- Najpierw musimy pozałatwiać parę spraw. - Uśmiechnął się Luke i wraz z Benem udali się na statek, którym poszybowali do domu rodziny Solo, w którym rzadko kto przebywał. Kiedy dotarli już na miejsce, Luke wysłał wici Mocy do Hana oraz Lei. Ci w błyskawicznym tempie znaleźli się w budynku. Spojrzeli po sobie wściekli, jakby byli na siebie pogniewani.

Kiedy negatywne emocje opadły, przytulili się do swojego syna, u którego dostrzegli łzy w oczach. Ten uścisnął ich mocno, jakby nie zamierzał ich nigdy puszczać. I nie chciał. Skywalker przyglądał się ze wzruszeniem tej scenie. Pierwszy konflikt został rozwiązany. Pozostało jeszcze kilka...

*

14 lat później

Najwyższy Porządek rozwijał się w zadziwiającym tempie, jednak w pewnym momencie jeden niewłaściwy ruch Przywódcy doprowadził do jego upadku. Jego plany bazy Starkiller zostały wykradzione za pomocą kadeta FN 21-87, który współpracował ze Skywalkerem. Nikt nie wiedział, dlaczego mężczyzna zaufał i wybrał za współpracownika akurat tego chłopca.

Republika zareagowała od razu, aresztując wszystkie szychy Najwyższego Porządku. W pojmaniu Snoke'a brał udział Skywalker oraz jego siostrzeniec, Ben Solo. 

Generał Hux wyrzekł się jakiegokolwiek udziału w budowie śmiercionośnej broni, jednakże i tak poniósł odpowiednią karę i wylądował w więzieniu na długie lata, jak jego współpracownicy. Jedynie Snoke dostał najwyższą karę w postaci wyroku śmierci. Egzekucję uczyniła niejaka Rose Tico, za którą ręczył Skywalker. Twierdził, że Najwyższy Porządek omamił ją za pomocą Mocy. Dzięki jego terapii, mogła odzyskać rozum. Przez właśnie tę praktykę udało im się uratować kilku niewinnych ludzi, którzy zostali zmuszeni do pracy dla Snoke'a.

W przeciągu kilku lat stało się zdecydowanie wiele. Na szczęście skończyło się to wygraną dobra, a upadkiem zła. Galaktyka mogła wreszcie spokojnie spać, nie bojąc się o jutro.

*

- Rey! Klient zaraz przyleci po zamówienie - krzyknęła Meien. Młoda dziewczyna przybiegła szybko z pola uprawnego i chwyciła ogromną skrzynię z owocami razozu w środku. - Tylko się z tym nie zabij!

- Spokojnie, mamo - stwierdziła podekscytowana Rey. Kiedy przylatywali do nich klienci z innych planet, matka zawsze wysyłała ją. Dziewczyna zadawała przybyszom pytania i strasznie interesowała się światem zewnętrznym. Tak bardzo chciała się udać tam daleko... Poza tą zacofaną o kilkadziesiąt tysięcy lat planetę.

Dziewczyna wyniosła paczkę przed bramkę i zerknęła na zegarek. Ma tyle pytań! Tyle możliwości z istotą o dziwnej rasie. Ciekawiło ją, jak będzie wyglądał ten konretny "stwór"...

W końcu zauważyła srebrny wahadłowiec, którym się zachwyciła. Od małego marzyła, aby wsiąść kiedyś za ster i nauczyć się latać. To było jej jedynym marzeniem. Kiedy statek wylądował nieopodal, jej serce stanęło. Ponownie nie wiedziała, czego może się spodziewać. Chwyciła paczkę i wolnym krokiem podążyła ku pojazdowi. 

W końcu jego rampa opadła. Rey odłożyła szybko pakunek, aby przyjrzeć się nowej istocie. Jakie było jej zdziwienie, kiedy dostrzegła zwykłego człowieka... prawie jak ona. Tyle, że mężczyznę. Był on wysoki oraz dobrze zbudowany. Miał bladą cerę, kruczoczarne włosy do ramion oraz ciemne, głębokie oczy. Ubrany był w brązowe, powiewające szaty. Znacząco różniły się od ubrań ludzi na jej planecie. Szedł on pewnym krokiem, jednak kiedy dostrzegł Rey, zatrzymał się. 

Obydwoje patrzyli na siebie, jakby już się znali. Sekundy zamieniały się w minuty. W ich głowach coś świtało, jednakże nie mogli pojąć co. Mężczyzna w końcu uśmiechnął się i podszedł bliżej.

Cichy krzyk - Reylo ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz