Rozdział XXVII

2K 163 165
                                    

Hux zapukał do drzwi od kajuty Ren. Wyprostował się, chowając jedną dłoń za plecami, a w drugiej trzymając tuż przed piersią czarną różę. Miał nadzieje, że spodoba się ona dziewczynie. Czego to się nie zrobi dla wściekłości wroga i własnej przyjemności?

Generał ubrał się w swój najlepszy mundur generalski. Na jego piersi widniały odznaczenia oraz sznur galowy. Ubrany był w wysokie kozaki, do których wchodziły szerokie spodnie. Wyperfumował się najdroższą wodą kolońską oraz spędził ponad pół godziny na układaniu swoich włosów. W sprawie jego fryzury nie mógł zaufać nikomu innemu niż samemu sobie.

- Czemu do jasnej cholery nie otwiera? - Mruknął po chwili, pukając ponownie. Nagle schował twarz w dłoni, przeklinając sam siebie. - Przecież jej drzwi otwiera się tylko od zewnętrznej strony, kretynie...

Kiedy wrota w końcu się uchyliły, dostrzegł Rey, która starała się otworzyć drzwi, do których przed chwilą pukał. Po chwili spostrzegła, że Armitage stał tuż przed nią, więc szybko się wyprostowała. Hux'owi opadła szczęka. 

Dziewczyna miała rozpuszczone, kręcone włosy, które sięgały jej po ramiona. Jej makijaż był lekki i naturalny. Wyróżniała się jedynie czerwona szminka na jej ustach. Jej skóra w końcu nabrała koloru. Suknia wspaniale pasowała do jej szczupłej sylwetki. Podkreśliła jej dekolt, z którego normalnie nie była zbyt dumna. Czarne, wysokie szpilki dopasowały się do jej torebki w takim samym kolorze. Była... nie do poznania. Sześć godzin temu zostawił ropuchę, a zastał księżniczkę. Uroda młodej Organy może się schować. 

- Witam - podał jej różę, wciąż spragniony patrząc jej w oczy. Rey uśmiechnęła się delikatnie, odsłaniając swoje proste, białe zęby. 

To będzie niezapomniany wieczór, pomyślał generał, czując, że będzie potrzebował większej ilości alkoholu. Chyba wpadł też na inny pomysł.

*

Ren próbował medytować, jednak nie udawało mu się to za bardzo bez maski Darth'a Vadera przed sobą. Odkąd zniknęła wraz ze Starkillerem, nie mógł się odnaleźć w stanie medytacji. Właśnie dlatego potrzebował nowego relikwia pochodzącego od jego dziadka. Ścisnął naszyjnik mocniej i zanurzył się w Mocy.

- Pomóż mi. Jasna Strona ściąga mnie ku sobie. Chcę jednak pozostać tobie wierny. Chcę być tobą - mówił do siebie, mając zamknięte oczy. Z każdym słowem czuł się spokojniejszy. Nie wiedział jednak czy znaczy to dobrze, czy źle.

- Nie chciej być mną - odpowiedział mu męski głos, a Kylo skamieniał. Otworzył powoli oczy, mając nadzieję, że tylko mu się to przesłyszało. Zauważył postać młodego mężczyzny, stojącego przed drzwiami. Oplatała go niebieska poświata. Wyglądał, jakby był duchem lub wytworem wyobraźni Kylo. Ren zakrztusił się powietrzem i wstał szybko, odbezpieczając swój miecz.

- Kim jesteś? - Zapytał zdenerwowany. Z początku myślał, że to jego sen, jednak wyczułby to. To musiała być rzeczywistość. Mężczyzna z blond włosami do ramion uczynił krok ku niemu.

- Jestem tym, kim ty chcesz się stać - odpowiedział mu ze spokojem głosie. Kylo nadal trzymał miecz w gotowości do ataku. Czyżby Snoke testował czy jest podatny na Jasną Stronę?

- Nie jesteś tym, za kogo się uważasz. Wynoś się stąd. - Wysyczał, a jego dłonie drżały. Nie wiedział, czego może się spodziewać. Dla Przywódcy jednym z ważniejszych składników szkolenia był ból. Miał nadzieję, że teraz się bez tego obejdzie. 

- Nie wierzysz mi. Nie dziwię się. - Duch skrzyżował ramiona na piersi. Kylo skrzywił się, wciąż mu nie ufając. - Snoke od lat tobą manipulował. Nie dopuszczał mnie do ciebie. Zresztą, ja też nigdy nie chciałem z tobą wcześniej rozmawiać.

Cichy krzyk - Reylo ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz