fifty-three (53)

134 12 2
                                    

Wysiadając z samochodu w końcu mogę odetchnąć pełną piersią, duszenie się z Montym i jego dziewczyną, moją matka i Madelaine było namacalne dla wszystkich, prócz chłopaka siedzącego na przeciwko mnie, który usilnie chciał mi pokazać jak jest mu dobrze z Billie. Pocałunki, przytulenia i rozmowy o tym jak dobrze im się układa, nie były czymś co wywoływało u mnie smutek. Jestem tak doszczętnie uszkodzona, poraniona przez Montiego i dodatkowo rozczarowana zachowaniem matki, że stoję pomiędzy natłokiem uczuć, a jego brakiem. To brzmi nieodrzecznie, ale tak właśnie jest, toczę walkę z tym co będzie dla mnie łatwiejsze. Przeżywanie emocji czy ich odrzucenie i zamknięcie się.

– Muszę skorzystać z łazienki, znajdę was. – mówię z lekkim uśmiechem do mojej matki, która na moją korzyść prowadzi rozmowę ze Stefanie oraz matką Cartera.

Oddalam się jak najszybciej od towarzystwa, oddalam się na tyle szybko i zgrabnie, że Rebekah nie ma szans tego skomentować. Mijam Montiego wraz z Billie, toczę z nim przez chwilę walkę na spojrzenia jednak to ja pierwsza opuszczam wzrok co daje mu zapewne małą satysfakcję, natomiast ja czuję odniesioną porażkę.

Zagryzam wargi najmocniej jak potrafię, chcę choć przez chwilę czuć inny ból niż ten, który mam w sobie odkąd prawda o związku moim i Montiego do mnie dotarła. Spojrzenie utkwione mam w biały kamień, którym wyłożone są uliczki w naszym małym parku, nie potrafię nawet docenić pięknych klimatycznych dekoracji dobranych do dzisiejszej okazji. Mam ochotę zanurzyć się w wodzie, oczyścić, słyszeć szum wody w uszach, szum, który zakłóci moje myśli i mnie od nich uwolni. Ochłodzi moje ciało.

– Rue? Rue to ty? – słysząc nawoływanie z kobiecych ust mój mózg zanim spoglądam na kobietę, rozpoznaje ten głos. Podnoszę głowę lekko się przy tym prostując i widzę stojącą kilka kroków ode mnie Olivię Linn trzymającą na rękach małe dziecko. – Oczywiście, że to ty, wyglądasz pięknie! – jej zachwycający i miły głos wprowadza mnie z zakłopotanie, nie czuję się komfortowo kiedy tak anielsko na mnie spogląda.

– Hej, przepraszam nie zauważyłam cię, jestem dzisiaj myślami w innym świecie. – próbuję zażartować z krzywym uśmiechem na ustach, choć mam wrażenie, że dziewczyna czyta moją twarz, ponieważ jej rysy twarzy zmieniają się na przepełnione troską kiedy patrzymy sobie w oczy. – Ty wyglądasz równie pięknie, a jeszcze piękniejsza jest ta mała panienka. – kiedy wspominam o dziecku, które trzyma na rękach jej twarz przepełnia się natychmiastową radością i miłością.

– Ta mała panienka to Mia, moja córeczka. – mówi po czym całuje dziewczynkę w czubek głowy, ona wtula się w nią patrząc na mnie z uśmiechem tak szerokim, że mogę dostrzec urocze małe ząbki. – Muszę odciągnąć ją od waty cukrowej, bo jeśli zje jeszcze więcej cukru przez całą noc nie zmruży oka. – śmieje się, uśmiecham się przyglądając się małej Mii, która ma jasne zielone duże oczka i loczki, których jej zazdroszczę. Wygląda jak aniołek i to zabawne, ale jest podobna do Harrego, ale to tylko dlatego, że szmaragdowe oczy i skręcone włosy kojarzą mi się teraz tylko z nim.

– Jest urocza. – mówię szczerze patrząc w oczy Olivii Linn, jest młodą matką i przechodzi mnie myśl czy dziewczynka była planowanym dzieckiem choć szybko odganiam te myśli bo to niestosowane. Powinnam zająć się swoim nieuporządkowanym życiem.

– Wszystko u ciebie w porządku? – pyta spoglądając na mnie, kiwam głowa ponieważ nie jestem w stanie odpowiedzieć. – Harry przyszedł z tobą? Och, nieważne, właśnie tutaj idzie. – parska pod nosem patrząc za mnie więc robię dokładnie to samo, kiedy spotykam jego oczy, jego są wpatrzone w Olivię Linn i sama do końca nie wiem dlaczego, ale poczułam się źle. Dzisiaj w ogóle czuję się źle. Nie wiem co powinnam zrobić, zostać tutaj z nimi czy pożegnać się zanim Harry tutaj podjedzie? – Harry, miło cię widzieć. – zostałam, ucieczka byłaby dziecinnym zachowaniem.

UNDER THE INFLUENCE {HARRY STYLES FANFICTION}Where stories live. Discover now