twenty-seven (27)

200 13 3
                                    

Siedzę zanurzona w ciepłej wodzie, w wannie Harrego, w jego pieprzonym mieszkaniu. Człowieka, który prosto w twarz nazwał mnie dziwką i którego nienawidzę od tego czasu, a może nienawidziłam go już wcześniej. Między nienawiścią, a czymś tam jest cienka granica i chyba ja właśnie jedną nogą stoję tu, a drugą tam.

To co stało się w domu nad jeziorem podniszczyło mnie mocniej, niż słowa Harrego. Dotknęło mnie to, że człowiek, który był mi tak wiele czasu bliski, z którym spędziła dużo miłych chwil i w jakiś sposób trochę mu się oddałam, potrafił potraktować mnie przed ludźmi w tak okropny sposób. Zdeptał moje morale, zdeptał pewne moje wartości i to wszystko zostało nagrane, będzie mnie prześladować do końca pieprzonego życia.

Obejmuję rękami nogi, mocniej dociskam kolana do klatki piersiowej, a prawy policzek na nich opieram. Czuję jak ostatnia samotna łza jaką dziś mogę wykrzesać spływa po mojej twarzy, obrazy w mojej głowie to pieprzone slajdy twarzy Montiego, cholera, dlaczego dopiero teraz widzę go od takiej strony?

Słyszę jak drewniane drzwi przejeżdżają po szynach, a muzyka z drugiego pomieszczenia cicho odbija się w moich uszach. Widzę go jak powoli idzie w moim kierunku, nie spoglądam na niego bo wpatruję się w jeden punkt na ziemi. To, że tutaj z nim jestem nie oznacza, że cokolwiek mu wybaczyłam, po prostu to jedyne miejsce do którego mogłam pójść nie zostając oceniana i tutaj mogę uniknąć pytań, na które nie chcę odpowiadać. Tu czuję się dziwnie bezpiecznie.

Brzmię jak hipokrytka i może nawet nią jestem.

– Jak się czujesz? – jego głos jest mocno zachrypnięty, bardziej niż zwykle i może nawet zbiera go na przeziębienie.

– Dobrze. – mówię, rozprostowuję nogi tworząc przy tym mocniejszy ruch wodą, a plecy opieram o wannę. Mokre włosy przylegają mi do ciała, a połowa z nich unosi się na wodzie tuż obok mojej twarzy. Kolejną hipokryzją jest to, że będąc przed nim naga czuję się tak swobodnie.

– A teraz chcę usłyszeć prawdę.– mówi podchodząc do brzegu wanny, siada na niej i po chwili dotyka dłonią mojego podbródka, pozbywam się jej trącając ją swoją.

- Nie bawię się w takie ckliwe gówna. – dodaję kąśliwie mocno cytując jego słowa, które wypowiedział do mnie tamtego dnia.

Podnoszę wzrok i patrzę w jego bezemocjonalne oczy, mam też ochotę skomentować to, że nosi w mieszkaniu czapkę, ale jednak gryzę się w język. Czekam na mocny atak, na coś co zdepta mnie dzisiaj mocniej niż czyny Montiego.

– Naprawdę mi przykro, że tego doświadczyłaś, nie powinnaś była...jesteś zbyt dobra i zbyt wyrozumiała dla wszystkich, nawet dla mnie. – mówi jednak jego twarz nadal jest zimna, te wszystkie emocje, które widziałam jak przez mgłę kiedy wyjmował mnie z jeziora lub jak zanosił do samochodu teraz wydają się być jak przywidzenia.

– Cokolwiek Harry. – wzruszam ramionami i wywracam oczami w tym samym czasie, nie mam ochoty mu pokazywać tego co czuję.

Widział, doskonale wszystko to widział i tam nad jeziorem i w samochodzie, ale i tak zagrał jak kazał mu tłum. Kolejną hipokryzją jest to, że obwiniam jego zachowanie, a ja sama zagrałam tak jak chciano, tak jak chciał Carter.

Pogubiłam się w swoim życiu. To wszystko tak naprawdę zaczęło się od momentu kiedy przestałam żyć według zasad Rebekah bardziej niż zwykle, naginałam zasady bardziej niż zwykle, zaczęłam robić rzeczy, których nigdy wcześniej bym nie zrobiła, gdyby nie fakt, że zaczęłam się wobec niej buntować może dzisiaj nie musiałbym tu być. Ten bunt zaczął i podjudzał facet, który teraz siedzi na ramieniu wanny. Najłatwiej byłoby zwalić całą winę na niego i mogłabym to zrobić, żyć z tym i nagle wrócić do Rue sprzed spotkania Harrego, ale życie w takim kłamstwie byłoby dobrym życiem?

UNDER THE INFLUENCE {HARRY STYLES FANFICTION}Where stories live. Discover now