Rozdział XV

2K 147 72
                                    

Ewoki wyprawiły wielką ucztę dla swoich starych a także nowych przyjaciół. Wszędzie porozstawiały hełmy szturmowców sprzed trzydziestu lat i piekły na ogniu dziczyznę, którą zdobyły na polowaniu. Generał Organa jedynie ugryzła mały kawałek, aby nie sprawić włochatym stworzeniom przykrości i natychmiast udała się w samotności na most zrobiony z lin i desek. Cała siedziba Ewoków znajdowała się na drzewach lub stromych wzniesieniach, ponieważ tu dzikie stworzenia nie mogły ich dopaść. Rebelianci mieli jednak w planach wybudować bazę dokładnie pod nimi.

Kobieta oparła się o belkę i poparzyła w dal. Zastanawiała się, gdzie jej brat mógł polecieć. Zapewne było to związane z tymi całymi Porgami, które doszczętnie dobiły Leię. Te stworzenia były urocze, jednakże przywoływały uczucie strachu. Kto chciałby je mieć na wyłączność?

Generał się wyprostowała i otworzyła szerzej oczy. W tym wszystkim na pewno palce mieszał Najwyższy Porządek. Leia wzdrygnęła się, kiedy poczuła dłoń na swoim ramieniu.

- Hej, nie bój się - zaśmiał się Lando, pokazując swoje dłonie w geście poddania się. Organa jedynie uśmiechnęła się krzywo i wróciła do oglądania pobliskiego krajobrazu czyli czubków drzew. 

- Już tyle straciliśmy. Powinniśmy się poddać - westchnęła kobieta, spuszczając głowę. Czarnoskóry mężczyzna aż podskoczył z zaskoczenia.

- Kim jesteś i co zrobiłaś z upartą i dążącą do wolności księżniczką, którą znałem? - Stanął przy jej boku i oparł się o barierkę. Pragnął, aby chociaż na niego spojrzała, jednakże ta nadal wpatrywała się w gąszcz krzewów pod nimi. 

- Ja wiem, że wygaduję głupoty, ale czasem chciałabym się poddać. Moim jedynym celem było utrzymanie pokoju w Galaktyce, jednak mam już tego dosyć. To ciągnie się przez całe moje życie. Poprawka, to jest moje życie. - Powiedziała ponuro, rysując na barierce wzory wskazującym palcem. - Straciłam młodość, męża, brata i do tego własnego syna. Już się w tym wszystkim pogubiłam.

- Leio, masz nas. Pamiętaj o tym! - Lando chwycił smutną kobietę za ramiona i odwrócił ją siłą do siebie. Spojrzał jej głęboko w oczy i dostrzegł strach. Pierwszy raz w życiu dostrzegł w zwierciadłach duszy upartej księżniczki ten dziwny stan.

- Tyle ludzi zginęło... Tylu przechodziło tortury i to wszystko na nic! - Westchnęła z ciężkim sercem. Pierwszy raz od dawna mogła się komuś zwierzyć. Potrzebowała tego od dawna.

- To wszystko będzie na nic, gdy się poddamy - odpowiedział jej Calrissian. - Ofiara tych ludzi pójdzie na marne. Nie możemy nagle wywiesić białej flagi.

- Ale... - Zaczęła generał, jednakże czarnoskóry przerwał jej, gwałtownie przykładając swoje usta do jej warg. Ta z początku zdziwiona nie reagowała, jednak po chwili szybko odepchnęła całującego ją mężczyznę. 

- Lando! Ty masz żonę! - Oburzyła się Organa, uderzając mężczyznę w policzek.

- Po pierwsze, jesteśmy w separacji! - Odpowiedział szybko, gładząc się po brodzie. - Po drugie, chciałem, żebyś się przymknęła, a gdy Han to robił, to zawsze działało. - Uśmiechnął się szarmancko. - A po trzecie... w sumie zawsze chciałem to zrobić.

- Faceci! - Warknęła do siebie Organa, chwytając się za głowę. Ale musiała przyznać to, że humor od razu jej się poprawił.

*

- Mam pytanie - zagaiła Rey podczas bardzo niezręcznej ciszy. Ren nie spojrzał na nią, jednak swoją ciszą dał znak, że pozwala dziewczynie mówić. - Należałeś kiedyś do zakonu Skywalkera? - Zapytała cichutko, jednak Kylo bardzo dobrze ją usłyszał. Wzdrygnął się na to pytanie, jednakże chciał być wobec niej szczery.

Cichy krzyk - Reylo ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz