W średniowieczu palono na stosie za samą barwę włosów, ale gdyby widziano wtedy rudą dziewczynę w takich ubraniach, palenie na stosie pewnie wydałby się zbyt delikatną profilaktyką przeciw czarnym mocą

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

W średniowieczu palono na stosie za samą barwę włosów, ale gdyby widziano wtedy rudą dziewczynę w takich ubraniach, palenie na stosie pewnie wydałby się zbyt delikatną profilaktyką przeciw czarnym mocą.

- Nic, tylko...hm, mam ciężki dzień - westchnęła blondynka, ale jej usta rozciągnęły się w delikatnym uśmiechu.

- Oh, rozumiem... Idziemy do Wolf, do chłopaków - Rozpromieniła się Sara, zmieniając temat.

- Ruda znalazła im mieszkanie! - natychmiast wtrącił Mark, a dziewczyna zauważyła, że trzyma kartonowe pudełko po butach z dziurkami w wieczku, ale w tej chwil nie skupiła na nim zbyt dużej uwagi.

- Mieszkanie? - Zmarszczyła brwi. Wiedziała, że nie mogą na stałe mieszkać w hotelu tak jak ona, ale nigdy się tak nie zastanawiała nad tym ile tam będą i właściwie dlaczego w ogóle tam są. Nie pytała nawet o nic związanego z ich rodzicami, bo sama też unikała tego tematu jak tylko mogła. Ale żeby mieli się wyprowadzić? Poczuła delikatne ukłucie żalu. Zdążyła ich bardzo polubić.

- Tak. Znaczy, nie wiadomo czy im się spodoba, - Przewróciła teatralnie oczami, wciąż się uśmiechając.  - ale w każdym razie chcę im pokazaćm co wygrzebałam w internecie. Idziesz z nami?

- Nie, dzięki, ale lepiej żebym przez jakiś czas unikała hotelu. - Zaśmiała się cicho. - Miałam, powiedzmy, mały wypadek... Cóż, rozwaliłam okno. - Przez chwilę wahała się czy powiedzieć im prawdę. Sarze ufała, ale chyba nie na tyle. Czuła, że potrzebuje rozmowy z kimś, a tymczasem o kimkolwiek by nie pomyślała - wydawał jej się nieodpowiedni.

Sara szeroko otworzyła oczy, a Mark zagwizdał z uznaniem.

- No, blondi, szalejesz.

- Taa... W każdym razie do wieczora wolałabym tam nie wracać. -Uśmiechnęła się krzywo.

- A jak się czujesz? - zagadnęła ruda.

Źle, fatalnie, tragicznie. Tak właściwie to nawet nie odróżniam co się dzieje naprawdę a co nie. I ktoś próbuje mnie zabić. O! A mój przyjaciel wczoraj prawie mnie zgwałcił. Tak, będę miała co opowiadać swoim wnukom. No, jeśli ich dożyję.

- Dobrze - powiedziała zamiast tego. Po co wciągać ich w swoje problemy?

Pudełko, które trzymał Mark, wydało odgłos drapania. Chłopak, zauważając pytającą minę dziewczyny, wyszczerzył się.

- To gryzoń mojej siostry - wyjaśnił, otwierając wieko. Oczom Jessicy ukazała się mała, biała myszka, ciekawsko wyciągająca nosek z wąsikami ku górze. Wokół niej walały się trociny i kawałki jabłka oraz jakieś nasionka przeznaczone jej pewnie jako pożywienie. - Ma na nią alergię i chciałem ją oddać do sklepu. Mam po drodze, więc...

- Nie! - rzuciła od razu Jrssica, patrząc na ciemnoczerwone oczka stworzonka

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

- Nie! - rzuciła od razu Jrssica, patrząc na ciemnoczerwone oczka stworzonka. - Yy, to znaczy, może ja bym ją przygarnęła? Myślę, że miałaby lepsze warunki niż w sklepie. 

Uśmiechnęła się nieśmiało.

- To świetnie! Elly na pewno ulży. Strasznie płakała, gdy wyszło na to, że musi się z nią pożegnać. - Wręczył dziewczynie pudełko, zamykając je.

- Więc przekaż jej, że w każdej chwili może ją odwiedzić. - Puściła do niego żartobliwie oczko. - Ma  jakieś imię? Znaczy, mysz - nie Elly.

- Jeszcze nie. Nie było czasu, wczoraj ją kupiliśmy. - Przerwał na chwilę. - Ale ja bym ją nazwał Andrzej. - Oznajmił pełnym powagi tonem.

Sara trzepnęła go w ramię.

- Ty byś wszystko nazwał "Andrzej" - prychnęła, śmiejąc się z niego.

- Ale pasuje do niej Andrzej! 

- Właśnie. Do NIEJ! To DZIEWCZYNKA! Żaden Andrzej! Czy ty się słyszysz?! - wydarła mu się do ucha, na co szatyn skrzywił się i odsunął. Zrobił minę zbitego szczeniaczka.

- Oj, dobra, nie krzycz po mnie... 

- Mnie ona wygląda na Matyldę - wtrąciła blondynka, śmiejąc się z dwójki przyjaciół.

- Matylda! - Mark pstryknął palcami jakby nagle go olśniło. - Elly tak chciała ją nazwać! Albo może Marlena... Na pewno coś na "M"...

- Dobra, M jak Marku, chodźmy już, bo chłopacy nigdy nie zobaczą tego mieszkania. 

Zaśmiała się, wybijając go z rytmu. Pożegnali się z Jessicą i poszli w swoją stronę.

Dziewczyna jeszcze chwilę stała w miejscu z zamkniętym pudełkiem. Gdy oddalała się od hotelu, na pewno nie podejrzewała, że zaadoptuje mysz. Ale musiała przyznać, że zawsze lubiła gryzonie, może nie tak jak ptaki, ale jednak. Co prawda, były małe, nieporadne, ale to im dawało przewagę nad drapieżnikami. Jeśli trafiły w czuły punk, mogły wyrządzić poważną krzywdę przeciwnikowi swoimi małymi, na pozór niegroźnymi, ząbkami.
Potrafiły sobie świetnie poradzić w surowych warunkach, przechowywać pożywienie na czarną godzinę, w porę się schować, a co najważniejsze - przetrwać.

Zupełnie tak jak ona. Niezbyt wysoka, drobna blondynka, która na oko mogłaby być nawet zbyt słaba na tancerkę, podczas gdy tak naprawdę bezbłędnie potrafiła posługiwać się bronią i własnym ciałem.

A w niedalekiej przyszłości również magią, uśmiechnęła się na tę myśl, mimo że wydawała jej się tak samo absurdalna jak fakt, że jeszcze żyje. Zaraz przypomniała sobie o pomyśle znalezienia miejsca na trening. Przez chwilę nad tym dumała, a potem przypomniała sobie o czymś zupełnie oczywistym - fontanna. 

Wydawało jej się to idealnym pomysłem o ile będzie wystarczająco cicho, bo przez spadające liście niebawem tamto miejsce straci swoją tajemniczość i krzaki oraz drzewa nie będą tak tłumić odgłosów. O to czy ktoś ją zauważy nie martwiła się aż tak bardzo, bo chaszcze, nawet pozbawione swojej zieleni i tak zakrywały wystarczająco dużo. w przeciwnym przypadku jej tajemne miejsce już dawno zostałoby odkryte. Ludzi też nie było już tak dużo jak w lato, a zwłaszcza po drastycznych zdarzeniach. Niektórzy nadal bali się wychodzić z domów.

Ruszyła, więc w kierunku parku, biorąc Matyldę ze sobą. Na dworze było dość ciepło i myszka nie powinna zmarznąć, a w razie czego dziewczyna wygrzebała z kieszeni starą apaszkę, którą gotowa była poświecić.

W głowie ciągle pobrzmiewały jej słowa Donovana, mężczyzny z fabryki, który wiedział o niej zdecydowanie za dużo, oraz wieści pracownika Broadmoor. Była tym wszystkim trochę przytłoczona, ale miała zamiar w tej chwili to zmienić. Nawet jeśli nie dowie się niczego na temat swojej mocy, to przynajmniej spróbuje ją poznać na tyle, aby nie wysadzić więcej żadnego okna czy telefonu...

~*******~

Niech nikt nie wie ✔Where stories live. Discover now