- Ben - wyszeptała. Rena ponownie ogarnęło to uczucie. Czuł się rozdarty. Jasna Strona Mocy ponownie zaczęła go oplatać. Chciał się z tego wyrwać.

- Wynosimy się stąd! - Warknął, udając, że go to nie ruszyło. Pociągnął dziewczynę za dłoń i skierował się w stronę wyjścia. Trzasnął drzwiami najmocniej, jak tylko potrafił. W tle nadal słyszał lament skierowany w ich stronę. 

*

Skywalker pilotował Sokoła, gwiżdżąc pod nosem. Obok niego siedział Cheewbacca, a Rose stała za nimi, przyglądając się nadświetlnej. Wciąż rozmyślała nad swoją reputacją w Najwyższym Porządku. 

- Jesteś strasznie blada - odparł Luke. Tico nawet nie chciała się przeglądać w lustrze. Wyglądała jak... rebeliantka. Bez całego makijażu, który ją upiększał. Miała na sobie za duże ubrania w odcieniach żółtego, które wyglądały po prostu tragicznie. I jak się miała przystosować do tego obskurnego otoczenia?

- Nie, to nic... - wyszeptała, uspokajając się. Przecież w przyszłości generał to wszystko wyjaśni... Oby. Skywalker wstał, wzdychając ciężko. 

- Pójdę sprawdzić jak tam nasze klejnoty - uśmiechnął się ciepło, wyczuwając obawy dziewczyny. Widział jednak, jak jej dusza robi się coraz jaśniejsza. Mógł rzec, że była odratowana.

Kiedy udał się już do ogromnego pomieszczenia, przypomniał sobie wszystkie sytuacje tutaj. Han Solo wiozący ich na Alderaan, którego już nie było... Zerknął na miejsce, gdzie siedział Obi Wan Kenobi i zamarł.

 Dostrzegł tam ducha. Przetarł oczy, nie dowierzając. Ujrzał on postać swojego... ojca, który wpatrywał się w niego skupiony.

- Ojcze? - Zapytał, dziwiąc się. Ostatni raz ujrzał go... trzydzieści lat temu, kiedy ten zabił imperatora i objawił mu się na przyjęciu. Kąciki ust młodego Anakina uniosły się do góry, a on sam powstał z siedzenia. 

- Mogłem powiedzieć ci to o wiele wcześniej - przemówił Skywalker, gładząc palcami stolik. 

- Co takiego? - Zapytał Luke, podchodząc bliżej. Wciąż nie mógł uwierzyć w to, że rozmawiał z własnym ojcem... Dlaczego wybrał sobie akurat ten moment?

- Prawdę o Mocy - westchnął i spojrzał synowi prosto w oczy. - Wiesz już o całych tych Drzewach, jednak nie zdajesz sobie sprawy z tego, jakie są potężne - stwierdził.

- Przecież Drzewa Mocy nic nie...

- Nie przerywaj mi. Ja zostałem zrodzony z Mocy. Właśnie drzewo życia wybrało łono mojej matki. Myślałem, że jestem jedynym takim przypadkiem - tłumaczył spokojnie. Luke uważnie go wysłuchiwał. Znał całą tę historię, jednak nie wiedział, co to miało do rzeczy. - Myliłem się co do tego. Ta dziewczyna, Rey... Strzeż ją. Nie pozwól, aby jej Drzewo zostało zniszczone. Nie pozwól jej zaznać Ciemnej Strony. Jest zbyt potężna, jednak wciąż tłumi to w sobie.

- Do czego zmierzasz? - Zapytał Luke, kiedy jego ojciec ucichł w jednym momencie.

- Tylko ona potrafi nawracać na dobrą i właściwą drogę. Kiedy zazna Ciemnej Strony, nikt jej już nie pomoże - odpowiedział duch Anakina, po czym rozpłynął się w powietrzu. Luke stał sztywno przez parę chwil, aż w końcu z przemyśleń wybudził go wrzask Porga, który tulił się zawzięcie do jego nogi.

*

Rey spojrzała ostatni raz na chatkę i dostrzegła przed domem małą dziewczynkę. Ponownie znalazła się w innym wymiarze. 

Dziecko dobijało się do drzwi, aż w końcu zabrało swoją zabawkę i oparła się o ścianę, nieprzerwanie chlipiąc. Z płaczu wyrwała ją niska kobieta o pomarańczowej skórze, która stanęła obok niej.

- Co się stało, skarbie? - Zapytała Maz Kanata, gładząc dziewczynkę po głowie. Ta siorbnęła i otarła nos o rękaw.

- Mama i tata... już mnie nie kochają... - Ponownie zaniosła się płaczem. Kobieta przytuliła się do małej dziewczynki i zaczęła spokojnie szeptać do jej ucha.

- Kochanie, jesteś wyjątkowa. Masz w sobie coś, czego nie ma nikt - powiedziała ciepłym i kojącym głosem. - Jesteś w ogromnym niebezpieczeństwie... Ludzie pragną wykorzystać twoją Moc.

- Ja-jaką moc? - Zapytała dziewczynka, unosząc głowę. Maz skrzywiła się.

- Mroczne czasy nadchodzą. Są nieuniknione. Ty jesteś wybranką. - Mała Rey jedynie wpatrywała się głęboko w ogromne oczy Kanaty. - Rodzice cię kochają. 

- Rodzice mnie kochają... - odpowiedziała w transie dziewczynka.

Moc to twoja rodzina, usłyszała Rey w głowie. Widziała jedynie, jak Kanata prowadzi ją za rękę do jakiegoś statku nieopodal. Kiedy wystartowały, wspomnienie nagle zniknęło.

Rey obudziła się w pozycji siedzącej. Płonęło przed nią ognisko, do którego drzewa dokładał Kylo Ren.

 - Coś się stało? - Zapytał niepewnie, mrużąc oczy. Dziewczyna od dłuższego czasu zachowywała się, jakby była pod wpływem środków odurzających.

- Nie... - Wyszeptała i ponownie zapadła cisza. Rey wpatrywała się zawzięcie w płomienie, które tańczyły tuż przed nią. Wsłuchiwała się również w szum drzew.

- Bardzo mi przykro. - Ciszę przerwał głos Rena. Rey podniosła wzrok i dostrzegła mężczyznę, stojącego tuż nad nią. Nie wiedziała, co ma mu odpowiedzieć. Czuła się w tym wszystkim niepewnie. Próbowała odnaleźć jakiekolwiek emocje w ciemnych tęczówkach mężczyzny, jednak nie dostrzegła tam niczego. 

- Nie musi być ci przykro - westchnęła. - Jesteś Renem. Stoisz po Ciemnej Stronie Mocy. Czy takie słowo istnieje w ogóle w twoim życiu? 

Ren nawet nie wykazał, że się wścieka. Nie zacisnął pięści, nie zmarszczył nosa. W ogóle nie zareagował. 

- Kim ty jesteś? - Zapytał i niespodziewanie musnął palcami policzek dziewczyny. Ta wstrzymała powietrze i wstała. Ren nadal trzymał swoją dłoń na jej twarzy. Rey oddaliła się i stanęła do niego tyłem. Kylo wciąż stał i wpatrywał się w nią zawzięcie. Czyli to była jego słabość? Zwykła zbieraczka złomu, która posiadała niewyobrażalną potęgę? Która została zrodzona z Mocy?

- Jestem wszystkim. Przenikam czas, przestrzeń i spajam wszystkie stworzenia razem. Jestem niczym. Pozostaję bezsilna na cierpienie wokół. - Wyszeptała. Ren zaskoczył się jej odpowiedzią. - Jestem zbieraczką złomu. Jestem człowiekiem. Jestem duszą. Jestem Mocą.

Słowa te nie płynęły z jej głowy. Wypowiedziało to dziwne uczucie w środku. Dziewczyna nie wiedziała, gdzie ono się znajduje. Wiedziała jednak, że to coś w niej żyje i nią steruje. Przebudziło się ponownie. To była... Moc.

Odwróciła się gwałtownie, a jej twarz rozświetliły płomienie z ogniska. Ren stał z zaciśniętymi zębami. Czy możliwe było, że w tej dziewczynie mogłaby żyć sama Moc? 

Nieprzerwanie na nią patrzył. Czuł, że to go zgubi. Próbował z tym walczyć, jednak jej biel zabijała jego zło. 

- Zgubiłam się... - wyszeptała dziewczyna ze szklanymi oczami. Teraz już nie przemawiała przez nią tajemnicza siła. W tej chwili przemawiało jej serce. Ren wyczuł to i uczynił krok bliżej ku niej. - Ktoś musi mi pomóc odnaleźć moje miejsce w tym wszystkim.

Jej głos był kojący i spokojny. Ciepło nie biło już jedynie od ogniska za plecami Bena, ale również od tajemniczej dziewczyny. Mężczyzna nie mógł oderwać od niej wzroku. Jej światło go przyciągało. Był bezsilny.

Wyciągnął przed siebie drżącą dłoń.


Cichy krzyk - Reylo ✔Where stories live. Discover now