twenty-nine (29)

184 11 0
                                    

– Już nigdy więcej nie pójdę na żadną głupią domówkę do trzecioklasistów. – mówię do Katt oglądając jedwabną tkaninę, którą trzymam w dłoni. – Ani na żadną inną. – dodaje wzdychając ciężko pod nosem.

– Przestań tak mówić. – słyszę jej stłumiony głos poprzez ciężką zasłonę w przymierzalni. – Wolisz niedzielne herbatki w gronie matki i jej koleżanek? – pyta wyłaniając tylko głowę zza czarnej kurtyny.

– Rebekah nie zabiera mnie na niedzielne herbatki odkąd zerwałam z jej wymarzonym zięciem. – wywracam oczami, przyjaciółka znika na chwilę tylko po to żeby pokazać mi się w czarnej sukni.

Powoli zbliża się bal trzecioklasistów, na który została zaproszona przez Reggiego - cóż nie do końca. To zaproszenie ona uważa za oczywiste, ale ten kolejny tchórz nadal nie zakończył relacji z tamtą dziewczyną i oficjalnie przed jego rodziną nadal są razem podczas, gdy nieoficjalnie jest z moją przyjaciółką. Toksyczność jaka jest tutaj, jest porównywalna do mnie, Harrego i Montiego.

– Jeśli chcesz wyglądać jak Morticia Addams to strzał w dziesiątkę. – parskam śmiechem, a ona patrzy na mnie z niesmakiem wypisanym na twarzy i po chwili zasuwa kurtynę. – Kiedy on zakończy ten cyrk z Lisą? – pytam, ale odpowiedzią jaką dostaję jest głucha cisza.

Wiem, że nie chce o tym rozmawiać i widzę to jak oboje żyją w swojej bańce mydlanej, ale ona kiedyś pęknie. I bardzo chcę ją uchronić przed tym bólem bo mam bardzo złe przeczucia wobec Reggiego, muszę się dowiedzieć dlaczego on tak pogrywa i czy uczucia do Katt są prawdziwe. Zabawne jest to, że chcę pomóc jej, a sama gubię się w swoim życiu.

– Doceniam wszystko co dla mnie robisz Rue, ale wierzę mu, naprawdę mu ufam. – mówi wychodząc z przymierzalni, stoi naprzeciwko mnie z delikatnym uśmiechem. – Troszczy się o mnie, dba i nie raz potrafi mi udowodnić to, że naprawdę coś do mnie czuje. Daję mu czas na to kiedy skonfrontuje się ze swoją rodziną, tam musi być coś poważnego skoro tak długo to ciągnie. – mówi, a jej oczy błyszczą kiedy o nim mówi i widzę to jaka jest szczęśliwa, może powinnam po prostu to uszanować i się w nich nie wtrącać. – Jeśli mnie okłamuje jemu też odetnę jaja. – wzrusza ramionami, a ja nie potrafię powstrzymać śmiechu. – Choć, napijemy się pysznego latte z karmelem. – dodaje biorąc mnie pod ramię kiedy wychodzimy ze sklepu.

– Nigdy nie wspomniałaś...ale dlaczego Harry stąd wyjechał? – zastanawiam się czy stąpam po cienkim lodzie, mam nadzieje, że moje pytanie nie dało jej nic do myślenia.

Słyszę jak głośno wypuszcza powietrze dlatego spoglądam na nią obracając głowę w jej stronę, widzę, że jej humor się zmienił i widzę mieszane emocje na jej twarzy, długo nic nie mówi, a ja nie dopytuję nic nie dodaje tylko czekam.

– To długa historia i nie warta, poświęcenia jej ani sekundy, uwierz mi... – mówi zrezygnowana z lekkim uśmiechem na ustach kiedy podchodzimy do małej kafejki, czekając w kolejce do złożenia naszego zamówienia, dodaje. – To mój brat i zawsze będę go wspierać, jeśli tylko on sobie na to pozwoli. Jest trudny, zawsze taki był, sama nie wiem, może to przez brak ojca? Albo dlatego, że był jedynym mężczyzną przez długi czas w naszej rodzinie, trochę się pogubił w życiu, a my ze Stefanie w pewnym momencie straciłyśmy z nim kontakt pomimo tego, że mieszkaliśmy pod jednym dachem. – wzrusza ramionami przerywając, ale tylko dlatego, żeby zamówić dwie latte z podwójnym karmelem. – Teraz też jest nikły, częściej przebywa w swoim mieszkaniu, które nawet nie wiem gdzie jest, nawet matka nie wie. – parska pod nosem, a ja zaciskam usta w sznur bo czuję jakieś nieprzyjemne ukłucie z powodu tego, że ja doskonale wiem gdzie ono jest.

– Ludzie ze szkoły go znają, byłam zaskoczona bo wszedł wtedy na imprezę jak jakaś gwiazda. – zwracam na to uwagę, mówię szczerze kiedy odbieram zamówienie, płacąc za na obie muszę mierzyć się z niezadowoleniem Katt. – Tak tą, kiedy odleciałaś. – śmieję się mając między zębami plastikową kolorową rurkę.

– Jest gwiazdą między bandą zjebów, bo sam kiedyś był zjebem, gorszym niż oni wszyscy. – komentuje z goryczą w głosie i naprawdę mam miliony myśli w głowie co tak bardzo skłóciło tą dwójkę rodzeństwa. – Cóż, apropo zjebów. – patrzy gdzieś za mnie dlatego odwracam się i widzę Montiego, który czeka przed butikiem dla kobiet zapewne na Madeleine i nie mylę się, po chwili przekracza próg sklepu i o mało nie dławię się latte z podwójnym karmelem kiedy zaraz za nią z uśmiechem supermodelki wychodzi moja matka.

– Ona jest niemożliwa. – mówię szeptem wpatrując się w ich trójkę, idą prosto w naszą stronę, a ja nawet gdybym chciała uciec nie mam dokąd bo w momencie kiedy o tym myślę trzy pary oczu lądują na mojej osobie.

– Rue, nie wiem kto jest bardziej pojebany...twoja matka czy Monty. – mówi, a ja chcę przyznać jej rację, ale jestem sparaliżowana.

Nie zamieniłam słowa z Rebekah od momentu naszej wymiany poglądów na schodach tamtego dnia, mojego ex widziałam ostatni raz kiedy uprzykrzył mi życie i zdeptał moje morale w domku nad jeziorem, a jego matkę w restauracji kiedy powiedziałam jej czym jej syn szantażował Katt, która nie ma o tym zielonego pojęcia.

– Witajcie dziewczęta. – delikatny uśmiech Madeleine osładza moje nerwy, moja matka mierzy mnie spojrzeniem pełnym pogardy, a Monty, sama nie wiem jest dla mnie nie do rozgryzienia. – Miło cię widzieć Katt i ciebie też Rachel. – dodaje, a ja lekko się uśmiecham i zastanawiam się czy powiedziała to sarkastycznie.

– Dzień dobry, Panią też dobrze widzieć. – mówię starając się być pewną siebie, niewzruszoną i nie mieć przed oczami naszego ostatniego spotkania kiedy odrzuciłam zaręczyny jej syna, który stoi obok niej. – Pięknie Pani w tej sukni. – dodaję szczerze, a ona na nią spogląda i macha ręką cicho śmiejąc się pod nosem.

– Staroć moja kochana, ale dziękuję! – pewien ciężar opada z moich barków kiedy widzę, że traktuje mnie tak jak zawsze.

– Dobrze cię widzieć. – staram się ukryć zaskoczenie kiedy słyszę te słowa z ust Montiego, patrzę na niego i staram się lekko uśmiechnąć, ale nie do końca potrafię to zrobić nawet nieszczerze. Ten w co gra? Jakie są zasady?

– Dobrze musimy już się zbierać bo nie zdążymy na twoje przymiarki garnituru Montmogery. – mówi moja własna matka, która nawet się ze mną nie przywitała skinieniem głowy, potraktowała mnie jakbym nie istniała.

– Och, masz rację, jak ten czas ucieka. – matka mojego ex spogląda na swój złoty zegarek na ręce i znów spogląda na nas, uśmiecha się tak ciepło, że jest mi, aż przykro. – Do zobaczenia skarbie, promieniejesz. – mówi mi do ucha kiedy mnie przytula, a ja zagryzam usta i czuję jak łzy chcą dostać się do moich oczu, kiedy się ode mnie odsuwa doskonale to widzi, ja nie jestem w stanie nic powiedzieć. Jeśli to zrobię rozpadnę się przed nimi na miliony kawałków. – Do zobaczenia, Katty, ucałuj ode mnie mamę. – dodaje na koniec, a kiedy odchodzi macha do nas podczas kiedy Rebekah nawet na mnie nie patrzy, a Monty posyła mi smutne spojrzenie.

– Kurwa, to było popieprzone. – mówi, ale kiedy nic jej nie odpowiadam i nie odwracam się w jej stronę zauważa, że coś się dzieje. Staje naprzeciwko mnie kładąc dłoń na moim barku, nie mogę się teraz rozpaść, nie tutaj, nie przy wszystkich. – Rue? Co się dzieje? – widząc moje oczy widzę ogromne zmartwienie wypisane na jej twarzy. – Chodźmy stąd. – mówi splatając nasze dłonie, ciągnie mnie jak worek w stronę wyjścia z galerii.

Jak ona może być taka podła?

UNDER THE INFLUENCE {HARRY STYLES FANFICTION}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz