Rozdział XXIV

1.7K 151 90
                                    


Oddech Rey w jednej chwili przyśpieszył. Wzrok wciąż miała utkwiony w drzwiach, za które została wyrzucona mała dziewczynka. Jej wspomnienia częściowo... wróciły. Ze szklanymi oczami spojrzała na swoich rodziców.

- I co się tak gapisz? Wynocha! - Starsza kobieta szarpnęła Rey za ramię, a ta wyrwała się z transu. Zrobiła krok do tyłu, wyrywając się z agresywnego uścisku matki.

- To nie może być prawda! Wy nie mogliście tacy być... - Jęknęła i pokręciła głową. Mężczyzna podszedł do kominka i chwycił za pogrzebacz. 

- Wynoś się! - Pogroził mężczyzna, podchodząc bliżej do dziewczyny. Ta odruchowo chwyciła za rękojeść miecza przy pasie, jednak w ostatniej chwili go puściła. Nie chciała zrobić im krzywdy. Wciąż miała nadzieję, że to wszystko nieprawda. Może to była tylko złuda? Może Snoke maczał w tym wszystkim palce?

- Proszę, wysłuchajcie mnie... Jestem waszą córką. - Próbowała ich uspokoić, jednak oni nie chcieli słuchać. Mężczyzna podniósł pogrzebacz i machnął nim w stronę przerażonej dziewczyny, która stała jak słup soli. W ostatniej chwili, kiedy narzędzie miało zderzyć się z głową Rey, wyrwał się z dłoni Edgara i odleciał w stronę drzwi, w których stanął Kylo Ren. Meien pisnęła i schowała się za mężem.

- Co tu się dzieje?! - Kylo był cały czerwony na twarzy. Nie trzeba było posiadać Mocy, aby wyczuć jego zdenerwowanie i agresję. Jakim prawem oni chcieli zamordować Rey?!

- Wynoście się, dziwadła! - Wrzasnął Edgar, grożąc im pięścią. - Tyle lat mieliśmy święty spokój, a teraz przychodzą do nas jakieś popaprane cho... 

Wściekły Kylo odbezpieczył swój miecz i zbliżył się do dwójki ludzi, próbujących się go pozbyć. Zamachnął się, aby ich ostatecznie uciszyć, jednak napotkał opór w postaci niebieskiej klingi.

- Ben, proszę. Nie. - Wyszeptała, a po jej policzku spłynęła łza. Kylo patrzył na nią ze zdziwieniem na twarzy. Czy ona nazwała go... Benem? Czy ona go o coś poprosiła? Zerknął na przerażonych staruszków i wyłączył swój miecz.

- T-tak - jęknęła starsza kobieta, będąca cała zalana łzami. - Próbowaliśmy cię wychować! - Jej mąż próbował uspokoić żonę, gładząc ją po ramieniu i szepcząc jej do ucha. Meien próbowała kontynuować, jednak schowała twarz w dłonie. Jeszcze nigdy nie była taka przerażona.

- Meien jest bezpłodna - stwierdził już spokojniej mąż kobiety. Rey zamrugała zdziwiona. - A my znaleźliśmy cię, bo coś nas wzywało. Głosy zaprowadziły nas do jakiejś jaskini. Tam leżałaś ty. Prawie jak nowo narodzona, owinięta w białe liście.

Kylo otworzył powieki tak szeroko, że oczy prawie wyskoczyły mu z orbit. Czyżby to właśnie miało być jej Drzewo Mocy? Czy ta historia była prawdziwa? Przecież to niemożliwe, aby zrodziła się tak po prostu z niczego. 

Rey otworzyła usta i zaczęła wpatrywać się w podłogę. To musiało jej się śnić. To nie mogło być prawdziwe. Co to w ogóle miało oznaczać?

- Mieliśmy nadzieję, że wychowamy cię na zwykłą dziewczynę, jednak ty zwariowałaś, kiedy przyszedł ten cholerny...

- Skywalker - dokończyła, przełykając ślinę. W końcu zdobyła się na odwagę i podniosła wzrok. Spojrzała prosto w oczy swojemu "ojcu".

- A to miejsce, gdzie znaleźli... - Zaczął Ren, jednak matka wyszarpała się z uścisku męża.

- Wynocha! Nie zbliżać się! Dajcie nam spokój! Chcę umrzeć spokojnie! - Zaczęła atakować Rena pięściami. Ten ponownie chciał odbezpieczyć miecz, jednak poczuł, jak ktoś chwyta go za dłoń. W jednej chwili jego serce stanęło. To uczucie... było po prostu nie do opisania. Zerknął w prawą stronę i ujrzał szklane, ciemne oczy dziewczyny o oliwkowej cerze. 

Cichy krzyk - Reylo ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz