpecały.

Mały nie wydaje się taki straszny, pomyślał mroczny rycerz, przypominając sobie ogromny hologram na Bazie Starkiller. Przywódca przeszył swoim lodowatym wzrokiem dwójkę ludzi. Zamaskowany mężczyzna uklęknął, zaś dziewczyna przyglądała mu się z pełną uwagą.

- Przyprowadzasz do mnie tę zbieraczkę złomu. - Zimny głos przywódcy odbił się od ścian pustej sali. Rey nadal milczała. Starała się postawić mur pomiędzy nimi jak wtedy, gdy przebywali na Starkillerze, jednak nie czuła, iż ktoś próbuje się wedrzeć do jej umysłu.

Snoke machnął lekko dłonią, a Ren powoli wstał, jakby specjalnie chciał przeciągnąć ciszę. Przywódca siedział zamyślony, a Rebeliantka wciąż czuła na sobie jego wzrok.

- Czy oczekujesz ode mnie, że po tym wszystkim przyjmę ją pod swoje skrzydła? Czuć w niej niechęć do Najwyższego Porządku. - Wyszeptał hologram.

- Dowódco, tak samo jak ja zapewne wyczuwasz w niej Moc. Pozwól mi ją szkolić. W końcu nawet ja z początku byłem przeciwko Ciemnej Stronie, ale zmądrzałem. Może ją też się uda nawrócić. - Odparł swoim głębokim i mechanicznym głosem.

Rey unikała zimnych oczu Snoke'a. Wpatrywała się w swoje obuwie, przysłuchując się wszystkiemu. Czuła się, jakby była jakimś przedmiotem. Dyskutowali obok niej, czy jest wartościowa. Nie. Nie czuła się jak rzecz. Czuła się jak śmieć. W końcu i tak nie będzie im przydatna. Nie posiada żadnej Mocy ani nawet żadnych sekretów Ruchu Oporu. Po prostu wyrzucą ją i zaczną szukać nowego zakładnika. Już przestała przysłuchiwać się ich dialogowi.

- Czuję jej Moc. Wiem, ze jest potężna, ale Jasna Strona Mocy za bardzo ją otacza. Bardziej niż ciebie.

- Zostało jeszcze Drzewo Mocy. - Przerwał mu Ren, a Snoke zamilkł. Ta cisza była bardziej przerażająca niż jego głos. Dowódca podrapał się po brodzie, mocno się zastanawiając.

- Jeżeli zawinie, zginie. A wraz z nią ty. - Zagroził zimny ton, dobiegający z nikąd. Snoke pochylił się do przodu i zniknął.

Rey wpatrywała się tępo w otaczająca ją ciemność. Poczuła jedynie mocny uścisk dłoni na jej prawym ramieniu i słowa, które rozkazały zimnym tonem:

- Idziemy.

Cichy krzyk - Reylo ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz