Epilog

3K 174 134
                                    


Zabawka dziecka uniosła się w powietrzu, jednak po chwili upadła na podłogę. Meien spojrzała za okno, jednak dostrzegła jedynie ciemność. Wzruszyła ramionami i zabrała się z powrotem do szydełkowania. 

Luke oparł się o ścianę, rozmyślając głęboko nad wszystkim. Czy postąpił słusznie? Czy jego siostrzeniec rzeczywiście planuje dołączyć się do Snoke'a? To właśnie on będzie potęgą w całej Galaktyce?

- Maz! - Wyszeptał imię kobiety dosyć głośno, a ta usłyszała go i odwróciła się. Skywalker zbliżył się do niej. Kanata zaś w międzyczasie ponownie zabrała Porga na ręce. - To rzeczywiście mogło mieć wpływ na przyszłość? 

- Cóż, może po twojej śmierci pojawiłby się nowy wybraniec, który pokonałby Snoke'a, a teraz nie ma na to szans, ponieważ właśnie ten mały gest miał wpływ na całą przyszłość Galaktyki? Dlaczego wszystko miałoby się skończyć akurat po twojej śmierci? - Mruknęła pod nosem, głaszcząc zwierzę, które mruczało. Luke po jej wypowiedzi otworzył szeroko usta.

- Co ja zrobiłem..? - Zapytał sam siebie i usiadł na kamieniu tuż obok.

- Żartowałam! - Zaśmiała się Kanata i poklepała mężczyznę po plecach. Ten odetchnął z ulgą, jednak jego serce wciąż biło nerwowo. - Teraz przynajmniej wiesz, jakich błędów unikać.

- Tak... Oczywiście. Rozwiązuję zakon - odpowiedział. Maz opadła szczęka. 

- Nie to miałam na myśli...

- Nie, nie, właśnie o to mi chodzi - westchnął Luke i podrapał się po głowie. Jego włosy powoli zaczęły siwieć, zaś na brodzie pojawiał się zarost. - Muszę skupić się na Benie... Rzeczywiście, nie dostrzegłem w nim wcześniej tego żalu z powodu porównywania go do Vadera. Naprawię swoje błędy. Wytłumaczę mu, że to we mnie i w swojej rodzinie ma oparcie. Nie w Snoke'u.

- Rób to, co uważasz za słuszne - odpowiedziała mu Maz, szturchając go ramieniem. Skywalker w jednej chwili spojrzał jej w oczy.

- Co ty w ogóle robisz tutaj z Porgiem o tej porze? Pilnujesz przeznaczenia? - Zapytał, wstając z posadzki. Kanata uśmiechnęła się szeroko, ukazując swoje zęby.

- Dokładnie to - stwierdziła. - Poza tym, jak tu nie kochać tych zwierząt? - Uniosła je wyżej, a Skywalker ponownie popełnił błąd, spoglądając mu w oczy. W jednym momencie inna, znajoma już historia odegrała się przed nim niczym film. Zginął ponownie.

*

Tuż po powrocie do akademii, mistrz oznajmił, że rozwiązuje zakon Jedi. Większość członków była zawiedziona oraz zdziwiona. Wyleciał po nowego członka, a wrócił z takimi wieściami? Coś musiało się zdarzyć.

- Nie oznacza to jednak końca. To dopiero początek - oznajmił Luke. - Postanowiłem wprowadzić zmianę. Będę szkolił was na Szarych Jedi. Musicie do tego jednak dorosnąć psychicznie.

Po swoich słowach wytłumaczył wszystko podopiecznym. Najbardziej przysłuchiwał mu się Ben, który zawsze stał w kącie. Teraz jednak był na samym przodzie tłumu. Fascynowało go pojęcie Szarego Jedi. Jakby widział w nim swoje odbicie i prawdziwe ja. 

Po zebraniu Luke rozpoczął poważną rozmowę na temat emocji Solo. Pierwszy raz widział, jak jego siostrzeniec rozkleja się i opowiada mu o każdym swoim nieprzyjemnym przeżyciu. Zwierzył się, że jego matka poświęca więcej czasu polityce niż jemu. Jego ojciec zaś prawie nie zwraca na niego uwagi.

- Chcę, abyś rozpoczął trening, kiedy będziesz gotów - oznajmił Skywalker, tuląc siostrzeńca. Ten odwzajemnił jego gest. 

- Ale ja jestem gotów! - Wyprostował się dumnie nastolatek. Skywalker zobaczył jednak przed sobą maskę Kylo Rena. Pokręcił zdecydowanie głową.

Cichy krzyk - Reylo ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz