Prima Aprilis :')

10.5K 811 136
                                    

- Muszę iść. - Powiedział chłopak przepraszającym tonem. - Napra... - Nagle słowa stały się niewyraźne, a dziewczyna odniosła wrażenie, że dobiegają z oddali.
Nawet wiatr przestał muskać ją po twarzy, a cały obraz stał się niewyraźny. Wyciągnęła rękę do przodu i zachłysnęła się powietrze, widząc zamiast nich jasne smugi.
Po chwili zorientowała się, że Neil również zniknął wśród smug światła, które pojaśniały jeszcze bardziej aby całkowicie ją oślepić.

Usłyszała stłumione głosy i powoli uniosła powieki. Leżała. Zobaczyła białe meble i...znajome twarze... Na twarzy jej matki malowało się niedowierzanie wymieszane z ogromną ulgą. Po jej policzkach spływały łzy.
  - O mój Boże! - Wyszlochała, zakrywając usta dłonią podczas gdy Jared pospiesznie wyszedł z pomieszczenia. Kobieta przytuliła ją ciągle płacząc. - Jessi.
Zdezorientowana nie potrafiła się poruszyć. Scarlett odsunęła się i uważnie spojrzała na córkę.
  - Wiesz kim jestem? - Zapytała a Jessice wydało się to śmieszne, ale też przerażająco. Przecież jej matka nie żyła! Co było grane? Zanim zdążyła odpowiedzieć, kątem oka dostrzegła, że jest podłączona do respiratora i kroplówki.
   Gdy wyszła z szoku, pokiwała głową. Jej mama widocznie odetchnęła z ulgą. W tym samym momencie do pokoju wszedł jej ojciec wraz z mężczyzną w fartuchu i przypiętą do niego plakietką, po której można było wywnioskować, że jest lekarzem.
   - Widzi pan? Obudziła się! - Rozpromieniony Jared patrzył z radością na blondynkę, która w dalszym ciągu nie miała pojęcia co się dzieje.
   - O-obudziła? - Zapytała dziewczyna, z ogromnym trudem wymawiając każdą głoskę. Czuła w ustach taką suchość jakby nie piła od miesięcy. - Spałam?
   Mężczyzna w fartuchu usiadł na krześle przy jej łóżku i ujął jej dłoń.
   - Miałaś wypadek Jessico. Zapadłaś w śpiączkę. - Powiedział kojącym głosem. - Jechałaś razem z rodzicami. Pamiętasz coś z tego dnia?
   Z bólem uświadomiła sobie, że tak... Deszcz. Las. Stroma droga. Krzyki rodziców. Przerwana barierka, chroniąca pobocze. I dachowanie samochodu, w którym siedzieli całą trójką.
   Wyrwała dłoń i wolno pokiwała głową, czując, że zbiera jej się na płacz. To nie mogła być prawda...
   - To dobrze. Znaczy, że uraz nie jest głęboki i chyba nie wystąpiły żadne większe powikłania. - Oznajmił mężczyzna, kierując te słowa do rodziców nastolatki.
   - Ale co w Wolf? Z Londynem? - Zapytała, załamującym się głosem.
   Na twarzy Scarlett odmalowała się troska.
   - Wolf, skarbie? O czym ty mówisz?
   - O Hotelu Wolf w Londynie. Prowadzonym przez mojego wujka...
   - Jessi... - Tym razem odezwał się Jared, powoli dobierając słowa. - Ty nie masz żadnego wujka. Tylko ciocię, pamiętasz? Zoe-mamę Mistic. I nie mamy rodziny w Anglii.
   To w nią uderzyło z podwójną siłą.
   - Nie. Nie, nie, nie, nie... - Uśmiechnęła się pod nosem jakby to był jakiś marny żart, ale po momencie jej oczy stały się wilgotne. - A co z Neil'em? I Shadows? I z naszyjnikiem?
    Scarlett zwróciła głowę w kierunku swojego męża.
   - Kochanie, nie mam pojęcia o czym ona mówi. - Powiedziała zmartwionym tonem.
   - Jak to o czym?! - Wykrzyknęła Jessica, chociaż wcale nie zabrzmiało to jak krzyk. - Mówię o naszyjniku mamy, tym z niebieskim kamieniem i bohaterach Londynu...!
   - Ale ja nigdy nie nosiłam żadnego wisiorka. - Odparła kobieta i zwróciła się do lekarza. - Czy na pewno wszystko z nią w porządku? Chyba majaczy...
   Dziewczyna nie słuchała. Po jej policzkach rzęsiście  zaczęły spływać łzy. Była w śpiączce, a jej rodzice tak naprawdę wciąż żyli. Powinna się cieszyć, ale nie mogła. 
   Poczuła, że się dusi, a maszyna, do której była podłączona, zaczęła piszczeć. Do pomieszczenia wbiegły jeszcze dwie osoby, a jej rodzice zmuszeni zostali do wyjścia. Wszyscy do siebie coś krzyczeli, ale dla niej to nie było ważne.
   Umierała. Wiedziała o tym, ale to już nie miało znaczenia.
   Jej życie skończyło wraz z wyśnionym światem.


************

Zdążyłam z rozdziałem wcześniej, ale trochę krócej ... No cóż, jeśli chodzi o to opowiadanie to chyba tyle :) Dziękuję, że byliście ;*


[edit] Tak, no wiem, jestem beznadziejnym i okropnym przypadkiem, ale no... samo życie xD Przepraszam, że Was tak nastraszyłam, ale nie mogła tego dnia tak olać. Chciałam napisać coś innego, a potem stwierdziłam, że nie zdążę, więc wyszło to...
Tego opowiadania nigdy bym tak nie zostawiła, a w życiu. Więc... ( Do niedzieli myszki :') )

Niech nikt nie wie ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz