29. Dusza w kamieniu

Start from the beginning
                                    

Jessica obróciła się wokół własnej osi, nie wierząc własnym oczom. Maron zaśmiał się, widząc jej zdezorientowaną minę.

- To zwykła iluzja - wyjaśnił. - Oswoisz się z tym. A teraz chodź do środka, twoja babka już pewnie na ciebie czeka.

Wnętrze budynku pełne było obrazów, satynowych zasłon i dywanów. Meble oraz balustrady od schodów wykonane były przeróżnych materiałów z nietypowymi, ale pięknymi zdobieniami. Wszystko wyglądało jakby należało do innego stulecia. 
Blondynka została przyjęta przez służbę, której kompletnie się nie spodziewała. Kobieta w biało-czarnym fartuchu zaprowadziła ją do jednego z pomieszczeń na wyższym piętrze, zostawiając Marona przy drzwiach.

Po niedługim czasie, już sama, weszła do biura, w którym przeważały ciemne, drewniane kolory. W czerwonym, wysokim fotelu po drugiej stronie obszernego biurka, siedziała kobieta w długich, siwych włosach. Nie wyglądała na babcię. Najwyżej na ciotkę, którą spotyka się raz na kilka lat. Była bardzo podobna do Jessicy... Miały identyczne oczy. Czerwone usta kobiety rozciągnęły się w uśmiechu na widok wnuczki.
Wstała i od razu podeszła do dziewczyny. Ta jednak pozostała niewzruszona i wpatrywała się w nią głupio. Nie wiedziała co powiedzieć; jej serce wybijało szybki rytm w klatce piersiowej, jakby chcąc się z niej wydostać. Kobieta zamknęła ją w uścisku i nozdrza dziewczyny wypełnił zapach polnych kwiatów i mangolii.

- Tak się cieszę, że cię widzę. - Pierwszy raz usłyszała głos Eleonor. Wydał jej się on niezwykle ciepły, jak na babcię przystało. - Nawet nie masz pojęcia. - Odsunęła się kawałek i wskazała jedno z dwóch miejsc przed biurkiem. - Usiądź. Mamy sporo do obgadania. - Puściła do blondynki oczko i zajęła swoje wcześniejsze miejsce.

- Tak, na to wygląda - zgodziła się i usiadła w bordowym, nieco niższym fotelu, naprzeciw Eleonor.

- Ale ty masz uroczy głos! Zupełnie jak twoja mama. - Nale jakby posmutniała na wspomnienie o swojej córce. - Jesteś bardzo do niej podobna. - Odchrząknęła i zmieniła temat. - Sabrina zaraz powinna przynieść herbaty. Słodzisz?

Striker... czy de Larence ( jak właściwie powinna mówić? ) poczuła się zbita z tropu.

- Tak... Ale wracając do mojej mamy... - zaczęła niepewnie. - To pani córka, skoro nazwała się pani moją babcią, prawda?

- Proszę, tylko nie "pani".

W tym momencie do drzwi zapukała Sabrina, która po chwili weszła do pomieszczenia z tacą, na której znajdował się biały imbryk i pasujące do niego filiżanki ze spodkami. Eleonor wzięła od niej tacę i wróciła do biurka, które teraz miało spełnić rolę stolika. Jessica zauważyła, że nie ma na nim nic oprócz czarnej biurowej lampki, stojącej na brzegu.

- Mów mi Eleonor. - Uśmiechnęła się przysuwając wnuczce napełnioną już filiżankę. - Ale jeszcze bardziej ucieszę się z "babciu". Choć rozumiem, że na początku może ci się to wydawać dziwne. - Poniosła na nią wzrok, gdy już usiadła. - I w odpowiedzi na twoje pytanie: tak. Scarlett była moją córką.

Jessica gwałtownie wciągnęła powietrze tylko po to, aby po chwili z ulgą móc je wypuścić. Nie żeby to jakoś specjalnie pomogło. Ale przynajmniej powstrzymało przed paplaniem bez sensu.

- Dobrze. A więc... babciu, może powiesz mi jak to się stało, że wcześniej o tobie nie słyszałam...? I o całej reszcie. - Jej wzrok spadł na wisiorek. - I o co w tym właściwie chodzi...

- Po kolei, moja droga. Zacznę może od naszyjnika. - Wzięła głęboki oddech. - Posłuchaj. Kamień, który nosisz nad sercem to, jak już dobrze wiesz, labradoryt-nazywany również kamieniem aer. Czyli wiatru. Można powiedzieć, że daje on władzę nad żywiołem, ale prawda jest taka, że nad żywiołami nie można panować. Jedynie z nim współpracować. I ty to potrafisz. Tak samo jak kiedyś twoja matka i ty zostałaś powierniczką.

Niech nikt nie wie ✔Where stories live. Discover now