7. Pierwsze starcie 1/2

Depuis le début
                                    

Neil gwałtownie skręcił w lewo.

- Możecie nie wierzyć jak doszło do porwania, ale tak czy inaczej, Jessica została porwana.

- A o miejscu jej pobytu powiedziała staruszka, która widzi demony?

- Tak! Tylko z tą różnicą, że my też jednego widzieliśmy. - Spojrzał szatynowi prosto w oczy. - Wiem, że łatwiej szukać logicznych wyjaśnień, ale czasem się nie da. - Przeniósł wzrok na Zack'a. - Tak jak choćby w naszym przypadku. - Oboje spuścili głowy. - Jesteśmy.

Mowa była o starej fabryce na obrzeżach miasta, która podupadła na tyle dawno, że nikt już nie był pewien co właściwie w niej produkowano. To była stara siedziba Północnej Mafii. Teraz powinna stać pusta, a jednak tak nie było. Furgonetkę zatrzymali kawałek przed budynkiem, aby nie wzbudzić podejrzeń. Mimo, iż znajdowało się tam mało domów to mimo wszystko były tam drogi, tylko dość... Odludnione. Pod fabryką stało kilka aut.

- "Tam gdzie stary wróg już nie zajrzy" - Neil zacytował słowa Heronell. - To by się zgadzało.

- Jasne - fuknął czerwonowłosy. - Pewności nie mamy, że to tam ją trzymają. Już nie mówiąc o tych cieniach.

Thomas spojrzał na niego spod byka.

- Ale z ciebie drętwus. Zero wyobraźni. - Pokręcił głową. - Dla niektórych to już zwyczajnie nie ma nadziei.

Ignorując jego słowa, Neil zwrócił się do Dennego.

-Myślisz, że tym razem zadziałają? - Wskazał na jedną z sakiewek znajdujących się na jego pasie. W środku znajdowało się kilka kulek, które miły działać jak bomba dymna z tą różnicą, że zawierały trujący gaz. Nie były jednak przetestowane.

- Muszą - odparł z determinacją.

- Myślisz, że obserwują teren? - Zack mocniej zawiązywał swoje buty. Nie uśmiechał mu się obraz akcji ratunkowej bez przygotowania.

- Raczej wątpię. Kimkolwiek są, to przejęli to miejsce dzisiaj. Nie zdążyliby się na tyle zorganizować.

- Więc musimy to wykorzystać. Neil?

- Wchodzimy tamtym oknem. - Pokazał ścianę, która przez pewną odległość składała się praktycznie z samych kwadratowych okien. Jedno z nich było otwarte. - Wcześniej wrzucimy tak kilka bomb Dennego. - Mrugnął do brata. - A reszta tak jak zwykle. Ja pójdę szukać Jessicy. Wy spróbujcie odwrócić ich uwagę... Kimkolwiek są. W razie komplikacji kontaktujemy się ze sobą. - Zerknął na zegarek, w którym znajdował się komunikator. - Ktoś powiedział Sarze gdzie nas w razie czego szukać?

*******

Czuła się zdecydowanie lepiej. Niespecjalnie się najadła, ale ważne, że mogła teraz bez problemu stać. Woda miała dziwny posmak, którego nie dało się nazwać. Domyślała się, że było to jakieś lekarstwo, ale równie dobrze mogło być też trucizną. Upiła, więc tylko łyk. Nie ufała tamtemu facetowi za grosz. Z resztą jak mogłoby być inaczej? Przecież ją porwał! I przetrzymywał ją wbrew woli, ale sposób w jaki została porwana był absurdalny. Obok niej stały trzy osoby, a jej się film urwał i obudziła się w innym miejscu. Nie miała pojęcia co się działo z nią przez tamten czas, ale była pewna, że została pozostawiona sama sobie. Neil i Tom wiedzieli, że jej nie ma, ale nic im to nie dawało. Poklepała rękoma po kieszeni w jeansach. Zgubiła telefon.

- Świetnie - westchnęła. Już nie mogło być gorzej. Była w rozsypce. Mogła liczyć tylko na siebie i musiała się jakoś wydostać! W celi nie było żadnych okien i jedyną przeszkodą były żelazne drzwi. Przyjrzała im się uważnie. Zwykły zamek. Duży otwór na klucz: łatwy do obejścia. Właściwie byle jakim kluczem mogłaby je otworzyć, ale nie miała przy sobie żadnego klucza

Niech nikt nie wie ✔Où les histoires vivent. Découvrez maintenant