Rozdział XXIII

1.8K 144 53
                                    


Ren jeszcze nigdy nie leciał swoim myśliwcem tak bardzo zdenerwowany. Czuł, jak jego ręce, które trzymał na sterze, trzęsą się ze złości. Kiedy zobaczył zarys symbolu Ruchu Oporu na planecie Crait, wyszedł z siebie. Co jego matka... znaczy, co ta ich generał sobie wyobrażała? Że jak narysują sobie jakiś tam znaczek, to Najwyższy Porządek się przestraszy i się podda? Nie ma mowy.

Ren zgrabnie manewrował pomiędzy innymi myśliwcami TIE, które ścigały malujące X-wingi. Zanurzył się w Ciemnej Stronie i wstrzymał oddech. Teraz już nic się nie liczyło. Widział, jak pojazdy przed nim wybuchają, jeden po drugim. Nie czuł nawet satysfakcji. Nie czuł już nic.

Z Mocy ponownie wyrwało go to głupie uczucie od jego matki. Ona wiedziała, że tu jest. Starała się przesłać mu wici Mocy. Bena to nie uspokajało. Nerwowo szarpnął sterem i zaczął wzbijać się ku niebu. Próbował wyczuć swoją matkę. Musiał ją zabić, bo to ona ściągała go na Jasną Stronę. Nie mógł jej na to pozwolić.

Rena atakowały lecące w jego stronę X-wingi, jednak te od razu stawały w płomieniach. Nigdy nie pudłował. W końcu znalazł się bliżej ciężkiego krążownika Ruchu Oporu. Manewrował on, zwinnie wymijając strzały z działek. Ufał Mocy. To dzięki niej był taki potężny.

Myśli jego matki stawały się coraz wyraźniejsze. Czuł ją. Leciał równolegle do ściany ogromnego statku. Zbliżał się do centrum, w którym to znajdowała się generał Organa. Zacisnął mocniej dłonie na sterze. To już za chwilę... Zaraz zabije własną matkę.

*

Lando zniknął już jakiś czas temu z pola widzenia zdenerwowanej Organy. Ich bezpieczniki zaczęły się psuć, a pole siłowe słabło. Byli podatni na ostrzał. Ackbar wciąż zarządzał bitwą, a Leia przystanęła przy ogromnym oknie, przez które wszystko widziała. Wybuchy, zwłoki... bitwę. Zamknęła oczy, prosząc Moc o pomoc. Jednak zamiast wybawiania, poczuła coś zupełnie innego. 

To był jej syn, Ben. Otworzyła oczy, jednak nic się nie zmieniło. Jej oddech w jednej chwili stał się ciężki. Oblał ją zimny pot. Musiała mu pomóc. Zaczęła robić to, czego nauczył ją Luke. Próbowała zapomnieć o wszystkim, co działo się wokół. Skupiła się jedynie na rodzinie i nadprzyrodzonej sile.

- Uratujesz go? - Zapytał Han Solo, który stanął obok niej. Kobieta spojrzała na niego, jednak od razu zajęła się wysyłaniem myśli do syna.

- Nie przeszkadzaj mi - odparła do zmarłego męża. - Zawsze musisz pojawiać się w nieodpowiednim momencie.

- On cię zabije - odpowiedział Han, którego widziała jedynie generał. Ta zamknęła oczy, starając się nie zwracać uwagi na stojącego obok mężczyznę. - Uciekaj.

- Nie. Jesteś tylko moją wyobraźnią - westchnęła, próbując powstrzymać się od wszelakich wspomnień z mężem. Poczuła, jak chwyta ją za ramię, a twarz zbliża do jej ucha.

- Tylko tyle, że ja jestem prawdziwy - wyszeptał, a Leia otworzyła szeroko oczy. Obok niej nie było już męża. Widziała tylko myśliwca Najwyższego Porządku, lecącego wprost w jej stronę.

*

Rena ponownie zaczęły ścigać X-wingi. Odleciał od statku, starając się je zgubić lub sprytnie zniszczyć. Niektóre wleciały wprost na ścianę, rozbijając się na milion kawałków. Idioci. Inne, nie mogąc go trafić, wycofały się, zostawiając go pilotom lepszym od siebie. 

Kylo nie wyczuwał już jedynie matki. Czuł również Hana Solo.

Zawrócił gwałtownie i z wrzaskiem skierował się na krążownik. Już wiedział, gdzie ma ich szukać. Moc ponownie nim zawładnęła. Jak maszyna rozstrzeliwał każdego kolejnego myśliwca, który stanął mu na drodze. Był coraz bliżej. Czuł krew rodziny na swoich rękach. Czuł dumę Snoke'a. Widział płacz matki. Słyszał śmiech swojego ojca. Wyczuł Moc wujka. Poczuł się dzieckiem.

Cichy krzyk - Reylo ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz