Powiernik Ziemi *bonus*

8.2K 449 104
                                    

- Zdarzyła się... awaria piekarnika - oznajmił Benito zduszonym głosem, machając przed twarzą dłonią. - Ogień już zgasiłem...

- Miotłą? - Leo otworzył oczy z niedowierzaniem, patrząc na nadpalone końce narzędzia.

Wuj wzruszył ramionami.

- Była pod ręką, ale jak widzisz... - przerwał i odwrócił głowę, tłumiąc ramieniem kaszel. - ...dym został. Mógłbyś otworzyć okno? Tylko uważaj, po drodze gdzieś leży krzesło...

Nie zdążył nawet dokończyć, bo oba skrzydła okna otwarły się na oścież, z klekotem zatrzymując na ścianie. Świeży powiew obojgu dodał ulgi, a powietrze w kuchni z wolna zaczęło się przerzedzać. Benito westchnął, opuszczając trzymaną miotłę.

- Ciągle zapominam, że ty też to umiesz. Chyba naprawdę zaniedbałem swoje praktyki, normalnie powinienem to wyczuwać podświadomie...

Odstawił przedmiot do rogu pomieszczenia, podczas gdy Leo jeszcze raz machnął ręką i po smogu nie został nawet ślad, co niekoniecznie było takie znowu dobre, bo chłopak wyraźnie zobaczył stan piekarnika, który już nawet piekarnika nie przypominał. W środku był cały czarny, a nieco jaśniejsze, podchodzące w brąz macki wychodziły z niego i naznaczyły jasne szafki po bokach. Drzwiczki ledwo trzymały się na zwęglonych zawiasach, a na nich stała równie czarna jak tło tacka, w której miałoby pewnie znajdować się ciasto.

- Awaria - mruknął brunet, nabierając powietrza. Podszedł do przewróconego krzesła z zamiarem jego postawienia. - Raczej wybuch. Ja się tylko pytam... Jak?

Benito odsunął się od zniszczonego sprzętu na bezpieczną odległość, drapiąc po karku.

- Może trochę przesadziłem z cynamonem.

Powietrze przerwał śmiech nastolatka. Jego wuj był dość specyficzną, ale i niesamowicie sympatyczną osobą, która niewiele rzeczy brała na poważnie. Leo często zastanawiał się czy to dobrze, czy wręcz przeciwnie, ale nigdy nie potrafił znaleźć, choćby sam przed sobą, w miarę wiarygodnej odpowiedzi.

- Tak to się kończy, kiedy nowicjusz ma się szefa kuchni - stwierdził z rozbawieniem i pomógł wujowi chociaż częściowo posprzątać kuchnię. 

- Miałem dobre chęci - bąknął Benito. - Masz dzisiaj urodziny, a w piekarni niczego nie mogę załatwić odkąd dostałem tam zakaz wstępu.

- Po tym co dzisiaj zobaczyłem jakoś się na ten zakaz nie dziwię - rzucił chłopak, próbując zetrzeć resztki smogu z szafek.

Mógł to załatwić zaledwie paroma gestami i odrobiną koncentracji, ale Benito uparł się, aby zajęli się sprawą jak zwyczajni Nirejczycy.

Kiedy szafki z podłogą były czyste, a wszystkie rzeczy, które dało się wyrzucić - wyrzucone i został tylko wbudowany w szafkę piekarnik, wspólnie stwierdzili, że tego dnia mieli już dość wrażeń, aby jeszcze nim się zająć.

W końcu oboje znaleźli się w salonie, przed włączonym telewizorem.

- A nie mógłbyś go jakoś naprawić? - Pytanie było skierowane do Leo, który wymownie spojrzał na swojego rozmówcę.

- Ja?

- Tak, ty. Ja używam magii tylko do prostych rzeczy... Naprawa piekarnika to trochę zbyt wysoka ranga.

Leo przeniósł wzrok z ekranu na mężczyznę, ale nie powiedział tego, co miał na myśli, bo zabrzmiałoby to zbyt podejrzliwie. Ale jak inaczej miał patrzeć na osobę, która z góry zakładała jaką ma moc?
Właściwie pierwszy raz z wujem widział się niecały miesiąc temu, tydzień po wypadku rodziców. Był jego jedyną rodziną i sam zgłosił się jako ewentualny opiekun, więc bezkonkurencyjnie nim został. Ojciec Leo nie utrzymywał ze swoim wujem żadnych kontaktów, twierdząc, że nie chce go znać. Jego syn jednak nigdy nie dowiedział się o co chodziło, a w zaistniałych okolicznościach kłótnie rodzinne nie wydawały mu się specjalnie ważne, choć w innej sytuacji chętnie by je wykorzystał, aby zostać w królestwie.

Niech nikt nie wie ✔Where stories live. Discover now