Powierniczka ognia *bonus*

8.9K 468 83
                                    

16. październik - piątek

Ostatni raz przejechała usta wiśniowym błyszczykiem i rozsmarowała go, na moment zaciskając wargi

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ostatni raz przejechała usta wiśniowym błyszczykiem i rozsmarowała go, na moment zaciskając wargi. Stanęła pośrodku pokoju. Duże lustro w drewnianej oprawie, stojące w rogu pomieszczenia, jak zwykle pokazało, że wygląda idealnie. Złoty naszyjnik przedstawiający motyla - prezent od przyjaciółki - wyglądał jakby razem z równie złotą bransoletką - kolejny prezent - i paskiem tworzył zestaw.

Delikatny makijaż tylko podkreślał jej naturalne piękno, a perfekcyjne, ciemnobrązowe włosy spływały niczym wodospad z nagich ramion na odkryte plecy. Czerwona sukienka leżała tak, jak na rysunku. Co prawda od jej projektu minęły zaledwie trzy dni, ale Vanessa z dumą mogła powiedzieć, że jest to jej najlepsze dzieło. W końcu miała ją założyć dzisiaj - w swoje urodziny.
Talia była idealnie podkreślona, ozdobne ramiączka spływały do połowy ramion, a rozkloszowany dół sięgał przed kolana. Oczywiście wersja dla wszystkich, którzy pytali, brzmiała tak, że dostała sukienkę od matki, podczas jednej z jej delegacji. Dla potwierdzenia nawet naszyła metkę z Zary, wyprutą z bluzki, którą znalazła w odzieży używanej. Nie lubiła się chwalić swoimi umiejętnościami krawieckimi, bo w rzeczywistości nikt nie chciałby się chwalić tym, iż nie ma innego sposobu na chodzenie w ładnych ubraniach. 

Mimo to, wszystko pasowało nie pozostawiając powodów podejrzeń. Nawet czarne szpilki i torebka, którą przerzuciła przez ramię, mijając framugę.

Niemal zbiegła po drewnianych schodach na sam dół. Pierwsze co rzuciło jej się w oczy, to kuchnia znajdująca się na wprost, za posrebrzanym łukiem. Dostrzegła swoją mamę, siedzącą przy wyspie kuchennej. Opierała głowę na jednej ręce, która zaś oparta była o zawalony papierami blat. Znowu  wzięła dodatkową zmianę.

Szatynka weszła do pomieszczenia, zwracając na siebie uwagę Lei. Zatrzymała się koło niej. Zanim zdążyła się przywitać, jej wzrok spoczął na papierach. Wciągnęła powietrze, czując ukłucie w żołądku.

- Rachunki? - zapytała, ale bardziej jakby to było stwierdzenie.

Kobieta westchnęła, ale na jej twarzy zaistniał słaby uśmiech, który tylko podkreśli ślady zmęczenia.

- Nie powinnaś się tym przejmować.

- Mamo... - Vanessa zajęła miejsce naprzeciw niej, odkładając torebkę na stół. Wzięła do ręki jeden z druków. Przez chwilę nic nie mówiła. - Tu pisze, że mogą nam odebrać dom. Jak mam się tym nie przejmować? - Podniosła zbolały wzrok na kobietę. - Sprzedałaś całą swoją biżuterię! Nawet pamiątkę po tacie...

Zacisnęła na moment oczy. Żadna z nich nie lubiła o nim wspominać tylko z jednego powodu: nie miały pojęcia gdzie jest i w ogóle jeszcze żyje. Leah spotykała się z nim dość krótko, a kiedy się rozeszli, nie podejrzewała nawet, że zaszła w ciążę. W gruncie rzeczy nawet później nie była pewna kto dokładnie jest ojcem Vanessy, ale z tamtych czasów został jej jedynie srebrny łańcuszek, który później poszedł na spłatę debetu. Ten jednak wciąż wzrastał, a to był jeden z najmniejszych długów.

Niech nikt nie wie ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz