Rozdział XIII

2K 154 54
                                    


- Chewie! - Stwierdził ochoczo Luke, kiedy ujrzał włochatego znajomego. Wookie zawył radośnie i przytulił swojego przyjaciela. - Ja też się cieszę. Nic się nie zmieniłeś!

- Luke, mógłbyś nie przerywać i w końcu wytłumaczyć, skąd znasz Rey..? - Przerwała poirytowana Organa.

- Leio, ja... - zaczął tłumaczyć Luke, jednakże wszyscy w pomieszczeniu usłyszeli głośny, cienki ryk. I to nie był Chewie. 

- Co to było? - Zapytała Leia, a Wokkie zawył, twierdząc, że nie wie. - To dochodzi... spod nas. 

- Chwila - wyszeptał Luke i podszedł w stronę klapy w podłodze. W jednej chwili włochaty przyjaciel zagrodził staruszkowi przejście. - Chewie, odsuń się! 

Ten jedynie zawył.

- Jak to nic nie ma, jak dobrze słyszymy? - Zapytała ironicznie generał. - A teraz się odsuń, ty włochaty dywanie. Dzisiaj nie mam humoru do żartów. - Zagroziła, a Cheewbacca odsunął się z niechęcią. Luke uchylił klapę w podłodze, a wszystkim ujawniły się kilkanaście małych, dziwnych stworów z ogromnymi czarnymi oczami i biało-brązowym futrem. Miały one skrzydła i pomarańczowe stopy z błonami pomiędzy trzema palcami.

Zwierzęta ucichły na moment, patrząc na Leię przestraszonym wzrokiem. Lando i Luke zerknęli na siebie. Czarnoskóry powoli ukucnął, próbując przyjrzeć się nietypowym stworzeniom.  Nagle całe stado zaczęło niemiłosiernie wrzeszczeć, rzucając się na zdezorientowanego Calrissiana. 

- Co to ma być?! Co to jest?! - Krzyknęła Organa, odbiegając od dziwnych zwierząt wraz z bratem. Chewie jedynie próbował odciągnąć stworzenia od Landa, rycząc pod nosem.

- Porgi? - Zapytał dla pewności Luke.

- Weźcie to ze mnie do cholery jasnej! - Krzyczał Lando.

- Czy ty nadal zajmujesz się szmuglerką? - Zapytała sucho Leia, a Cheewbaca z niechęcią jej odpowiedział. - Jak to gatunek na wymarciu i jest warty wiele kredytów? Masz wyrzucić je w tej chwili z mojego statku!

- Twojego? - Zapytał ironicznie jej brat, a generał zmarszczyła czoło. 

- Masz je wyrzucić natychmiast z TEGO statku. - Wymruczała pod nosem, czerwieniąc się ze złości. - Chewie, jak mogłeś zajmować się szmuglerką? 

Wookie w końcu uwolnił czarnoskórego mężczyznę, który natychmiast opuścił pomieszczenie. Teraz trójka dorosłych ludzi przypatrywała się gromadce, małych Porgów. Jeden z nich podszedł koślawo do generał, potykając się co krok. Ta go podniosła i usadziła na kolanach.

- Masz ich się pozbyć. W tej chwili. - Odparła, jednakże zwierzątko zaryczało słodziutkim głosem. - Och. - Westchnęła Leia, uśmiechając się i patrząc Porgowi w oczy.

Organa nagle znalazła się na łące pełnej kwiatów. Rozejrzała się dookoła, aż w końcu zerknęła na swoje dłonie. Były... gładkie. Prawie jak lata temu. Dostrzegła, że w dłoni trzyma lusterko. Przejrzała się w nim bez większego zastanawiania się. To była ona sprzed ponad dwudziestu lat. Dotknęła swojej twarzy, nie mogąc w to uwierzyć. 

- Mamo! - Usłyszała głos małego chłopca. Spojrzała w dal i ujrzała dwie postacie, siedzące na kocu. Obok nich leżał kosz i najrozmaitsze owoce z warzywami. Podeszła do nich i uśmiechnęła się. To Han i jej kilkuletni syn, Ben. Usiadła i wtuliła się w swojego męża, zaś dziecko pocałowała w czoło.

Mąż wpatrywał się w jej oczy, a ona nie mogła się napatrzeć. Było prawie, jak dawniej...

Jednakże Han zawył, a z jego piersi wyrosła krwistoczerwona klinga miecza świetlnego. Leia pisnęła przerażona i odsunęła się. Chciała chwycić swojego synka, jednakże gdzieś zniknął. Kiedy ciało Solo opadło, za nim wyłonił się maleńki Ben, który płakał.

Cichy krzyk - Reylo ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz