29. Dusza w kamieniu

13.6K 1.1K 161
                                    

Cały jawny smutek zniknął. Został tylko wewnętrzny żal do Donovana, którego, jak myślała, tak szybko się nie wyzbędzie.
Ale to już nie było problemem.
Kiedy się obudziła, uświadomiła sobie coś bardzo ważnego: zakochała się. Inaczej gest Neil'a tak bardzo by nią nie wstrząsnął, a jego nieobecność po przebudzeniu - nie zasmuciłaby do tego stopnia. Jego ramiona... ponownie chciała się w nich znaleźć, a na samo wspomnienie robiło jej się ciepło w środku.
Może właśnie to Donovan miał na myśli? Tylko ona musiała to sobie poukładać... i się do tego przed sama sobą przyznać.

Kiedy zmyła z policzków ślady po łzach i rozczesała włosy, które już zdążyły się poplątać, usłyszała pukanie do drzwi. Nikogo się nie spodziewała, ale w zaistniałej sytuacji przyjść do niej mógł dosłownie każdy.
Wolnym krokiem poszła do przedpokoju i pociągnęła za klamkę. Jej oczom ukazał się wysoki, dobrze zbudowny, łysy mężczyzna o zdecydowanym, bursztynowym spojrzeniu. Miał ubrany czarny płaszcz z szerokim kapturem na plecach. Jednak tym co przykuło jej uwagę była cienka blizna, przecinająca jedną z jego brwi. Gwałtownie się wyprostowała, utożsamiając go z mężczyzną z opisu Dorothy.

- Dzień...dobry... - zająknęła się, nie będąc pewna jak ma się zachować.

- Jestem Maron - przedstawił się z delikatnym uśmiechem, dzięki któremu już nie wydawał się taki straszny, wyciągając rękę w jej kierunku. - Miło mi się poznać, Jessico.

- Mnie również - odparła możliwie taktownie i uścisnęła jego dłoń, która była niemal dwa razy większa niż jej. - Jak się domyślam, przyszedł pan aby przekazać mi wiadomość?

Maron pokręcił wolno głową.

- Widzę, że zapoznałaś się z listem. Ale tym razem Eleonor poprosiła mnie abym zabrał cię do niej jeszcze dzisiaj.

Blondynka spojrzała na niego zaskoczona.

- Ale tak teraz?

Nie uśmiechała się jej wizja pojechania gdzieś z kimś, kogo wcale nie zna. Już nie wspominając o tym, że nie miała pojęcia również o swojej babci. Mężczyzna przytaknął, a ona się trochę wzdrygnęła. Coś czuła, że nie może odmówić.

- W porządku - powiedziała w końcu. Sięgnęła po kartę, będącą kluczem do drzwi frontowych i i zamknęła za sobą. Chciała wziąć telefon, ale dotarło do niej, że jeszcze nie kupiła nowego. Z żalem poszła za nieznajomym, czując się, jakby szła prosto do paszczy lwa.

Droga trwała dłużej niż mogłaby przypuszczać. Razem z Maronem jechali jedną ze słynnych, czarnych taksówek i przez całą drogę nie odezwali się słowem. Nie bała się za bardzo spotkania z członkiem jej rodziny, ale ta niepewność, którą czuła, bardzo jej ciążyła. Mimo to, nie zdobyła się na żadne pytanie. W końcu pojazd zatrzymał się przed szarym, w porównaniu z resztą tego typu budowli, mało rozbudowanym dworkiem, którego teren zielony, choć ogromny, cały był zarośnięty chaszczami. Jedynie brama wyglądała na zadbaną.

Wysiedli z samochodu. 

- Nie martw się. W rzeczywistości wszystko wygląda lepiej.

Zmarszczyła brwi na słowa Marona. Jak to w rzeczywistości? Zrozumiała to dopiero kiedy przekroczyła miedzianą bramę zakończoną nad ich głowami przeplatanym łukiem. Wszystko, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zmieniło się nie do poznania. Bez żadnego "puf" czy brokatu w powietrzu. Po prostu. Tak jak przeskok w filmie, wszystko się zmieniło. Budowla, zamiast szarej, stała się brązowa, a wielkością porównywalna do pałacu Buckingham. Wszystkie chaszcze i zarośla również zniknęły zastąpione krótką trawą, kwiatami i wymyślnie przyciętymi krzakami.

Niech nikt nie wie ✔Where stories live. Discover now