Sez. 2 Rozdział 48

89 13 1
                                    

Stałam zaskoczona patrząc się dookoła. Ku mojemu zdziwieniu, gdy długo stałam w bezruchu - rośliny robiły to samo, jakby nie wyczuwały wtedy mojej obecności. No, ale co się dziwić? Rośliny przecież nie mają oczu! Ale to nic jednak nie zmieniało. Nie dałabym rady się przedrzeć --bez dotknięcia rośliny- poza okręg. Tak więc zaczęłam gorączkowo myśleć, jak wyjść z tej sytuacji w miarę cało. Próbowałam po cichu przywołać ogień, ale nic się nie działo - moja moc odmawiała posłuszeństwa! Czy mogło mnie coś gorszego spotkać? W końcu coś mi przyszło do głowy. Jedyny pomysł, ale raczej nie był zbyt mądry. Zobaczyłam metr przede mną spory kamień. Gdybym go zabrała i rzuciła poza okręg - rośliny zwróciły by się w tamtą stronę, a ja pod ich nieuwagę mogłabym szybko się przedrzeć. Myślałam jeszcze, ale nic mądrzejszego nie wpadło mi do głowy. Po cichu zrobiłam maleńki krok. Gdy nic nie usłyszałam - zrobiłam kolejny mały krok, aż znalazłam się przy moim celu. Uklęknęłam i przeklęłam moje kości, które postanowiły mi strzelić. Echo rozniosło się po całym lesie. W tym samym czasie każda z roślin ożywiła się i zaczęły spoglądać dookoła (jeśli można to tak nazwać). Nie miałam chwili do stracenia - podniosłam w prędkości światła kamień i rzuciłam poza okręg moich krwiożerczych napastników. Gdy wszystkie ,,odwróciły" się w stronę mojego pocisku byłam przygotowana na bieg. 1, 2, 3 - już chciałam polecieć do przodu, aż usłyszałam za sobą jak coś z ciężarem upada na ziemię. 

The ElementsWhere stories live. Discover now