Rozdział I

8.3K 321 227
                                    

Rey momentalnie otworzyła oczy. Zacisnęła mocno wargi, próbując uporządkować własne myśli. W jej życiu stało się zdecydowanie za wiele. Jak dotąd wiodła samotne życie, pracując ciężko, aby zarobić na maleńki kawałek chleba, jednak teraz... Już sama nie wiedziała, co tak właściwie się stało.

Ze złością spojrzała na rękojeść miecza, która leżała na drugim końcu pokoju. Gwałtownie wyciągnęła dłoń i zmrużyła oczy. Denerwowała się z każdą kolejną chwilą, kiedy przedmiot ani drgnął. Warknęła pod nosem, ponieważ nadal nic się nie działo. Chwyciła swoją torbę i rzuciła nią w stronę upartej rękojeści. Czy to, co wydarzyło się na Bazie Starkiller, było jedynie głupim snem?

Może tak naprawdę nie posiadała Mocy? Czymkolwiek ona była... Rey potrząsnęła głową. Była bajką dla dzieci - oto cała prawda. Jedi nie ma. Nawet jeżeli kiedyś istnieli, najwidoczniej wyginęli. Han Solo kłamał.

Brunetka wzdrygnęła się. Han był jedyną osobą, która okazała dla niej skruchę. Zaproponował jej pracę na pokładzie Sokoła Millenium. Dlaczego więc odmówiła?

Ach, tak. Rodzice. Rey zamknęła oczy, próbując przywołać obraz swoich bliskich. Mimo starań nie udawało jej się to. Widziała jedynie odlatujący statek i Plutt'a, który trzyma ją za rękę. Jednak na to nałożył się kolejny obraz.

Kylo Ren. Dziewczyna gwałtownie wstała z podłogi i chwyciła rękojeść miecza, która niegdyś należała do samego Skywalkera. Zawiesiła torbę na ramieniu i z drżącymi dłońmi zabrała swój kij bojowy. Skoro sama Organa chce, aby poleciała po mistrza Jedi, to to zrobi. Nie boi się. Na pewno okaże się, iż ktoś taki nie istnieje. Nie chciała kogoś takiego.

A raczej już go nie potrzebowała. Kylo Ren prawdopodobnie zginął, a Skywalkera chciała wykorzystać do wyeliminowania go. Cieszyła się, że pokonała tę bestię. Już się go nie bała. To on był największym tchórzem. Zabił własnego ojca. Szczyt tchórzostwa. Prychnęła i dopiero teraz spostrzegła, że prawie biegła. Nawet nie pamiętała, kiedy wyszła na korytarz.

Skierowała się do punktu medycznego. Przed wyjazdem chciała zobaczyć Finn'a. Choć z początku okłamał ją, że jest z Ruchu Oporu, to jednak go polubiła. Był dobrym przyjacielem. W końcu stanął w jej obronie i walczył z Renem. Racja, może przegrał, jednak to nie zmienia faktu, że chciał ją ratować. I to dla niej się liczyło.

Kiedy ujrzała przyjaciela, nogi się pod nią ugięły. Przez tę bestię musi leżeć w śpiączce. Nie wiadomo, kiedy się obudzi... O ile to nastąpi. Pochyliła się nad nim, przyglądając się jego zamkniętym powiekom. Uśmiechnęła się lekko pod nosem, wspominając jego śmiech. Pocałowała go lekko w czoło i westchnęła ciężko.

- Do zobaczenia, przyjacielu. - Wyszeptała cicho, prostując się. Kiedy stanęła w progu, spojrzała na niego ostatni raz. Zacisnęła wargi i wyszła z sali. Nie chciała już go widzieć, ponieważ przypominał jej jedynie o Kylo Renie. A o nim nie chciała już myśleć.

Wybrała się w stronę hangaru, gdzie już z daleka widziała zmartwioną generał Organę. Chodziła nerwowo w kółko, rozkazując przypadkowym ludziom. Brunetka wstrzymała powietrze, a w duchu modliła się, aby generał nie zwróciła na nią uwagi. Jednak ta, jak na złość, zauważyła ją i uśmiechnęła się. Rey niepewnie odwzajemniła gest. Wiedziała, iż kobieta jest po stracie męża, więc postanowiła ją jakoś wesprzeć. Jednak nie za bardzo jej to wychodziło. Sama chciała odzyskać rodziców i sama musiała sobie z tym wszystkim radzić. Nikt jej nigdy nie pomógł.

Kiedy Rey podeszła bliżej, ujrzała Cheewbaccę, który szykował statek do lotu. Organa zakryła usta dłonią, a w jej oczach zabłysnęła łza. Przytuliła młodą zbieraczkę złomu. Była jej prawie jak córka. Straciła brata, syna, męża... Niech przynajmniej ona będzie jej pocieszeniem. Kiedy w końcu puściła dziewczynę, spojrzała jej głęboko w oczy. Miała nadzieję, że kiedy jej brat wróci, ta nie poleci z powrotem na Jakku. Słyszała już od Hana, że bardzo uparła się na tę planetę. 

Cichy krzyk - Reylo ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz