Rozdział XVII

1.9K 139 43
                                    

Rey próbowała przenieść ledwo przytomnego Rena do jego wahadłowca. Zajęło jej to sporo czasu, ponieważ była wykończona po wcześniejszym wydarzeniu. Jakby cała Moc z niej uszła i musiała się zregenerować. Kylo przez całą drogę mruczał jakieś niezrozumiałe słowa, jednak dziewczyna była zbytnio zajęta, żeby go słuchać. Kiedy stali już przed rampą, Ren mówił już wyraźniej.

- No... - wydukał ciężko. - No... nosze, idiotko. - Warknął, a Rey nie pocieszyła ta informacja. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że na statku jest jakiś zestaw ratunkowy, jednak nie chciała przyznać się do błędu. Próbowała wciągnąć go po rampie, jednak nie udawało jej się to.

- Usiądź tu, ja pójdę po nosze. - Usadziła mężczyznę na zielonej trawie, a ten ryknął z bólu. Czuł swoje połamane żebra i ręce. Mocy dzięki, prawdopodobnie nie uszkodził sobie kręgosłupa.

- Re.. Rey. - Wyszeptał i wyciągnął rękę ku dziewczynie, wchodzącej do statku. Tej zrobiło się gorąco. Czyżby Ren chciał podziękować za ratunek? Może w końcu ukaże się w nim Jasna Strona? Odwróciła się do niego.

- Tak? - Wsunęła kosmyk swoich włosów za ucho.

- Maska - stwierdził jednym tchem, a Rey lekko wmurowało. - Za... zapomniałem wziąć maskę. - Stwierdził z bólem w głosie. W dziewczynie zagotowała się krew. Mogła go tam zostawić i nawet nie próbować ratować, a ten zaczyna mówić o jakiejś... masce!

- Siedź cicho - wyszeptała do siebie. Nie była pewna, czy Ren ją usłyszał, jednak miała wielką nadzieję, że jednak nie. Po chwili Rey znalazła nosze a nawet całą apteczkę. Szybko pognała do pobitego mężczyzny i próbowała go usadzić na noszach.

- Au, to boli! Mogłabyś uważać! - Warczał, kiedy dziewczyna dotknęła jego złamanej ręki. - Czemu ty jesteś taka...

- Śpij! - Wrzasnęła zirytowana, machając dłońmi. Zdziwiła się, kiedy głowa Rena opadła bezwładnie na podłogę, a jego oczy się zamknęły.

Na Moc, co się ze mną dzieje, pomyślała, a nosze uniosły się.

- W sumie mogłabym robić tak częściej - uśmiechnęła się, prowadząc Kylo do wahadłowca.

*

- To mi się śni - warknął Hux, rzucając butelką w kąt. - A to jest jakiś dramat. No ja...

- Generale! - Rose w końcu podniosła swój głos, a Armitage spojrzał na nią zdziwiony. Nikt wcześniej nie podniósł na niego głosu w taki sposób. Każdy przecież wiedział, że kończy się to śmiercią. - Tak, mój ojciec należał do Rebelii, jednak ja zawsze byłam po stronie Imperium oraz Najwyższego Porządku. On zginął, a wraz z nim ja.

- Jak to do cholery, skoro tutaj stoisz! - W głowie Hux'a pojawił się pomysł, w którym to kiedyś odstawi alkohol, ponieważ po nim widocznie ma jakieś halucynacje.

- Tak naprawdę nazywam się Rose Tico, a moją prawdziwe dane zatuszował sam przywódca, który wyczuł we mnie pasję do zabijania. To właśnie dzięki niemu tu jestem - stwierdziła dumnie. - Nawet dosłownie. Podał mi hasło do pana pokoju.

Hux stał jak słup soli, wpatrując się z głupią miną w kobietę, stojącą przed nim. Jeśli to wszystko prawda, to... Natychmiast rzucił się na swojego datapada i zaczął coś w nim zawzięcie stukać. Rose podeszła, patrząc na niego z podejrzeniem. Czy on właśnie planował jej egzekucję?

- Gene...

- Cicho bądź! Właśnie wymyślam genialną strategię. A ty będziesz moim pionkiem. - Na chwilę odwrócił wzrok od ekranu i złapał dziewczynę za szczękę, ruszając nią na prawo i lewo. W końcu poklepał ją po policzku. - Czemu wcześniej mi nie powiedziałaś?

Cichy krzyk - Reylo ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz