Rozdział XXXIII

2.1K 149 155
                                    

Leia przez chwilę myślała, że widzi BB-8, pędzącego w ich stronę, jednak nie był to on. Szybko zestrzeliła czarnego droida, składającego się z kuli oraz półkopuły. Na starość już sobie myli nawet roboty.

- Uważaj! - Krzyknął Calrissian i popchnął generał. Kobietę w ostatnim momencie ominął laser z blasteru. Organa wzięła głęboki wdech i postanowiła się skupić. Hux z Przywódcą powinni znajdować się w środku zamku. Wystarczy się do nich dostać i zgładzić. Rozwiązałoby to w większości konflikt polityczny, a może nawet zakończyło wojnę.

Drzwi pałacu szybko się otworzyły, a w progu stanął zdenerwowany Snoke. Wszystkie oczy zwróciły się na niego. Oto i Przywódca Najwyższego Porządku. Mężczyzna, przez którego toczy się wojna, a miliony stworzeń umierają w męczarniach. Luke wiedział, że przyszedł właśnie po niego. Zacisnął dłoń mocniej na klindze i wolnym krokiem ruszył w jego stronę, odbijając pociski.

- Skywalker! - Wrzasnął Snoke. Jego głos nie brzmiał jednak na ludzki. Dało się słyszeć, jakby przechodziła przez niego nieludzka i nadprzyrodzona siła. Biegł on wściekły w stronę spokojnego Luke'a. W starcu widział swoje największe zagrożenie, którego musiał się jak najprędzej pozbyć.

Pomiędzy mężczyznami rozpoczęła się zacięta walka. Snoke oddał się kompletnie Ciemnej Stronie, zaś Skywalker zdał się na swoje własne emocje. Nie był dłużej nikomu posłuszny. Czynił to, co uważał za słuszne. Leia chciała wesprzeć swojego brata, jednak w środku pałacu dostrzegła znajomą sylwetkę generała Najwyższego Porządku.

- Chewie! Lando! W środku! - Krzyknęła, wskazując na otwarte wrota. Ci kiwnęli do siebie głowami i wysłali serię pocisków do szturmowców, pilnujących wejścia. Ci odesłali z powrotem ogień, jednak nie spostrzegli granatu, który rzucił pod ich nogi Finn.

Organa zamrugała, kiedy dostrzegła czarnoskórego chłopaka.

- Finn! Przecież miałeś być w myśliwcu! - Krzyknęła kobieta, chowając się za ogromnym słupem. Chłopak pomachał ogromnym kijem bojowym, który dzierżył w dłoni.

- Mam parę spraw do załatwienia - odpowiedział, patrząc nerwowo na walczącego Skywalkera. Wydawało się, że ten przegrywa.

- FN 21-87. - Usłyszał kobiecy, zmechanizowany głos niedaleko niego. Spojrzał na kobietę w srebrnej zbroi i podskoczył szczęśliwy.

- Och, ciebie mi brakowało! - Uśmiechnął się i dzięki adrenalinie zabrał się do ataku. Jego kij pokrył się iskrami i nićmi energii. Gdyby mógł, popatrzyłby swojej byłej szefowej w oczy. Wszystko psuła jednak ta maska, którą nosiła. Wymieniali się ciosami, a w międzyczasie trzy sylwetki zakradły się do zamku.

- Ale tu gorąco! - Oburzył się Lando, ocierając pot z czoła.

- A czego żeś się spodziewał po Mustafarze? - Zapytała szeptem starsza kobieta, idąc przed siebie. Czuła, że zmierza do celu. Sama Moc ją prowadziła. Ona nie mogła się mylić.

Jej serce stanęło, kiedy dostrzegła swojego syna, wymierzającego cios w stronę leżącej Rey.

*

Rey wraz z Kylo czołgali się w kanałach. Pomimo wojennej atmosfery, którą czuli nad sobą, starali się zachować spokój.

- Od kiedy to czujesz? - Zapytała Rey, sprawdzając kratę, na którą się napotkała. - Nie, to jeszcze nie tu...

- Nie powiem ci, od kiedy to czuję, ale za to wiem, kiedy to sobie uświadomiłem - stwierdził Ren, wciąż zszokowany utratą dłoni. Wiedział, że dostanie protezę, jednak w obecnym momencie nie mógł do tego przywyknąć. Pół biedy, gdyby dziewczyna odcięła mu lewą, no ale prawą?!

Cichy krzyk - Reylo ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz