Rozdział 53

397 38 1
                                    

Siedzę właśnie z Maxem u jego w chacie. Jesteśmy rozwaleni na jego kanapie razem z ciepłym kocem i pysznym kakao. Minęły kilka godzin od tamtego wydarzenia z tamtym gostkiem. Zaraz was zatamtyguje. Uzgodniliśmy że mi teraz powie. Jak będziemy u niego w chacie.

   - To był mój brat... - nagle mówi 

   - Chcesz o tym pogadać? - pytam smutno

   - Mary, nie martw się - pogłaskał mnie po policzku - wolę na razie nie...

Bardzo chce wiedzieć ale szanuje jego decyzję. Puste kubki wyniosła do zlewu w kuchni. Mieszkanie Maxa jest dosyć duże ale to nie dom. Mieszka sam więc mamy spokój. Czuje się tu jak w domu. Są trzy duże pokoje nie licząc salonu, łazienki i kuchni. W jednym jest jego sypialnia, w drugim gabinet a trzeci stoi pusty. Wróciłam do salonu a tam wamp zajął 3/4 kanapy!

   - yghm! - specjalnie kaszlnęłam

   - Oj, widzę że kaszlesz! W szafce nad mikrofalą masz leki - uśmiechnęła się wrednie

   - Wiem... Ale nie chce się truć tą chemią i wolę ugrzać się pod kocem na kanapie - drocze się z nim

   - Nie wiem czy jest dla Ciebie miejsce - udał zamyślonego

   - Jak weźmiesz giry to będzie! -Przesunięłam jego nogi i usiadłam on jednak wstał

   - Nadszedł czas... - westchnął a ja się przestraszyłam - by odbić sobie za tamtą noc co panna Mary była niedyzponowana

   - Ale ja się tak źle czuje! - "zakaszlałam"

   - Trudni trzeba się poświęcić!

I tak wylądowałam z nim w łóżku i "oglądaliśmy bajki". Ta Clara mnie czasem rozwala...

Rano wstałam pierwsza. Z walizki wyciągnęłam ubrania i poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, ale oczywiście musiałam się umyć męskim żelem. Gdy już chciałam wyjść skapnęłam się że nie jestem u siebie i nie mam ręcznika. Więc wołam "Max!". Po chwili chłopak wszedł a ja zasłoniłam się rękoma.

   - Po co się zakrywasz? - ziewa i grzebie w szafce

   - Bo nie jestem przyzwyczajona że ktoś wchodzi sobie do łazienki gdy się myje - mówię trochę speszona

   - Nie masz się czego wstydzić - podał mi ręcznik i wyszedł

Szybko się owinęłam. Ubrałam zwiewną sukienkę w kwiatki, niżej trochę rozkloszowaną do połowy uda. Do tego moje nowe beżowe sandałki i włosy rozpuszczone. Pomalowałam jeszcze rzęsy i słuchajcie zaszalałam! Pomalowałam usta na lekki róż i zrobiłam kreski eyelinerem! W rękę wzięłam piżame i wyszłam z pokoju. Schowałam ubranie i sprawdziłam czy wszystko zapakowałam. Chyba Tak...

   - Możemy jechać? - pyta

   - Tak!

Max POV.

Przed chwilą przyjechałem do domu bo byłem odwieźć Mary. Weszedłem do sypialni i na stoliku nocnym leżał szkicownik Mary. Wziąłem go do ręki i zobaczyłem ostatni rysunek jaki narysowała. To byłem ja jak pracowałem. Serio ma dziewczyna talent. O kurwa! Na poprzedniej jest przyjęcie urodzinowe... Fuck! Nie mam prezentu! Wziąłem portfel, phona i kluczyki do kieszeni i wyszedłem z domu. Wsiadłem do auta i pojechałem do galeri ale nie do tej gdzie szła dziś Mary z Nicolą. Chodziłem tak z godzinke i zobaczyłem idealny prezent. Szybko go kupiłem choć mój portfel cierpi i pojechałem do mojego "biura"? Można to tak nazwać? Tej rezydencji. Droga nie zajęła mi jakoś specjalnie długo. Gdy już byłem na miejscu czekała już na mnie cała brygada.

   - Gościu ile można na Ciebie czekać? - oburzył się Luck i podał mi pistolet

   - Wczoraj napadł nas Nataniel...

No te słowa wszyscy umilknęli...

Mary POV.

    - Twoja sukienka jest piękna! - mówi Nicola popijając kawę

   - Dzięki w końcu ty mi pomagałaś! Twoja też jest zabójcza! - mówię pijąc mojego shake

Z dziewczyną jesteśmy w galerii. Zaliczyłyśmy fryzjera, kosmetyczke, lodziarnie, różne sklepy i takie tam dziewczęce sprawy. Jutro jest moją impreza urodzinowa więc musiałam kupić kilka rzeczy. Nie zaprosiłam dużo osób. Tylko... Carlos, Zayn, Logan, Trevor, Susan, Nicola no i oczywiście Max. Wiem mam mało przyjaciół. Hasztag smuteczek. Jest dosyć późno więc taksówką wróciłam do domu. Bez pukania weszłam i krzyknęłam "Jestem!". Tata siedział na kanapie i czytał gazetę. Gdy mnie zobaczył szybko wstał i zagrodził mi drogę do góry do pokoju. Ja jednak nie zwracałam na niego uwagi i szybko go ominęłam. Rzuciłam swoje zakupy i usłyszałam krzyki za ścianą. Wiedziałam już co to jest. Szybko wściekła otworzyłam pokój rodziców i tam... Zły mi poleciały. Ze złości i smutku że jestem w patologicznej rodzinie. Moja mama się pieprzyła z jakimś facetem. Bez słowa wróciłam do pokoju. Nie rozpakowałam się jeszcze więc chwyciłam torbę i schowałam do niej Melchiora i inne rzeczy kosmetyczne oraz dzisiejsze zakupy. Z moich oczów zaczęły lecieć coraz więcej łez. Dlaczego ona to zrobiła?! I on o tym wiedział... Możecie mówić że nie mam do nich szacunku bo zwracam się on, ona. Ale jak mieć do kogoś szacunek jak robi takie rzeczy?! Do pokoju wszedł on:

   - Mary nie mamy pieniędzy i...

   - I co?! Ona może puszczać się za kasę?! Nie! - wzięłam walizkę i torbę

   - Mary...!

Już nie słyszałam do wybiegłam z domu. Dlaczego?! Dlaczego mi się to wszystko dzieje?! Bez namysłu zapłakana zadzwoniłam do mojego chłopaka my przyjechał po mnie. Po 5 minutach już był. Gdy go zobaczyłam rzuciłam mu się w ramiona i powiedziałam:

   - Zabierz mnie stąd, proszę!

Chłopak szybko wpakował moje walizki i pojechaliśmy do niego do domu. W jego mieszkaniu opowiedziałam co się stało i odwołałam imprezę. Nie mam ochoty na świętowanie... Nie teraz!






Fangs and TearsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz