47. Umysł skażony hańbą

Começar do início
                                    

Dean klęczał tyłem do nich, nikt nie widział jego twarzy ani głowy, którą zakrywał kaptur, zlewający się z resztą szaty. Postać rzucała nikły, przez płomienie ruchomy cień na posadzkę.

Woda, drobnymi strumieniami wypływała z podłogi i zbierała się bezdźwięcznie na prostej linii. Wyglądało na to, że kosztuje to dziewczynę sporo wysiłku, bo jej ręce drżały, a twarz wykrzywiał grymas.

- Na pewno dasz radę? - zapytała zaniepokojona Jessica, chociaż nie do końca była pewna o co pyta, ale jeśli chcieli coś zdziałać, nie mieli wyjścia. Trzeba było zniszczyć barierę.

Lilla pokiwała głową.

- Muszę - stwierdziła z pewnością, którą Jessica doskonale znała u siebie. Jej dłonie, skierowane wierzchem do dołu, szybko powędrowały do góry. Woda zgodnym rytmem również wystrzeliła w górę, tworząc cienką, ale równą ścianę.

Dean poderwał się na równe nogi i odwrócił. Brietta nie czekała na jego ruch. Wyszła do przodu i oparła ciężar na ugiętych nogach. Ręce wyprostowała, wyglądając jakby odpychała mur. Woda, trzymana przez rudaskę, skrzypnęła, zamarzając. Bryłka, wyprostowane dotychczas palce, gwałtownie zgięła jak szpony.

Cały lód chrupnął, pękając i runął na ziemię z odgłosem przypominającym szum.

Nikt nie musiał nic mówić, wszyscy wiedzieli co mają robić, ale nie zdążyli wykonać kilku kroków, kiedy zobaczyli uśmiechniętą twarz mężczyzny. Zaśmiał się szyderczo.

- Czekałem na was.

Jessica skamieniała. Pierwsze co przyszło jej namyśl to Donovan. Co jeśli to całe jego gadanie było podstępem? Może Dean tak naprawdę od początku o wszystkim wiedział, a ona tylko znowu dała się podejść? Na samą myśl skręciło ją w żołądku.

Powierniczka lodu spojrzała w sufit.

- A nie mówiłam?! - Zignorowali jej komentarz. - Jasne, że mówiłam - dodała pod nosem z oburzeniem - Ale czy ktoś mnie słuchał? Nie. A czy teraz słuchają? Też nie.

- Ja cię słucham - usłyszała obok siebie rozbawiony szept Zack'a. Zmroziła go wzrokiem.

- Ciebie to mam głęboko, za przeproszeniem, w dupie - wybełkotała nieco skołowana.

- Czekałeś na nas... - podjął Neil, wychodząc krok w przód. - A właściwie w jakim celu?

Mimo spokojnej twarzy, Jessica dostrzegła, że ramiona ma spięte. W ostatniej chwili powstrzymała się, żeby nie złapać go za rękę. W niej też się gotowało.

- A jaki sens miałby triumf, jeśli nie dopełni on zemsty? - Przestąpił z nogi na nogę. - Witaj Neil, myślę, że już nie muszę udawać... Prawda Jessico? Chyba mu powiedziałaś?

- Jesteś chory! - krzyknęła od razu - Jesteś chory... - powtórzyła załamującym się głosem.

Jeden człowiek potrafi wyrządzić tyle krzywdy. To było dla niej niepojęte. Jego "zemsta" nie miała najmniejszego sensu, sam sobie zgotował taki los, a rujnował wszystko i wszystkich wokół. Miał się za boga, który bawił się ludźmi jak pionkami. Układał ich pod siebie, a jeśli stawiali opór - wyrzucał do kosza. Śmiał się w twarz im cierpieniom, które sam spowodował. Zniszczył Silverom życie, jej zresztą też. A teraz chciał pogrążyć cały Londyn albo nawet i kraj. W imię czego? Demonstracji mocy?

- Kamienne serce, umysł skażony hańbą, mylny honor uzyskany dzięki podłej dominacji. - Ponownie usłyszała ten sam, ciepły głos, co wcześniej, ale tym razem widziała osobę, która mówiła. Dziewczyna w błękitnej sukience stała kilka kroków od niej. Miała pewną minę, która świadczyła o przekonaniu do swoich słów i wsparciu wobec dziewczyny. - Nie daj się mu sprowokować. Graj.

Niech nikt nie wie ✔Onde as histórias ganham vida. Descobre agora