Rozdział XXVI

1.9K 140 117
                                    


Luke wylądował Sokołem na małej wyspie. Szybkim krokiem zszedł po rampie, a za nim wyjechał R2. Mężczyzna zamyślił się. W głowie miał jedynie obraz swojego ojca, który próbował mu coś przekazać.

Zamyślony doszedł w końcu do zniszczonego Drzewa Mocy, które należało do Kylo Rena. Podrapał się po brodzie, kiedy dostrzegł, że kora jest popękana. Jakiś czas temu była kompletnie inna. Teraz jakby zrzucała spaloną skorupę.

- Gdzie mój mężczyzna? - Usłyszał głos starszej kobiety. Nie przestraszył się jej. Powoli przeniósł wzrok na Maz, stojącą tuż obok niego. Miała ona maleńkie oczy, ponieważ zdjęła swoje gogle. 

- Kanata - westchnął Skywalker. - Ciebie bym się tu nie spodziewał.

Droid podjechał do niskiej, pomarańczowej kobiety i zaczął coś do niej pikać. Ta uderzyła go w kopułę.

- A idź ty, nie znasz się na związkach - odpowiedziała, po czym przeniosła wzrok na Luke'a. - Przyszedłeś popatrzeć na Drzewo? - Zapytała spokojnym głosem.

- Nigdy nie miałem swojego - wymamrotał. Był ciekawy od czego zależy dobór drzew. Inni je mieli, a nie. Nie wiedział, jak to działało. Jakby było niepotrzebnym źródłem energii...

- Bo żadne cię nie wybrało - odpowiedziała pewnie, próbując poklepać mężczyznę po plecach. Była jednak za niska i co najwyżej mogła dotknąć jego pośladków. A tego wolała nie robić. Byłaby to zdrada wobec Chewie'go.

- Dziwne, ono pęka. Należy do Bena. - Luke stał zamyślony. Nie mógł zrozumieć niczego. Zawsze miał wrażenie, że to on jest mistrzem Jedi, jednak teraz czuł się jak... jak zwykły, niczego nieświadomy człowiek.

- Ja bym ci radziła sprawdzić raczej to Rey - zaproponowała Kanata, odwracając się na pięcie. Luke oprzytomniał w jednym momencie.

- Rey ma drzewo? - Zaciekawił się, jednak starsza kobieta oddalała się od niego. 

- Dbaj o to, żeby się nie zabrudziło, a to ponownie wróci do życia - stwierdziła, idąc i wskazując palcem na drzewo. Luke zaczął za nią podążać.

- Gdzie ono jest? Skąd o nim wiesz? - Pytał dalej, nie tracąc nadziei. Wiedział, że Kanata była dziwna i potrafiła znikać w nieodpowiednich momentach, więc starał się nie spuszczać jej z oczu.

- Ty jeszcze tego nie zauważyłeś? - Odpowiedziała pytaniem Maz, przystając w końcu. - Pamiętasz, co czułeś, gdy używałeś miecza Anakina Skywalkera? 

Luke osłupiał i zamyślił się. Nie spodziewał się takiego pytania.

- No jakby. Czułem z nim silną więź. Ale co to ma do rzeczy? - Zmarszczył czoło. Maz pokręciła głową. 

- Ten miecz wzywał Rey. Ona jest bardzo potężna. Jeszcze się nie domyślasz? - Westchnęła. Przez chwilę panowała cisza. Kiedy Skywalker wzruszył ramionami, Kanata postanowiła go oświecić. - Rey to... można powiedzieć siostra twojego ojca.

- Chwila, co? - Obudził się Luke. Zmrużył oczy i chwycił się za głowę. Czy ta kobieta zwariowała?

- Skywalker został zrodzony z Mocy. Rey także. Obydwoje dzierżą ogromną potęgę, jednak Rey... Ją wybrała i Moc, i drzewo - wytłumaczyła. Luke zaczął wpatrywać się w ocean. Próbował przetworzyć informację, które otrzymał przed chwilą.

- Ale to oznacza, że Rey jest mo... - zaczął, jednakże kiedy się odwrócił, kobiety już tam nie było. - Cholera!

*

Hux stał w hangarze, czekając na Rena. Przed chwilą dwoje szturmowców doniosło mu, że najwyraźniej praca Sheldon się jej znudziła. To był dobry czas, aby w końcu wdrożyć swój plan. 

Cichy krzyk - Reylo ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz