10. "Tęskniłaś?"

16.7K 1.3K 110
                                    

Sara oparła ręce na kolanach i wpatrywała się w nich wyczekująco. Wszyscy w szóstkę siedzieli teraz na starym peronie. Ostatnio coraz częściej tam przebywali, bo uznali, że pokój hotelowy nie jest zbyt dobrym miejscem na omawianie strategii, a niebawem i tak mieli przenieść się do własnego mieszkania. Problem w tym, że na razie nawet nie mieli czasu aby jakiegoś poszukać.

- I jak? - zapytała dziewczyna, nie doczekując się odpowiedzi. Odkąd przyjechała, czyli od kilku godzin, ciągle mówiła, że ma coś ważnego do obgadania i nalegała, aby jak najszybciej się spotkali.

Bracia wymienili spojrzenia.

- Czy to aby na pewno konieczne? - Denny jeszcze raz przyjrzał się kawałkom materiałów, leżących na stole. Przyjaciółka wydała się oburzona.

- No jasne, że tak! - obruszyła się. - Już wam mówiłam dlaczego! Mark... - Zerknęła na niego, oczekując wsparcia z jego strony, ale ten tylko pokręcił głową i wzruszył ramionami.

- Wybacz ruda, ale ja też nie widzę w tym sensu.

Wbrew oczekiwaniom, dziewczyna nie wkurzyła się, tylko westchnęła zrezygnowana.

- Załamujecie mnie - stwierdziła. - Kolorowe opaski na oczy. Jak w tym nie można widzieć sensu! - Zack otwarł usta aby coś powiedzieć, ale od razu został uciszony gestem. - Są po to aby was odróżnić - wyjaśniła, przeciągając sylaby, tak jakby rozmawiała z małymi dziećmi. - Dla prasy... i w gruncie rzeczy dla wszystkich ludzi jesteście jedną osobą. A patrząc na to co się tu ostatnio dzieje, nie byłoby dobrze gdybyście wszyscy byli winni za ewentualny błąd jednego.

Teraz to miało sens. Faktycznie byli nie do rozróżnienia. Działali zazwyczaj nocą i mało komu udawało się robić im zdjęcia. Już i tak byli podejrzanymi w wielu sprawach i mimo, iż nikt im tego nie musiał mówić, doskonale wiedzieli, że wystarczy jeden głupi błąd, aby wydano nakaz aresztowania. Nie oznaczało to wcale, że dadzą się aresztować, ale mimo wszystko woleliby tego uniknąć.

Przed nimi leżały cztery opaski: niebieska, czerwona, pomarańczowa oraz fioletowa.

- Czemu akurat takie kolory? - spytał się Neil, intensywnie lustrując materiał.

- Nie wiem... Gdy robiłam porządki w szafie znalazłam kilka starych ubrań. Wtedy wpadłam ten pomysł. Akurat były na zbyciu.

- Niech ci będzie. - Uśmiechnął się krzywo chłopak.

- Serio? - Ucieszyła się Sara.

- No właśnie... - odparł chłodno Zack. - Serio?

- Tak, ale tylko na próbę. Zobaczymy czy zdają egzamin...

Ruda zerwała się na równe nogi i zapiszczała szczęśliwa.

- Na pewno zdają!

*******

Budzik w telefonie wyrwał Jessicę z całkiem przyjemnego snu. Klapnęła go jedną ręką i obróciła się na drugi bok. Chciała ponownie znaleźć się w wyśnionej krainie, którą już zaczynała zapominać, ale budzik ponownie zaczął dzwonić.

- No już... - powiedziała ochryple i tym razem na dobre wyłączyła znienawidzone urządzenie. Rozciągnęła się, wciąż siedząc na łóżku. - Jak ja kocham poniedziałki - zironizowała. Po chwili poczuła przeszywając chłód i objęła się rękoma. - Zwłaszcza gdy jest tak zimno.

Zaczęła rozglądać się po pokoju usiłując znaleźć źródło przeciągu, nic jej jednak nie podpadło. Okna były pozamykane, klimatyzacja wyłączona... Po chwili jej wzrok zatrzymał się na drzwiach z pokoju – były otwarte, a na pewno je zamykała. Zawsze to robiła. Ale otwarte drzwi jeszcze nie wyjaśniały przeciągu. Już trochę bardziej rozbudzona wyszła z pokoju do kuchni, ale zaraz zatrzymała się w progu. Jedyne znajdujące się okno w kuchni było otwarte. Nie na oścież, ale wystarczyło aby chłód wdarł się do mieszkania chłód, albo ktoś kto te okno otwarł. Szybko je zamknęła i zaczęła szukać w pomieszczeniu śladów, które świadczyłyby, że ktoś u niej był, bo do tego, że był nie miała już wątpliwości. Gdyby zostawiła otwarte okno wieczorem, całe mieszkanie zdążyłoby się wychłodzić, tymczasem nadal było w miarę ciepło.

W jednej chwili żołądek ścisnął jej się z nerwów... Jeśli okno nadal było otwarte, a w kuchni nie znalazła żadnych śladów włamania, również na oknie, znaczyłoby to, że włamywacz miał już pewne doświadczenie, bo okno otwarł bezszelestnie i bez śladów, więc nie zostawiłby go otwartego... Czyli mógł jeszcze być w mieszkaniu.

Jessica cicho wyciągnęła nóż z szuflady. W walce wręcz może i dałaby radę, ale wolała nie sprawdzać czy potencjalny złodziej nie jest przypadkiem wyszkolonym mordercą. Obeszła całe mieszkanie, ale nikogo w nim nie było. W ręku nadal trzymała nóż.

- Chyba mam paranoję... - Westchnęła, przyglądając się swojej pseudo broni. Przeczesała włosy ręką i odłożyła narzędzie na swoje miejsce. Dopiero wtedy przypomniała sobie, że szkoła jest zamknięta, a ona nie nastawiała budzika. Szybko wbiegła do pokoju i  natychmiast chwyciła telefon. To w nim zawsze włączała alarm. Zaczęła przeglądać wszystkie SMS-y, a gdy włączyła notatki znalazła wiadomość, której się spodziewała. Wstrzymała oddech niepewna czy na pewno chce ją przeczytać, ale teraz i tak było za późno aby się wycofać.

Witaj Jessi. Tęskniłaś?

Te kilka słów sprawiło, że przeszedł ją zimny dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Nie wiedziała od kogo była ta wiadomość, ale wskazywała na to, że od kogoś kogo zna lub kiedyś znała. A osoba ta wiedziała gdzie mieszka i włamała się do jej pokoju. Już nie mogła nigdzie czuć się bezpiecznie.

*******

- Nie odbiera? - Zapytał Mark, widząc coraz bardziej zaniepokojoną minę Sary. Podjechał na łyżwach
do barierki przy trybunach, gdzie siedziała.

- Nie - przyznała. - Ciągle pisze, że zajęte... Myślisz, że...

- Znowu ją porwali?

Przytaknęła.

 - Nie wiem, ale jeśli tak by faktycznie było to telefon byłby wyłączony a nie zajęty, racja?

- Niby tak, ale jeśli oni chcą, żebyśmy tak myśleli? - Zaczęła nerwowo bawić się szalikiem. - Przepraszam. Zaczynam myśleć jak jakiś paranoik.

- Nie przepraszaj. Wszyscy zaczynamy mieć paranoję. Ta bezradność nie daje nam za bardzo wyboru.

- Poszłabym do niej, ale mój tata zaraz po mnie przyjedzie. - Zerknęła na zamknięte drzwi z lodowiska. - Zgodził się abym przyjechała z powrotem do Londynu, ale teraz będzie super nadopiekuńczy...

W gruncie rzeczy bardzo cieszyła się, że mogła wrócić i nadopiekuńczość ojca nawet jej tak nie przeszkadzała. W całym kraju ogłoszono stan wyjątkowy, a przez kilka dni po tragicznych zajściach na ulicach miasta, ludzie nawet nie chcieli wychodzić z domów, nie przychodzili do pracy, a szkoły zmuszone były zawiesić działalność. Sytuacja zaczęła normować się dopiero niedawno gdy władze zapewniły wszystkich, że wszystko jest pod kontrolą. Każdy jednak i tak wiedział jak jest naprawdę. Nikt nie miał zielonego pojęcia co się właściwie stało i kto odpowiadał za morderstwa, żadnych śladów, poszlak, świadków... Tylko ciała. Granice kraju pozostawiono pod ścisłą obserwacją tak samo jak pałac Buckingham. Dbając o bezpieczeństwo, wprowadzono również godzinę policyjną i, co chyba logiczne, odwołano wszelkie możliwe imprezy.

- W końcu będzie musiał przestać. - Mark oparł się o swój kij do hokeja. - Za kilka dni, a najpóźniej w przyszłym tygodniu mają otworzyć szkoły. Jakoś sobie nie wyobrażam gdybyś była pod jego ścisłą opieką... A może wynajmie jakiś ochroniarzy? To by było ciekawe, jakby zatrudnił Shadows. - Wyszczerzył się, ale natychmiast spoważniał, widząc lodową minę dziewczyny. Odchrząknął. - No, w każdym razie, jeśli chcesz, mogę iść do Jessicy. Przy okazji wpadnę do chłopaków i zapytam czy nie mają jakiś nowych tropów.

- Naprawdę? Zrobiłbyś to? - W jej oczach błysnęła iskra nadziei i spokoju.

- Jasne. - Wzruszył ramionami i w tym samym momencie telefon Sary zawibrował. Niechętnie zerknęła na ekran.

- Świetnie - prychnęła. - Ojciec już przyjechał. Muszę iść. Nie zapomnij, żeby iść do hotelu! - rzuciła na odchodne i zniknęła za drzwiami lodowiska.

~*******~

Niech nikt nie wie ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz