36. Mogę pomóc

12.4K 1K 91
                                    

Wymienili niepewne spojrzenia i zaraz zaczęli sprawdzać telefony, mimo że doskonale wiedzieli co zobaczą na ekranie. Nic nie działało, każdy przycisk wydawał tylko głuchy odgłos.

- Jest źle. - Stwierdziła blondynka, chowając  komórkę do kieszeni spodni. - Jest bardzo źle.

Z rosnącą grozą obserwowała panikujących ludzi na ulicy pod hotelem. 

- Słońce za niedługo zajdzie. - Powiedział Neil, równocześnie przytakując jej słowom.

- Może tylko elektrownia nawaliła? - Zwróciła się do niego z nadzieją w głosie. - Do zmroku powinni wszystko naprawić...

Chłopak pokręcił smutno głową.

- Gdyby to była elektrownia, nie działałaby sama elektryczność. - Położył dłoń na szybie i popatrzył w tym samym kierunku co ona. - Ale nie działają telefony, samochody, słowem: wszystko.

- Magia?

- Nie wiem, ale to chyba najbardziej prawdopodobne.

Określenie "prawdopodobne" wydało się dziewczynie śmieszne, ale musiała przyznać mu rację. Najgorszy jednak był fakt, że jeśli to prawda, całe miasto albo nawet kraj, jest odcięty od reszty świata. Nie mają jak się z kimś skontaktować, jak gdzieś pojechać, jak wezwać pomoc. Są skazani na łaskę cieni... i zakonu.

- Muszę iść do braci. - Brunet nagle się wyprostował. - Na pewno już gdzieś tam są. Powinienem im pomóc.

- Jasne, ja też powinnam coś sprawdzić. - Zamyśliła się na chwilę. - Może będę mogła pomóc...

Chłopak zmarszczył brwi. Dziwnie czuł się z faktem, że otwarcie może jej powiedzieć o swoich "obowiązkach", a co dopiero przyjąć jej pomoc.

- Nie. - Odparł od razu. Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona. - Kategorycznie nie. Już i tak dużo ryzykujesz.

- No więęęc... Nie mam nic do stracenia, nie? - Uśmiechnęła się słodko. - Zresztą sprawa rozchodzi się głównie o mnie... a ja naprawdę mogę się przydać.

Zaczęła iść w kierunku schodów. Neil stał chwilę i patrzył w jej kierunku.

- Powinnaś zostać w Wolf. Potem przyjedziemy po ciebie jeśli będzie trzeba.

- Yhm. Ale jakbyś tak spotkał Sarę to przekaż jej, że ma czekać przy wejściu do City! - Rzuciła przez ramię i wbiegła na górę.

Neil przeczesał włosy ręką w geście rozdrażnienia, ale nie mógł powstrzymać uśmiechu.

- Ale ona jest uparta... - Mruknął pod nosem i poszedł w swoim kierunku.

*******

Jessica trochę zmęczona wbiegła do pokoju. Po kilku piętrach biegania po schodach była pewna, że schudła przynajmniej pięć kilo. Musiała się spieszyć. Wyciągnęła z szafy pudło ze swoimi rzeczami i wydobyła z niego kilka przedmiotów. Tessen, kilka shurikenów, dwa sztylety i Walthera PPQ 4,5 mm załadowanego nabojami powlekanymi srebrem. Nigdy nie sądziła, że ta mała wiatrówka kiedyś jej się przyda w innym miejscu niż na strzelnicy, ale cieszyła się, że pomyślała o srebrnych nabojach. Tak naprawdę, kupiła je aby w razie czego nie musiała martwić się o rdzę, ale teraz jej decyzja sprzed dwóch lat liczyła się na wagę złota.

Zatrzymała dłoń na kostiumie. Czarny, wzmacniany materiał z metalowymi wstawkami we wszystkich ważnych miejscach ciała miał ją bronić przed atakami. Posiadała również pas, w którym znajdowały się przegrody na noże. Odłożyła na bok również pochwę na katanę do przewieszania na plecy, ale stwierdziła, że z tym za bardzo rzucała by się w oczy. Co do stroju też miała spore wątpliwości, ale w końcu wrzuciła go do torby. Pamiętała również o czarnej opasce na oczy, trochę szerszej od tych, które mają Shadows.

Kiedy już miała wychodzić, przypomniała sobie o czymś niezwykle istotnym. Zostawiła torbę przy drzwiach pokoju i wyciągnęła z szuflady etrażerki, książkę w czerwonej oprawie. Przejechała dłonią po okładce, a gdy dotknęła kciukiem metalowego kółka pośrodku, jej palec otoczyły drobne iskierki.

*******

Ludzie, którzy jeszcze nie zdążyli wrócić do domów lub po prostu nie mogli, chodzili po ulicach zupełnie zdezorientowani. Większość z nich utknęła w powyłączanych pojazdach i aby wyjść zmuszeni byli stłuc szyby, co tylko spotęgowało panikę. Do domów mieli przeważnie po kilka kilometrów i po cichu liczyli na to, że wszystko znowu zacznie działać. 

Władze również nie miały pojęcia co się stało i kto za tym wszystkim stoi. Prości ludzie obwiniali wojsko, inni domyślali się, że dzieje się coś naprawdę złego, a jeszcze inni nawet nie chcieli wiedzieć. Wszyscy jednak obawiali się zmroku jakby wyczuwając, że coś ma się wydarzyć.

- I mamy rozdawać świeczki? - Zack patrzył z oburzeniem na trzymane przed Thomasa pudło.

- Coś musimy robić. - Odparł ze wzruszeniem ramion Denny. - Niewiele osób ma oświetlenie, które działa bez elektroniki. - Rzucił ironicznie, dając bratu do zrozumienia, że takich ludzi nie ma.

- No dobra, ale robić "coś" to ja rozumiem prać tego popaprańca, który nam wyłączył prąd, a nie robić za wolontariusza! - Stwierdził podniesionym głosem. Około czterdziestoletnia kobieta, zatrzymała się i spojrzała na niego z pogardą. Nie umknęło to jego uwadze. Westchnął i sięgnął do pudła. - Prosz. Niech pani sobie weźmie świecę. - Powiedział ze zjadliwym uśmieszkiem i praktycznie na siłę wręczył jej trzymany przedmiot.

Kobieta miała oburzoną minę, ale oddaliła się bez słowa.

- Ty się do tego nie nadajesz. - Westchnął Thom. - Nic dziwnego, że ludzie nie chcą nam ufać. Kiedy robimy coś naprawdę ważnego dla miasta to i tak o tym nikt nie wie...

- I niech tak zostanie! - Wtrącił zaraz szatyn. - Będziemy rozdawać to co nam kazali przynajmniej do czasu gdy nie pojawi się Neil. - Powiedział z naciskiem. - Jakby coś się działo, spotkajmy się przy bramie City.

- To chyba nie będziemy musieli długo czekać... - Czerwonowłosy uśmiechnął się na widok znajomej sylwetki Neil'a.

*******

Jessica zbiegła po schodach na hol główny Wolf. Wyglądało na to, że wszyscy goście zebrali się właśnie tam. Wszystkie miejsca siedzące przy recepcji były zajęte, a część ludzi stała przy oknach i wpatrywała się w horyzont jakby czekając na najgorsze. Nikomu nie uśmiechała się wizja spaceru po mieście gdy zaczęło się ściemniać.

Dziewczyna nie mogła liczyć na ciche wymknięcie, więc postanowiła jedynie wtopić się w tłum i jak gdyby nigdy nic, wyjść.

- Jessi! Jessi! - Usłyszała głos Theo kiedy tylko znalazła się bliżej recepcji i po chwili dziesięciolatek pojawił się przed nią.

- Hej... - Przywitała się z nim lekko zaskoczona. - Co tu robisz?

Wzruszył ramionami.

- Chcę być na bieżąco, bo jak na razie nic nie chcą mi powiedzieć. - Zrobił naburmuszoną minę, a Jessice zrobiło się go żal. Był dzieckiem, ale nie powinni go odtrącać od spraw, które i tak go dotyczą.

- Nie mówią, bo prawda jest taka, że nie wiedzą. - Stwierdziła ze smutnym uśmiechem i jej wzrok napotkał parę szeroko otwartych, ciemnych oczu. Nie wpatrywały się one jednak w nią, tylko za. Odwróciła się w tym samym kierunku co reszta ludzi i zobaczyła resztki zachodu słońca oraz krwawe pasy na niebie. Zmarszczyła brwi w wyrazie niepokoju i z powrotem zwróciła się do kuzyna. - Muszę iść.

- Nie możesz... - Pisnął chłopczyk wracając myślami do otaczającego go świata. - Tam jest niebezpiecznie...

- Wiem Theo. - Uśmiechnęła się do niego ciepło. - Dlatego tam idę. - Dodała. - Nie mów rodzicom, dobrze?

Zawahał się, ale po chwili przytaknął.

- Tylko wróć. - Powiedział niemal ze łzami w oczach.

- Obiecuję.

Przecisnęła się przez tłum ludzi i wypadła na ulicę, biegiem rzucając się w stronę bramy City.

**********

Niech nikt nie wie ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz