19. 30 listopad

Zacznij od początku
                                    

 - Dziękuję - powiedziała słabo i wzięła prezent. Później trochę się schyliła i przytuliła do siebie kuzyna. - To naprawdę miłe z twojej strony, ale nie musiałeś mi nic dawać.

- To twoje urodziny! - krzyknął tonem, który mówił: Heloł! Przecież to wiesz! - I zasługujesz na coś więcej niż marny prezent.

Zabrzmiało to dosyć śmiesznie z ust kogoś młodszego i o wiele niższego od niej, ale na sercu poczuła przyjemne ciepło, które rozlało się po całym jej ciele.

- Nawet tak nie mów - przerwała mu szybko. - Mam najlepszego kuzyna na świecie, który pamięta o moich urodzinach, nawet gdy ja o nich zapomnę! - Uśmiechnęła się do niego ciepło.

- Poważne? Znaczy, naprawdę zapomniałaś, że dzisiaj jest trzydziesty listopad?

- Tak wyszło. - Machnęła ręką. - Więc tym bardziej ci dziękuję.

Następnie szybko się z nim pożegnała, bo chłopak miał jeszcze spakować kilka drobiazgów, i poszła z pakunkiem do swojego pokoju. Był on niewielkim prostokątem skrywającym coś pod szarym papierem i obwiązany sznurkiem, do którego ktoś dołączył niewielką, otwieraną karteczkę z napisem:

Wszystkiego najlepszego w dniu swoich 17. urodzin!

Mimowolnie jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. Otworzyła pakunek, a w środku znalazła pudełko zawierające dwa tomy książki Meg Cabot - Pamiętnik Księżniczki. Nie wierzyła własnym oczom. Tyle czasu minęło nim ostatnio miała te książki w rękach! Gdy była młodsza, uwielbiała tę serię. A teraz pierwsze dwie części miała tylko i wyłącznie dla siebie.

Odłożyła je na półkę i obiecała sobie, że w wolnej chwili zaraz je przeczyta. Teraz musiała posprawdzać jeszcze kilka rzeczy. Wyciągnęła laptop i rozłożyła się z nim na łóżku. Tak jak myślała, o naszyjniku nic nie znalazła, a o Shadows też nie dowiedziała się nic nowego, już nie wspominając o cieniach. Przetrząsnęła prawie cały internet w poszukiwaniu jakichkolwiek wskazówek i nic.

- Czyli trzeba będzie działać na własną rękę - stwierdziła zadowolona z takiego obrotu spraw. Wreszcie działo się coś, w czym miałaby jakiś własny wkład! - Trzeba będzie się znowu przejść do pani Helonell... - Zamyśliła się na chwilę. Nie mogła tam tak po prostu pójść. Dom starców znajdował się zbyt daleko od centrum, a tam nie była bezpieczna... ale co innego jeśli miałaby się czym obronić.

W mgnieniu oka znalazła się przy szafie i wygrzebała z niej duże, kartonowe pudło z markerowym napisem: Japonia. Położyła je przez sobą, wzięła głęboki oddech i usiadła na podłodze. Powoli je otworzyła i wyciągnęła jego zawartość na dywan. Były to prawie wszystkie rzeczy, które kupiła, dostała. bądź wygrała podczas swojego pobytu w Japonii. Część tych rzeczy należała do jej babci, ale i tak większa część spadku została w przepisany na dziewczynę domu. W pudle, poza trofeami za zawody, znajdowała się głównie broń, o którą na lotniskach wiecznie się czepiali.

W tej chwili trzymała przed sobą dwa Tesseny - broń wyglądającą jak wachlarze, ale ze śmiertelnie ostrymi krawędziami. W walce miały zmylić przeciwnika, bo wyglądały naprawdę niegroźnie, ale potrafiły bez problemu zabić, nawet z dużych odległości. Jessica doskonale pamiętała słowa babci, gdy je od niej dostała:

- To broń prawdziwej wojowniczki, Jessy, Kunoichi. Użyj ich tylko wtedy gdy będziesz tego naprawdę potrzebowała. Dopiero, gdy będziesz gotowa.

- Skąd będę wiedziała? - zapytała z wątpliwościami dziewczyna. Słowa babci wydawały jej się mocno przesadzone. To nie film akcji, pomyślała wtedy, wątpiąc, że kiedykolwiek w ogóle dane jej będzie ich użyć.

- Wyczujesz to sama. Zawsze to potrafiłaś. A ja czuję, że kiedyś bardzo ci się przydadzą.

Kunoichi to nazwa "kobiety ninja", którą babcia Jessicy wprost uwielbiała, ale nigdy nie nazwała tak swojej wnuczki. Mówiła, że kiedyś się nią bez wątpienia stanie, ale wszystko w swoim czasie, bo sama technika nie jest tak ważna jak stan ducha. Jednak o owym stanie ducha nie mówiła kompletnie nic.

Blondynka rozłożyła jeden wachlarz, a metalowa wstawka na jego brzegu, zabłyszczała niebezpiecznie, podkreślając tym samym czarno-szare wzory na nim. Nie była jeszcze gotowa i wiedziała o tym. Z takim samym, lekko żałującym wzrokiem spojrzała na czarny kostium i maskę tego samego koloru. 

- Jeszcze nie teraz - szepnęła do siebie i włożyła całą broń oraz strój do pudła. Pominęła tylko srebrny sztylet z rękojeścią okutą w skórę i opaskę na udo z pochwą dla sztyletu. Miała na sobie spódniczkę do połowy ud, więc bez problemu ukryła pod nią broń. 

- Tak na wszelki wypadek... - usprawiedliwiła samą siebie i wstała. Było już południe i miała zaraz wychodzić, ale gdy tylko wszystko schowała, ponownie rozległo się dzwonienie do drzwi. Tym razem okazał się to Donovan.

- Cześć - przywitał się z tym swoim czarującym uśmieszkiem i od razu wyciągnął w jej kierunku małe, kwadratowe pudełko. - Najlepszego solenizantko! 

- Ojej... - Jessica zaniemówiła przyjmując podarunek. - Dziękuję...

Przytuliła się do niego, zarzucając mu ręce na szyję. Nie myślała, że on również będzie pamiętać.

- Nie ma sprawy - zaśmiał się serdecznie. - No dalej, otwórz.

Striker posłusznie otworzyła pudełeczko i ujrzała srebrny wisiorek z zawieszką w kształcie serca.

Westchnęła już z trochę mniejszym entuzjazmem, bo nie chciała zrobić chłopakowi przykrości, a w zaistniałej sytuacji nie bardzo miała wyjście.

- Śliczny. Naprawdę, ale ja... Już mam wisiorek... Dlatego wymyślę coś innego... Może przypnę do bransoletki...- powiedziała niepewnie, zerkając na naszyjnik swojej mamy.

- Przecież możesz swój ściągnąć - odparł Don, dziwnie intensywnie patrząc na labradoryt.

- Wybacz, ale to niestety nie wchodzi w grę - powiedziała z lekką podejrzliwością. Donovanowi trochę popsuł się humor.

- Oh, daj spokój! - rzucił nieco gniewnie. - To tylko jakieś świecidełko! Nie musisz go cały czas nosić!

- Ale noszę. - Przyglądała mu się uważnie i bardzo uważała na słowa. - Naprawdę dziękuję za prezent, ale niestety nie będę go używać zgodnie z przeznaczeniem. Wykorzystam go nieco inaczej, ale nie ściągnę swojego wisiorka. Przepraszam, ale nie ma takiej możliwości.

W oczach bruneta błysnęło coś, przez co przeszedł ją zimny dreszcz, ale nie dała po sobie nic poznać.

- Jesteś śmieszna! Myślałem, że nasza przyjaźń dla ciebie coś znaczy! To jakaś cholerna ozdóbka! Po co ci to w ogóle?!

Jeszcze nie widziała, żeby jej domniemany "przyjaciel" tak się zdenerwował, a już zwłaszcza na nią. Nie był to zwykły gniew tylko jakby w pewnym stopniu zdesperowanie. Desperacja przed czymś, co było planowane od dłuższego czasu, ale nie poszło zgodnie z planem.

- Wiesz, masz rację. - Jessica uśmiechnęła się do niego pewnie. - To tylko jakieś cholerne świecidełko. - Zamknęła pudełko z prezentem. - Nie wiem po co mi one. - Przycisnęła je do klaty chłopaka i zamknęła za sobą drzwi z pokoju, stając trochę bliżej zdziwionego Dona. - A teraz wybacz. Mam coś do załatwienia. - Szepnęła do niego, obróciła się na pięcie i poszła w swoja stronę.

~*******~

Niech nikt nie wie ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz