Rozdział XXV

1.9K 158 97
                                    

Kylo obudził się wtulony twarzą do brązowych włosów dziewczyny. Dopiero teraz spostrzegł, że znajdują się na podłodze w wahadłowcu, przytuleni do siebie. Próbował sobie przypomnieć, o czym tak właściwie wczoraj rozmawiali. Jak ich rozmowa potoczyła się dalej?

Ren próbował wstać bezszelestnie, jednak i tak obudziło to Rey pogrążoną w snach. Ta przeciągnęła się leniwie i z ogromnymi oczami spojrzała na mężczyznę, stojącego tuż nad nią. Przynajmniej próbowała przedrzeć się wzrokiem przez gąszcz swoich włosów pozostawionych w nieładzie na swojej twarzy.

- Idź się uczesz lepiej - wymamrotał Kylo, otwierając rampę. Z kamienną miną wyszedł na zewnątrz i oddalił się trochę. Kiedy obudził się z dziwnego transu, zaczął ze złością kopać drzewo, stojące obok niego. 

Nie! Do niczego nie doszło! Pomyślał zirytowany. Ona za bardzo ściągała go na Jasną Stronę. Albo musiał się jej pozbyć, albo musiał przeprowadzić ją na własną stronę. Przestał obijać niewinną mu niczego roślinę i spojrzał w kierunku wahadłowca, z którego wyszła półprzytomna Rey.

- Było zimno - stwierdziła, kiedy już się do niego zbliżyła. Ren zacisnął zęby.

- Taa... Bardzo zimno - potwierdził. Przecież zwykły uścisk nie musiał nic znaczyć? Rzeczywiście, nawet w myśliwcu było dosyć chłodno, więc musieli spać bliżej, aby zachować ciepło... Czy jak on tam sobie to tłumaczył.

- Ja... dziękuję za uratowanie życia - westchnęła, przypominając sobie wczorajszą sytuację z ojcem. Kylo skrzywił głowę i chwycił dziewczynę za podbródek, aby ta spojrzała mu prosto w oczy.

- Tyle, że ja ci je zniszczę. - Jego głos był szorstki i zimny. Rey jednak nie przeraziła się. Wczoraj dowiedziała się o nim całej prawdy. Otworzył się przed nią. To był wciąż Ben Solo. Ciemność była jak zwykła skorupa, przez którą trzeba się tylko przebić. 

- A ja twoje odbuduję. - Ton jej głosu był lekki, jakby przemawiał sam wiatr. Kylo podrapał się po głowie, kompletnie nie wiedząc, co jej odpowiedzieć.

- Poszukajmy lepiej Drzewa Mocy... - Wyszeptał do siebie, idąc w stronę swojego myśliwca. Dziewczyna nadal stała nieruchomo, wpatrując się w postać Bena.

- Ja już twoje znalazłam - stwierdziła krótko, jednak wystarczyło to, aby Kylo się zatrzymał i szybko odwrócił na pięcie. 

- Skąd o nim wiesz? Jak je znalazłaś? - Zapytał. Rey zaczęła wolno przed siebie kroczyć.

- Widziałam małego Bena Solo. Był przestraszony. Wszyscy porównywali go do Darth'a Vadera - mówiła, ściszając głos. Kiedy wiatr mocniej zawiał, Ren prawie jej nie słyszał. A chciał wiedzieć jak najwięcej. Starał się więc utrzymać ciszę. - Aż znalazł się twój wybawca, Kylo Ren. Miał on za zadanie jedynie pokazać, że rzeczywiście dorównujesz siłą własnemu dziadkowi. Jednak on zdradził Bena Solo. Zatuszował jego istnienie.

- Nic nie wiesz o Kylo Renie - wtrącił się. Ta siła ponownie zaczęła na niego działać. Stawał się coraz jaśniejszy... Dziwne. Walki, debaty, siła ani nawet rodzina nie przekonała go do przejścia na dobrą stronę... za to zwykła rozmowa działała na niego jak magnez.

- Kylo cię zawiódł. Ja tego nie zrobię. - Stwierdziła dumnie, prostując się i patrząc mężczyźnie prosto w oczy. Ten chciał jej odpowiedzieć, jednak jedynie chwycił ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie tak, że stykali się nosami.

- W takim razie to Kylo zawiedzie i ciebie.

*

Hux nie mógł pogodzić się z przegraną. Jakim cudem Ruch Oporu umknął im sprzed nosa?! To było niedorzeczne. Przecież Najwyższy Porządek miał najlepsze siły lotnicze w Galaktyce, a rebelianci... byli po prostu rebeliantami. Co oni mieli takiego w sobie?

Cichy krzyk - Reylo ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz