six (6)

340 17 2
                                    

Budzę się kilka minut przed budzikiem, nie czuję się najlepiej i potrzebuję dnia wolnego od wszystkich, ale Rebekah mi na to nie pozwoli bo jeśli mam wyjść na ludzi mam być pilną uczennicą. Dlatego zwlekam się z łóżka i idę prosto do łazienki, z dołu słyszę muzykę i tłuczenie garnkami, zastanawiam się czy ta kobieta nie potrafi spać dłużej, co jest z nią nie tak? Ma zdalną pracę, może ją wykonać w kilka godzin i są one niezależne, a pomimo tego ona i tak wstaje przed szóstą.

Myję dokładnie swoją twarz, następnie zęby i od razu wykonuję codzienny makijaż, a czarne kreski na powiece jak zawsze wychodzą idealne. Kiedy chwytam włosy żeby spiąć je w kucyk dostrzegam dwa fioletowe sińce na szyi i to jest sekunda jak dostaję palpitacji serce, gorączkowo biorę w dłoń podkład oraz gąbeczkę. Zajmuje mi dużo czasu żeby dobrze to zakryć, ale mimo wszystko pozostawiam włosy rozpuszczone, sięgam po prostownicę, rozprowadzam ochronny spray po włosach i przez kolejne kilkanaście minut niszczę sobie włosy. Nie lubię prostować włosów, są później nienaturalnie twarde, ale gdyby mama zobaczyła, że gdzieniegdzie są falowane, a w innym miejscu proste i tak kazałabym wrócić i coś z tym zrobić.

Maluję usta szminką, potem wracam do swojego pokoju, wyjmuje z szafki bieliznę i zakładam ją na ciało. Spoglądam na pogodę za oknem, mam ochotę się uśmiechnąć kiedy widzę promienie słoneczne, wracam wzrokiem do środka mebla i sięgam po biały top, a na niego zakładam błękitny pleciony sweter, sięgam mi zaraz nad pośladki. Zakładam jasne dżinsy z szerokimi nogawkami i dużymi dziurami na kolanach, biorę w dłoń torebkę i schodzę na dół, czuję zapach gofrów dlatego wiem, że mama ma dobry dzień.

– Jak się masz Rachel? – siadam na wysokim krześle barowym, a ona w tym czasie nakłada jedzenie na talerz. – Późno wczoraj wróciłaś i nie wyglądasz najlepiej... – wywracam oczami bo oczywiście musiała dodać coś od siebie, to nie mógł być miły poranek bez żadnej uwagi na mój temat.

– Ty za to promieniejesz. – biorę widelec w dłoń, kładę na gofra trzy truskawki i kilka plastrów banana, kiedy na nią spoglądam jak zwykle wygląda nienagannie.

Włosy spięte w wysokiego koka, delikatny makijaż i podkreślone oczy, idealnie opięta czarna spódnica i kremowy sweterek zapięty na malutkie guziczki. Zastanawiam się czy czasami nie odczuwa zmęczenia tym perfekcyjnym światem, ja coraz częściej mam go dosyć i chciałabym po prostu od tego odpocząć.

– Tak się składa, że jestem umówiona na randkę. – unoszę brwi zaskoczona, wkładam kawałek gofra do ust i delektuję się smakiem. – Wieczorem możesz zaprosić do nas Montiego, dawno go tutaj nie widziałam, cóż będziecie mieć dom tylko dla siebie na kilka godzin. – chce sprawdzić czy w moim związku wszystko dobrze się układa, ale nie może zapytać wprost, musi robić te swoje pieprzone psychologiczne podejścia.

– Może tak zrobię. – komentuje krótko i kątem oka widzę jak podejrzliwie na mnie spogląda, ale nie pozwalam jej dojść do słowa bo nie mam ochoty na spowiedź. – Więc z kim się spotykasz i od jak dawna? – nie ukrywam zaciekawienia, patrzę na nią zajadając się truskawką, a ona opiera się pośladkami o kuchenne meble i lekko się do mnie uśmiecha.

– Rufus jest miłym mężczyzną, najlepszy prawnik w naszym stanie, sprawdziłam to... – wywracam oczami na jej słowa, oczywiście, że musiała wybrać kogoś kto jest dobrze ustawiony i jego imię zaczyna się na taką samą literę co moje i jej, przypadek?

– Cieszę się twoim szczęściem mamo...– zjadam ostatni kawałek gofra wstając z krzesła, zakładam torebkę na ramię i czuję jej wzrok na sobie. – Mam nadzieję, że wieczór z Rufusem będzie udany. – dodaje, a ona unosi w górę swoją idealnie wypielęgnowaną brew i lekko się uśmiecha, to jej niewerbalne dziękuje.

Zakładam buty, chowam klucz od domu do torebki i wychodzę na zewnątrz, a ciepłe powietrze otula moją twarz. Moje zaskoczenie sięga nieba kiedy dostrzegam samochód Harrego, który stoi zaraz przy moim ogrodzeniu, przystaję w półkroku, a serce łomocze w mojej klatce piersiowej. Przednia szyba od pasażera lekko się uchyla i oddycham z ulgą kiedy widzę Katt, która żwawo do mnie macha dlatego ruszam w tamtą stronę.

– Wyglądasz tak dobrze, że gdybym wolała dziewczyny to chętnie bym cię przeleciała. – wsiadam do samochodu i od razu słyszę skacowany jęk przyjaciółki, chce się zaśmiać i robię to jednak wychodzi mi to trochę sztucznie kiedy widzę kto kieruje pojazdem. – Jak ty to robisz Rue? – wywracam oczami na jej słowa zapinając pas bezpieczeństwa kiedy samochód rusza z miejsca.

– Mam ten sam przepis co za każdym razem, czyli mało alkoholu i oprawca zwany Rebekah. – parskam śmiechem, a ona jęczy o tym jak bardzo boli ją głowa, jak bardzo źle się czuje i jak bardzo chce wrócić do łóżka.

Kątem oka obserwuje jej brata, ma ściągnięte brwi i widzę, że jest albo zamyślony albo jest w nienajlepszym humorze. Nie zwraca na mnie uwagi co sprawia, że mogę spokojnie oddychać i bezstresowo dotrzeć na uczelnie. Droga mija nam na ciągłym narzekaniu Katt, zapachu dobrych perfum jej brata i moich myśli o tym jak wielką grzesznicą jestem i jak będę musiała pokutować za to co zrobiłam zeszłej nocy.

Sama nie wiem czy żałuje, mam wyrzuty sumienia, ale czy żałuje tego, że brat mojej przyjaciółki dał mi orgazm i pełny worek emocji jakich nigdy nie miałam i w końcu je poczułam? Przez całą pieprzoną noc miałam przed oczami obraz tego co się działo, tego jak żarliwe to było pomimo braku uczucia i to będzie złe i besztam się za to w myślach batem, ale chciałabym to przeżyć jeszcze raz.

Wychodzę z samochodu ostrożnie zamykając drzwi w przeciwieństwie do blondynki, staram się ukryć śmiech kiedy widzę jak Harry uchyla szybę i klnie na nią, ona ma to gdzieś i wystawia mu środkowy palec. Słońce jest przyjemne, a moje włosy rozwiewa lekki wiatr jednak od razu nerwowo je poprawiam chcąc ukryć ślad wczorajszej zdrady na mojej szyi. Nie odwracam się, pozostaję obojętna i pomimo tego jak dobrze mi było wiem, że to nie może się więcej powtórzyć. Przekraczając próg szkoły witam się z każdym kto mnie zaczepi, przybieram na twarz łagodny uśmiech i chociaż na chwilę przestaje myśleć o dłoniach brata mojej przyjaciółki na ciele.

– Jak go widzę mam ochotę się zrzygać. – wywracam oczami na jej słowa bo doskonale wiem kogo ma na myśli, na horyzoncie widzę mojego chłopaka, który wygląda tak samo źle jak Katt dlatego poniekąd mnie to cieszy bo nie będzie jej dogryzać.

– Dlaczego wczoraj nie wróciłaś? – całuje mnie w usta, kładzie dłonie na biodrach i przyciska do swojego chciała, a ja pozostaję niewzruszona.

– Katt zbyty dużo wypiła więc musiałam się nią zaopiekować. – wzruszam ramionami lekko się do niego uśmiechając, jego oczy w kolorze koniaku wyglądają na zmęczone, a blada twarz pokazuje jak świetnie się bawił. – Tobą nie muszę bo dobrze sobie radzisz beze mnie. – gładzę go po policzku, pochylam się i delikatnie całuje czym wywołuje szepty ludzi na korytarzu, a kątem oka dostrzegam minę mojej przyjaciółki, ma lekko przymrużone oczy i zniesmaczony wygląd twarzy. – Może spotkamy się dzisiaj u mnie? – pomijam fakt, że Rebekah nie będzie w domu bo to bardzo mało istotne.

– Po treningu umówiłem się z chłopakami, wybacz skarbie. – odsuwa się ode mnie, obejmuje w pasie, a ja wzdycham bo właśnie zdaje sobie sprawę, że mam dom tylko dla siebie. Odpowiadam, że rozumiem i żeby się nie przejmował, a w głowie już gospodaruje sobie czas tylko dla siebie.

Lubię spędzać czas samotnie, mam czas żeby się zrelaksować w dużej wannie, posłuchać nastrojowej muzyki, podejść trochę więcej i nie dostać przy tym uwagi od mojej matki. Mogę się garbić i nie wyglądać perfekcyjnie jak zawsze, czuję się wtedy po prostu normalnie.

UNDER THE INFLUENCE {HARRY STYLES FANFICTION}Where stories live. Discover now