seventy-one (71)

121 9 0
                                    

Patrzę z uśmiechem na oddalającą  się parę, która  idąc trzyma się  za ręce. Im zawsze towarzyszy jakiś dotyk kiedy są blisko, Katt jak i Reggie należą do tych, którzy nie cenią sobie przestrzeni osobistej. Ciężko wzdycham sprawdzając zegarek w telefonie i przy okazji patrzę czy nie mam wiadomości od Harrego na temat możliwego spóźnienia. Idę na w stronę parkingu gdzie musi wjechać ponieważ inaczej się tutaj nie dostanie, coraz mniej samochód stoi na kostce.

— Rue! — wzdycham ciężko na głos Cartera, nie zatrzymuje się idąc przed siebie. — Wiem, że mnie słyszy! Rue! — jest coraz bliżej, wywracam oczami i sama nie wiem czy czuję strach czy bardziej złość.

— Nie dotykaj mnie. — wyrywam ramię kiedy czuję na nim jego lekki jeszcze ścisk, zmusza mnie to do spojrzenia na niego. Cofam się o krok w tył bo jest zdecydowanie zbyt blisko mnie.

— Chciałem cię przeprosić za to całe gówno. — drapie się po głowie, nie odpowiadam mu i nie ukrywam zaskoczonej. — Nie powinienem był cię tak potraktować co nie zmienia faktu, że w tej kwestii oboje jesteśmy sobie warci. — parska pod nosem patrząc na moją reakcję, oczekuje ode mnie rozbawienia?

— Nie Monty, ja żałowałam tego co zrobiłam, doskonale to widziałeś wtedy u Stylesów, było mi wstyd za siebie, widziałeś to na własne oczy. — wytykam go palcem, on zagryza wargi rozglądając się dookoła jakby chciał uciec od mojego osądu. — Nie usprawiedliwia to tego co zrobiłam, ale szczerze żałowałam, że tak wyszło. A ty? Ty plułeś mi w twarz tym całym gównem, deptałeś mnie i miałeś z tego satysfakcję. Żałuję, że nie miałam wtedy w sobie więcej sił, żeby stanąć z tobą do walki, dałam po sobie jeździć takiemu bezwartościowemu dupkowi jak ty! — podnoszę głos, emocje zwyciężającą i zaczynają nade mną panować.

— Rozumiałem kurwa, zrozumiałem. Uwierz mi moja matka truje mi o tym prawie każdego jebanego dnia, mam już tego dość. Jeszcze ty musisz robić to samo, nie możesz po prostu powiedzieć, że jest już okej? Albo że masz mnie w dupie i cześć? Musisz prawić jebane morały jak Mad?! Kurwa. — widzę jak jego ciało się spina, kiedy słyszę odgłos nadjeżdżającego samochodu modlę się żeby był to Harry.

— To byłoby zbyt łatwe. — uśmiecham się cynicznie, widzę czarny pojazd i doskonale go rozpoznaje. — Odjedź Monty, a jeśli tak bardzo zależy ci na przebaczeniu to wystarczy, że będziesz trzymać się z daleka. — słyszę trzask drzwiami dlatego patrzę na Harrego, spotykam jego czarne oczy i już wiem, że to co widzi mu się nie podoba.

— Wszystkie jesteście pojebane. — komentuje na odchodne, obserwuje z napięciem jak przechodzą obok siebie mierząc się spojrzeniami pełnymi nienawiści.

— Czego on kurwa chciał? — uśmiecham się na jego widok, podoba mi się w czarnej bluzie i jasnych prostych spodniach.  — Wszystko dobrze? — ogląda mnie, widzę troskę w jego oczach, która działa na mnie ogrzewając serce. Całuję go, mocno i przeciągle z uśmiechem na ustach. Harry ujmuje moją twarz, jego ciepłe dłonie dają mi ciarki, które docierają aż do kręgosłupa. — Też chętnie bym cię teraz przeleciał, ale muszę widzieć czego chciał Carter, po co z nim rozmawiałaś? Dotknął cię? — zadaje pytanie za pytaniem kiedy odsuwa moje usta od swoich malinowych.

— Chciał mnie przeprosić, ale nie wyszło tak jak chciał. Nieważne Harry, nie chcę o nim rozmawiać. Jak minął ci dzień? — zagaduje chcąc szybko zmienić temat, tak naprawdę nie mogę doczekać się co dla mnie przygotował.

— Różnie, wolę słyszeć jak było u ciebie, wsiadaj. — dziękuję mu kiedy otwiera dla mnie drzwi, później je zamyka i zajmuje miejsce kierowcy.

Opowiadam mu o całym dniu na uczelni, staram się nie pominąć żadnego szczegółu i zaproponowałam kiedyś wspólne spotkanie na mieście z jego siostrą i jej facetem. Mina Harrego była wymowna, ale nie powiedział - nie, więc może uda mi się go jeszcze przekonać. Inaczej wybiorę się z nimi sama. Przez chwilę mam też okazję pierwszy raz słyszeć jak rozmawia po francusku, wsłuchuję się w jego akcent, głos i podziwiam jak sprawnie operuje  językiem.

— Pięknie mówisz po francusku, rób to przy mnie częściej. — mówię szczerze zaraz po tym jak kończy połączenie, zyskuje sobie jego szeroki uśmiech.

— Tout pour toi.* — odpowiada patrząc na drogę, zastanawiam się co to może znaczyć, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Ten język jest mi zupełnie obcy.

— A odpowiedziałeś mi tak właściwie co? — zerkam na niego mrużąc oczy bo zapewne jest to zboczona riposta. Taki właśnie jest Harry.

— Żaden problem. — samochód zatrzymuje się pod kamienicą, oboje wysiadamy i schodami wchodzimy na górę. — Mógłbym chodzić godzinami po schodach, gdybym miał taki widok jak teraz, uwielbiam twój tyłek i wydaje się być większy, tylko i cały mój. — marszczę brwi zastanawiając się czy faktycznie przytyłam, nie czuję zmian w spodniach. Cóż może są nieco ciaśniejsze, ale nie do tego stopnia żebym się nie mieściła.

— Serio myślisz, że przybrałam? — pytam krzywiąc się po twarzy, idziemy obok siebie i po chwili docieramy pod czarne drzwi mieszkania.

— Jeśli odpowiem, że wyglądasz zdrowiej i cieszy mnie więcej do macania to taka odpowiedź wystarczy? — wzdycham ciężko wywracając oczami, ale uśmiecham się. Może ma rację? Wcześniej matka kontrolowała co jem jeśli tylko mogła, a od jakiegoś czasu jem po prostu tyle na ile mam ochotę.

— Hm, zobaczę na jak długo. — mężczyzna przepuszcza mnie w drzwiach, skłamałabym mówiąc, że takie małe gesty nie sprawiają, że jest mi miło. Bo jest, tym bardziej, że nie spodziewałam się po nim takich gestów raczej gdzieś myślałam, że sama będę musiała mu to nakreślać.

— Załóż coś wygodnego i ciepłego, dzisiaj zjemy gdzieś indziej. — prostuję się zaraz po tym jak włożyłam buty do szafki.

— Harry mieliśmy gotować sami, zrobię coś na szybko. Nie musimy jeść na mieście. — patrzę na niego, nie rozumiem dlaczego się śmieje więc marszczę mocno brwi . — Co? — dopytuje.

— Randka nie musi być wieczorem, chyba, prawda? Czy musi? — teraz to ja się śmieje, to urocze, że nie ma pojęcia o takich rzeczach.

— Nie musi, więc w takim razie idę założyć coś ciepłego i wygodnego. — uśmiech nie może zejść mi z twarzy, jestem podekscytowana bo czegokolwiek mam się spodziewać i cokolwiek to będzie, będzie dla mnie od niego.

Zostawiam torebkę w korytarzu nie zawracając sobie nią głowy, w sypialni staję naprzeciw szafy i zastanawiam się co powinnam założyć. Ciepło i wygodnie? Na ile ciepło, a nie ile wygodnie?

— Będziemy tam tylko my, poza tym, założ coś łatwego co szybko będę mógł z ciebie zdjąć jak tu wrócimy.— moja ekscytacja rośnie jeszcze bardziej słysząc te słowa, obserwuje jak Harry obok mnie wyjmuje komplet dresowy z czarnego misia. Czyli ciepło.

Sama sięgam po różowe ocieplane spodnie dresowe, w których nie chodzę zbyt często bo ich kolor jest zbyt rażący jednak jeśli mamy być sami, są idealne. Pozbywam się biustonosza, nim Harry zdąży położyć na mnie ręce wdziewam na siebie koszulkę.

— I tak później je zmacam. — pomaga mi założyć rudą bluzę, a kiedy moja buzia wydostaje się zza materiału Harry skalda szybkiego buziaka na moich ustach. — Gotowa? — pyta, kiwam głową zagryzając ust żeby powstrzymać ogromny uśmiech na twarzy. — Chodźmy. — puszcza mnie przodem, zaskakuje mnie fakt, że nie zabiera ze sobą kluczyków od auta, które swobodnie leżą na wyspie kuchennej.  Zakładamy buty, kątem oka obserwuje jak Harry sięga do szafy po dwie czapki i dodatkowo puchaty koc. Rozchylam lekko usta nie rozumiejąc dlaczego je zabiera z nami.

— Idziemy na jakiś spacer? — jestem skołowana, chciałam mieć niespodziankę, ale teraz chcę wiedzieć gdzie idę.

— Idziemy na dach. — rozchylam usta jeszcze szerzej, później formują się w uśmiech który chyba go uspokaja. Miał niepewne oczy kiedy mi odpowiedział, w końcu to jego kolejny pierwszy raz.

Nasz kolejny pierwszy raz.







* Tout pour toi - dla ciebie wszystko 

UNDER THE INFLUENCE {HARRY STYLES FANFICTION}Where stories live. Discover now